środa, 26 lutego 2014

Rozdział 25

Cassie.


-Amando czy masz może jeszcze jeden wolny pokój?-zapytała Pattie.-Dla Justina.
-Co?-krzyknęłam razem z nim, co trochę dziwnie zabrzmiało.
-Emm, tak jasne. Chodź Justin. Zaprowadzę cię.-moja mama kiwnęła głową na znak,że ma iść za nią.
Nagle w pokoju zrobiło się cicho.
 Zostałam sama.

Co do cholery?
Mam 18 lat, a oni nie pozwalają mi spać z MOIM chłopakiem?

Westchnęłam głośno i poszłam do łazienki, by wziąć relaksacyjną kąpiel. Odkręciłam kurki, zdjęłam z siebie brudne ubrania i weszłam pod ciepły strumień wody namydlając całe ciało.

Dzięki ci osobo, która wymyśliła kąpiel.

Po odświeżeniu się nałożyłam na siebie koszulkę i krótkie spodenki do spania. Postanowiłam trochę poczytać,zanim pójdę szukać Justina. Kto wie, gdzie moja mama go zaprowadziła.?!
Wzięłam do ręki "The Last Song" i zaczęłam czytać.
Dlaczego akurat to? Ponieważ podoba mi się historia głównych bohaterów. To jedna z najbardziej romantycznych książek jakie kiedykolwiek czytałam.
Czas leciał niespodziewanie szybko i nim się zorientowałam było już po pierwszej w nocy. Odłożyłam książkę na półkę i po cichu na palcach wyszłam z pokoju. Nie wiedziałam gdzie konkretnie mam iść, no bo skąd miałam wiedzieć, gdzie moja mama go zaprowadziła? Mój dom do największych nie należy, ale nie jest też mały co w tej chwili stanowiło problem.
Zignorowałam jednak tę myśl i otworzyłam pierwsze drzwi.
Nic.
Pusto.
Podeszłam do drugich,lekko je uchyliłam i wystawiłam głowę, by zobaczyć czy ktoś jest w środku. Podeszłam do łóżka, ale jak się okazało była to Pattie.
Na moje nieszczęście,bo to nie jej szukam,prawda? Pattie przekręciła się na drugi bok, a ja spanikowałam i kucnęłam szybko, by zaraz móc się położyć na ziemi mając nadzieję, że mnie nie zobaczy. Po kilku chwilach wstałam z i najciszej jak tylko się da wyszłam z pokoju. Podeszłam do trzecich i ostatnich już drzwi, ponieważ kolejne to była sypialnia mojej mamy, a nie sądzę, by odstąpiła ją Justinowi i lekko je otworzyłam, ale nikogo nie było. Zdezorientowana opuściłam pokój i zeszłam na dół. Myślałam, że może w salonie będzie, ale nie. Po nim ani śladu, jakby zapadł się pod ziemię.
Weszłam do kuchni i nalałam sobie szklankę wody myśląc, gdzie jeszcze nie byłam. Usłyszałam kroki, więc odwróciłam się i zetknęłam się z pięknymi brązowymi tęczówkami.
-Gdzie byłaś?-wyszeptał przyciągając mnie do siebie za biodra.
-Gdzie ja byłam?-zapytałam.-Szukałam cię po całym domu idioto.
-Na prawdę?-zaśmiał się i pocałował delikatnie moje usta.-Ja też cię szukałem. Byłem w twoim pokoju,ale ciebie nie było,więc sprawdziłem jeszcze inne.
-Awww, jakie to romantyczne.-zagruchałam i ścisnęłam lekko jego policzki na co się skrzywił.
-Kogo to obchodzi? Ważne,że się znaleźliśmy,nie?-poruszył brwiami i zdjął moje ręce z jego policzków splatając nasze palce.
-Idziemy spać?-zapytałam ziewając.
-Kochanie dopiero co się znaleźliśmy,a ty chcesz iść spać?-zapytał z udawanym smutkiem wydymając dolną wargę.

Mówiłam już jak bardzo lubię widzieć go tak beztroskiego,spokojnego i...szczęśliwego?

-Chodź.-pociągnął mnie lekko za rękę i zaprowadził do salonu. Usiedliśmy na kanapie zaraz po tym jak wyciągnęłam koc, by nas nim przykryć i zaczęliśmy rozmawiać. Z początku było to wszystko co nam przyszło na myśl, później jednak Justina zaczęło coś drażnić. Jakby sobie o czymś przypomniał i się nad tym zastanawiał.
-Wszystko w porządku?-zapytałam patrząc mu w oczy.
-Tak. Dlaczego pytasz?-zmarszczył swoje brwi patrząc na mnie. Wziął moją rękę i lekko ucałował każdą kostkę. Poczułam jak się rumienie, choć wiem,że zrobił to celowo. Chciał mnie rozproszyć, bym nie pytała o nic więcej.
-Justin.! Pytam poważnie.
-Wszystko okej.O nic się nie martw.-zapewnił.-Chodźmy spać.-Położył się na plecach przyciągając mnie blisko siebie. Oparłam głowę na jego piersi, a on obejmował mnie w pasie.
-Justin?
-hmm..-mruknął,bym kontynuowała. Podniosłam się lekko, bym moc go widzieć i powiedziałam.-Pamiętasz co mówiłeś,zanim wyszedłeś ode mnie?
-Co masz na myśli?-zapytał zdezorientowany marszcząc czoło.

Cholera nawet to w jego wykonaniu było seksowne.

-Powiedziałeś,że opowiesz mi gdzie byłeś i po co,kiedy wrócisz.
-Cass możemy pogadać rano? Jestem zmęczony.
-Przed chwilą jakoś nie byłeś.-powiedziałam z wyrzutem. Czemu tak bardzo chce tego uniknąć? Może to ma jakiś związek z tym czemu wydawał mi się taki zamyślony.?
-Dobranoc.-szepnął i pocałował mój nos.

I tak właśnie zasnęłam w objęciach MOJEGO chłopaka.


***
Nazajutrz obudziły mnie głosy dochodzące prawdopodobnie z kuchni. Otworzyłam zaspane jeszcze oczy i próbowałam wyrwać się z objęć Justina.
-Cass śpij.-mruknął jeszcze bardziej mnie do siebie przyciskając.
Uśmiechnęłam się szeroko i zmierzwiłam jego włosy.-Przestaniesz?-zapytał z otwartym jednym okiem, przez co zachichotałam.
-O patrzcie kto już wstał.-powiedziała Pattie wchodząc do pokoju.-Widzę,że zabawa w szpiega nie była dla was zbyt trudna.
-Zabawa w szpiega?-zapytałam.
Co miała na myśli mówiąc to? Nie możliwe jest to,by mogła przewidzieć,że będziemy się szukać,prawda?
-Ohh, chyba nie myślisz,że was nie widziałam.-upiła łyk swojej herbaty i kontynuowała.-Swoją drogą nieźle się chowacie.
-Cokolwiek.-powiedział Justin wstając.-Która godzina?
Spojrzałam na zegarek.
W sumie mogliśmy jeszcze spać. Jest weekend,więc nie zaszkodziłoby nam leniuchowanie.
-10.36-powiedziałam.
-Kurwa.-zaklął na co Pattie na niego warknęła mówiąc,że ma się zachowywać. Czasami zazdrościłam im relacji. Zachowywali się jak...kumple, a jednocześnie jak rodzina. To urocze.


***
Justin poszedł na górę, więc skierowałam się za nim. Weszłam do mojego pokoju i usiadłam na łóżku patrząc jak chodzi w kółko co chwilę ciągnąć za końcówki włosów.
-Możesz mi w końcu powiedzieć co się dzieje?-zapytałam zirytowana jego zachowaniem.
-Cassie..-zaczął.
Oh. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów zwrócił się do mnie pełnym imieniem. To aż tak poważne?
Spojrzał mi w oczy i zmniejszył odległość między nami stając przede mną.
-Musimy na jakiś czas..no wiesz..-mówił gestykulując. Patrzyłam na niego myśląc jedynie o tym by nie miał na myśli tego co mi przyszło do głowy. Za wszelką cenę próbowałam tę myśl od siebie odgonić.-Zerwać.
aż skończył.

------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć,
 PRZEPRASZAM.

Szczerze?
Mam wrażenie, że z rozdziału na rozdział piszę coraz gorzej.
Mam 456789 pomysłów, ale nie umiem tego obrać dobrze w słowa i..ugh :c
ZASTANAWIAM się nad zawieszeniem...
Nie chciałabym Was zanudzać takimi rozdziałami.

Jak myślicie, dlaczego Justin chce ''zerwać'' z Cass?
I jaka będzie jej reakcja?
Powie jej prawdę?

Wiecie, że jesteście najlepsi prawda?
Dziękuję za prawie 30 tys wyświetleń OMG oO
Za 357 komentarzy *.*
i 14 obserwatorów.
Kocham Was, Dziękuję. < 3



niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 24

Justin.

-Cass nie gniewaj się, proszę. Wytłumaczę ci wszystko jak wrócę, w porządku?
-Tak.-uśmiechnęła się lekko.
-To do później?-upewniłem się, a ona skinęła. Pocałowałem ją delikatnie i wyszedłem, by spotkać się z Jasonem.

***
-Już myślałem, że nie przyjdziesz.-powiedział lekko przestraszony.
-Ta.-prychnąłem.-Powiedz jaki jest dokładnie plan i miejmy to już za sobą.
-Tu masz zdjęcia wszystkich osób z ich grupy.-podał mi dość sporą kopertę,która ująłem.-Są też wszystkie najważniejsze informację,które mogą ci się przydać, kiedy będziesz zdobywać ich zaufanie.
-Co potem?-zapytałem przyglądając się zupełnie obcym mi osobom.
-Potem odbij im moją siostrę.
-Dlaczego ją wzięli?-zapytałem.
Skoro miałem mu pomagać, musiałem znać wszystkie szczegóły.Poza tym byłem ciekawy czemu on sam nie może tego zrobić. W końcu to jego siostra,nie? I skoro tak bardzo mu na niej zależy, to sam powinien ją uratować.
-Zemsta.-powiedział krótko.
-Oh ironio-zaśmiałem się chcąc mu przypomnieć naszą sytuację,kiedy robił wszystko,by zemścić się na mnie.
-Nieważne Bieber. Oni nienawidzą faktu,że jedna z ich dziewczyn odeszła od nich dla mnie, kradnąc przy tym spory towar.
-Czujesz się po tym męski?-zakpiłem z niego, a on posłał mi złowrogie spojrzenie.
-Mówię tylko jak było.-wzruszył ramionami.-A teraz słuchaj musisz wziąć jutro udział w wyścigu i wygrać go. Też tam będę i musimy sobą gardzić,żeby nic nie podejrzewali.
-Czemu sam nie możesz tego zrobić?
-Myślisz,że nie próbowałem? Do tej pory staram się,ale do ich siedziby nie da się dostać ot tak.-pstryknął palcami.
-Mają swoją siedzibę?-zapytałem unosząc jedną brew w niedowierzaniu.
-Handlują narkotykami, więc gdzieś muszą trzymać towar,nie?-warknął zirytowany.
-Okej,cokolwiek.-parsknąłem.-Jak to już wszystko to będę leciał. Narazie.!-Nie czekając na odpowiedz ruszyłem w stronę swojego auta. Uruchomiłem silnik i wyjechałem na drogę kierując się do swojego domu.


Wszedłem do kuchni, gdzie siedziała moja mama i nalałem sobie szklankę wody siadając na przeciwko niej.
-Wszystko w porządku?-zapytałem widząc jej smutna minę.
-Twój ojciec tu był.-Wyprostowałem się na krześle, a moje mięśnie napięły się pod wpływem słowa 'ojciec'.
-Czego chciał?-warknąłem.
-Powiedział mi wszystko.-podniosła na mnie wzrok jakby upewniając się, ze jej słucham i mówiła dalej.-Powiedział,że spotyka się z Amanda. Myślałam,że mogę jej ufać.Zawsze była dobrą koleżanka z pracy.-westchnęła. Ująłem jej dłoń w swoją i podniosłem jej głowę palcami zmuszając,by na mnie spojrzała.
-Amanda nie wiedziała,że on...-zaciąłem się nie wiedząc jak to ująć-że on jest moim ojciec,a twoim byłym mężem.
-Skąd wiesz?-zapytała zmieszana.
-Rozmawiałem z nią tak jakby. To długa historia. Myślę,że sama powinnaś z nią to wyjaśnić.-skinęła niepewnie.-Jak chcesz możesz zrobić to teraz. Miałem jechać do Cass, więc kiedy ja będę u niej ty możesz porozmawiać z Amanda.
-Lubisz tę dziewczynę,prawda?-zaśmiała się.-Ciągle u niej przesiadujesz i prawie cię nie widuje.
-Mamo-jęknąłem przeciągając 'o'.

***
Zatrzymaliśmy się pod posesja mojej dziewczyny. Wysiadłem z auta, by otworzyć mojej mamie drzwi i uśmiechnąłem się lekko. Była trochę wystraszona,ale starała się to ukryć, więc odwzajemniła gest.
Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi i czekałem aż ktoś otworzy patrząc na mamę,która nie była pewna czy dobrze robi.
 Po chwili drzwi się otworzyły, a w nich stanęła uśmiechnięta Cassie. Gestem ręki zaprosiła nas do środka witając się jeszcze z moją mamą i poprowadziła nas do salonu, w którym siedziała Amanda.
-Pattie.-powiedziała ledwo słyszalnie jej mama.
Chyba nie spodziewała się wizyty mojej rodzicielki akurat dzisiaj.
-My pójdziemy do mnie, a wy porozmawiajcie.-powiedziała Cassie ciągnąc mnie za rękę na górę. Zaśmiałem się z jej reakcji i kiedy byliśmy już w jej pokoju zatrzasnąłem za nami drzwi i mocno wpiłem się w jej usta. Oddała pocałunek z tą samą siłą i wplotła swoje palce w moje włosy,kiedy ja bawiłem się jej koszulka przy biodrach masując jej boki. Przygryzłem jej dolną wargę,oddaliłem się lekko i puściłem ją przez co słychać było charakterystyczny dźwięk. Oparłem czoło o jej i uśmiechnąłem się.
-Tęskniłem za tobą.-powiedziałem odgarniając kosmyk jej włosów za ucho.
-Ja za tobą też.


Siedzieliśmy już od jakiś 40 minut rozmawiając. Powiedziałem Cass o moim jakże cudownym tacie i o naszych stosunkach,które bardzo się zmieniły odkąd nas zostawił. Kiedyś byłem z nim blisko. Zawsze wszystko robiliśmy razem,a teraz?
Nawet nie wiem czy bym chciał,by było jak dawniej. Nie po tym co zrobił mojej mamie.
Cass zawzięcie słuchała tego co mówiłem wtulając się w moja klatkę piersiową co jakiś czas pytając o coś.
-Kiedyś byłeś z nim bardzo szczęśliwy.-powiedziała.-Teraz jesteś?
-Jestem szczęśliwy.-przytuliłem ją mocniej i pocałowałem czubek jej głowy.-Bo mam mamę,która zawsze się o mnie troszczy i jest cudowną kobietą. Mam kumpli,na których zawsze mogę polegać i...-podciągnąłem się na łóżku i wskazałem Cass, by usiadła mi na kolanach. Kiedy to zrobiła uśmiechnąłem się i dokończyłem swoją wypowiedź.-I mam piękną dziewczynę,która rozświetla każdy mój dzień,za która szaleje i przez która staje się cholernie ckliwy.-zaśmiałem się mówiąc ostatnie zdanie i pocałowałem ją kolejny raz tego wieczoru. Cass uśmiechnęła się przez pocałunek i złapała moją koszulkę ciągnąc mnie za sobą przez co opadłem na nią leżąc między jej nogami. Jęknąłem w jej usta i przeniosłem się na jej szyję składając mokre pocałunki i szukając jej słabego punktu. Kiedy cicho jęknęła uśmiech wkradł się na moją twarz i już wiedziałem, że to tu. Przygryzłem jej punkt i zassałem się robiąc jej malinkę. Dumny ze swojego dzieła uśmiechnąłem się i znów pocałowałem ją w usta. Objęła mnie w pasie swoimi nogami przez to wydałem z siebie warkniecie. Sytuacja nabierała tępa. Nasze ciała były coraz bardziej rozgrzane,a mój przyjaciel dawał o sobie znać, co Cass musiała wyczuć,ponieważ się zarumieniła.
Wiedziałem, że jeśli teraz nie przerwiemy to nie będę w stanie się opanować.
 Spojrzałem w niepewne oczy Cass i zapytałem.
-Ufasz mi?-pewnie skinęła głową i lekko się uśmiechnęła.-Jeśli nie chcesz niczego to powiedz to teraz zanim będzie za późno.-powiedziałem szczerze.
-Chcę,ale nie chcę..no wiesz..
-Uprawiać seksu?-zaśmiałem się.
 Jest taka niewinna.
 Skinęła lekko głową, a jej policzki się zaczerwieniły.-Więc co wolisz? Palcówkę czy minetkę?-zaśmiałem się wiedząc,że ponownie będzie zakłopotana.
-Juuuustin.!-krzyknęła na mnie i zakryła twarz dłońmi.
Wciąż śmiejąc się wziąłem jej ręce w swoje i splotłem nasze palce nad jej głową.
-Nie bój się. Po prostu mi zaufaj,okej?-skinęła, a ja otarłem się o jej kobiecość swoim wybrzuszeniem. Rozszerzyła oczy w zdziwieniu, więc ją pocałowałem na chwilę odciągając ją od myśli o tym co mieliśmy zamiar robić. Jęknęła i przygryzła wargę pobudzając jeszcze bardziej moje zmysły. Nasze splecione dłonie były na jej głową, podczas gdy ocierałem się o jej centrum.
 Co chwilę wydawaliśmy z siebie jęknięcia przyjemności nie przejmując się tym, że na dole są nasze mamy.
-Ju-stin-zająkała się i zamknęła oczy wypychając swoje biodra ku mnie.
-Cassie.-warknąłem w jej usta.-Tak,mała.-zdążyłem powiedzieć za nim opadłem obok niej ciężko dysząc.
Kiedy nasze oddechy trochę się już uspokoiły odwróciłem głowę i pocałowałem jej lekko odkryte ramie. -Dziękuję.-powiedziałem.
Usłyszeliśmy śmiechy, które były coraz głośniejsze, więc automatycznie na siebie spojrzeliśmy. W pokoju rozległo się pukanie. Cass szybko wstała i usiadła na łóżku poprawiając włosy. Zrobiłem to samo, ale zdecydowanie wolniej od niej.
-Cześć, nie przeszkadzamy?-zapytała Amanda.
-Nie.-powiedziała od razu Cassie lekko się uśmiechając.
-Kochanie czy ty się dobrze czujesz? Nie masz gorączki?
-Co? Mamo nic mi nie jest.-zaśmiała się zdenerwowana.
-Jesteś cała czerwona. Może przyniosę termometr?
-Nie,nie,nie. Na prawdę mi nic nie jest. Tylko trochę tu gorąco.-Nasze mamy wymieniły ze sobą spojrzenia, które znaczyły ''Jakoś jej nie wierzę'.
-Justtiiiiin.-przeciągnęła moja mama karcąco.
-Po prostu ćwiczyliśmy.-powiedziałem.
Czułem na sobie spojrzenia wszystkich,ale olałem to.-Coś się stało,że tu jesteście?
-Tak,przyszłyśmy powiedzieć, że zostajecie na noc.
-Okej.-skinąłem głową.
-Amando, masz może jeszcze jeden pokój wolny?-zapytała moja mama.-Dla Justina.
-Co?-krzyknąłem zdezorientowany, a Cass razem ze mną przez co wyszło jeszcze bardziej niezręcznie.

UPS.

----------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, wiem, że jest krótki i przepraszam.
Ale ten i kolejny tydzień jest po prostu ugh. :c

Więc chciałabym żebyście sami wybrali czy wolcie mieć rozdział częściej, ale krótszy czy rzadziej, ale dłuższy.
 ( Tylko przez 2 tygodnie ),

ponieważ:

  1. Mam sprawdzian z historii, a niestety na ten przedmiot muszę się uczyć.
  2. Mam poprawkę z matmy, więc tym bardziej muszę się uczyć.
  3. W piątek przyjeżdża rodzinka, bo w sobotę mam wyprawianą rodzinną osiemnastkę.
  4. W przyszłą sobotę mam kolejną osiemnastkę, tym razem dla znajomych, więc muszę pościągać piosenki i ogólnie zacząć się przygotowywać.

                                      
        Przepraszam
                             Mam nadzieję, że mi wybaczycie.

Miłego Wieczoru. :) < 3


piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 23

Cassie.

Kiedy Justin wybiegł z mojego domu od razu za nim pobiegłam. Próbowałam z nim porozmawiać, wolałam go, krzyczałam a on? On po prostu mnie olał. Wsiadł do auta i odjechał zostawiając mnie samą bez wyjaśnienia.
Byłam zagubiona. Tu nie tylko on potrzebował wyjaśnień, ale i ja. Nagle okazało się, że Jeremy jest jego ojcem, co znaczy że to były mąż Pattie.
Kiedy poznałam Jeremiego to powiedział, że żona go zostawiła, bo się nim 'znudziła', jakkolwiek to brzmi, ale nie wydaje mi się, by mama Justina mogła tak postąpić. Tym bardziej po tym co mówił Justin dzisiaj do swojego ojca.
To wszystko było chore. Musiałam tam wrócić i wszystko wyjaśnić. Ktoś kłamał, a ja musiałam się dowiedzieć kto

***.
-Czy ty siebie słyszysz?-usłyszałam moją mamę krzycząca, gdy weszłam z powrotem do domu.-Okłamałeś mnie. Okłamywałeś przez cały ten czas.-mówiła chwytając się za głowę. Jeremy podszedł do niej i chwycił jej ramię, ale ona odsunęła się.-Nie dotykaj mnie.-powiedziała przez płacz. Weszłam głębiej do salonu, by mnie widzieli i podeszłam do niego.
-Jest pan zadowolony?-zapytałam z kpiną.
-Cassie nie wtrącaj się.-powiedziała moja mama z łamiącym się głosem.
-Przez niego Justin sobie pojechał i się do mnie nie odzywa. W dodatku ty płaczesz i jak mam się nie wtrącać?-podniosłam głos patrząc na jej załzawione oczy.
-Justin zawsze był wybuchowy. Przejdzie mu.-mówił jakby nic się nie stało, co wkurzyło mnie jeszcze bardziej. Zresztą jakim prawem on się wypowiada na jego temat.
-Co proszę?-Stałam przed nim śmiejąc się.-Oh, może przy tobie jest taki, ale nie przy mnie, więc nie gadaj głupot.
-Jesteś pewna?.-warknął zły.
-Jeremy przestań.-odezwała się mama i kiwnęła głową bym poszła do swojego pokoju. Skinęłam, ale po głowie chodziło mi jeszcze jedno pytanie, które musiałam mu zadać.
-Czemu tak na prawdę rozstałeś się z Pattie?
-Już mówiłem, więc po co pytasz?
-Po prostu odpowiedz.-powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
-Nie dogadywaliśmy się, po prostu.
-Oh.-tylko tyle udało mi się wyrzucić zanim skierowałam się do swojego pokoju mówiąc jeszcze mamie, że w razie gdyby mnie potrzebowała to będę u siebie. Teraz już wiedziałam kto kłamał. Dziwnym trafem ostatnio miał inny powód rozstania..Dość przykre

***.
Już od jakiś 3 może nawet więcej godzin siedziałam w swoim pokoju pisząc do Justina i prosząc go o rozmowę. Nie interesowało mnie już nawet to, że pewnie wychodziłam na idiotkę i narzucałam mu się. Po prostu wiedziałam czego chce.
Kiedy Jeremy opuścił nasz dom, moja rodzicielka przyszła ze mną porozmawiać. Mówiła, że zawiodła się na nim, że bardzo często kłamał, że nie wiedziała, że to Pattie były mąż i że w pełni rozumie wybuch Justina. Myślę, że po tej rozmowie nam obu poprawił się choć trochę humor. Teraz brakowało mi już tylko Justina. Co jeśli nie będzie chciał mnie już znać?


Włączyłam komputer, by porozmawiać z Kate. Czemu nie mogłyśmy pogadać przez telefon?
 Bo wciąż miałam nadzieję, że Justin się odezwie.
Opowiedziałam jej co się stało, a ona zaproponowała, że do mnie przyjedzie. Nie chciałam, by zmieniła swoje plany specjalnie dla mnie, ale ona się uparła. Nie mogłam nic poradzić. Czekałam na nią słuchając muzyki, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Moja mama otworzyła, jednak przed domem nikogo nie było, więc wróciłam do siebie. Po jakiś 10 minutach dostałam smsa. Szybko rzuciłam się na łóżko z nadzieją, że to Justin i odblokowałam telefon.

'Cassie kochanie będę za około 30 min. Mama nie chce mnie puścić, póki nie posprzątam. -.- Kocham Cię, do zobaczenia niedługo ;) x'

Westchnęłam głośno i opadłam na łóżko. Dlaczego to nie mógł być Justin?
Śpiewałam sobie pod nosem piosenkę Chrisa Browna-Without You, gdy po raz kolejny rozległ się dzwonek. Wstałam, by otworzyć drzwi Kate, jednak gdy zobaczyłam kto stoi w przedpokoju-zamarłam. Złapałam się poręczy i nie byłam w stanie wykonać żadnego kroku. Słyszałam o czym rozmawiają, ale nie wsłuchiwałam się zbytnio. Wciąż byłam zszokowana.
Justin wyjął kwiaty zza pleców i wręczył je mojej mamie przepraszając za swoje zachowanie.
-Czy...-zaczął.-Cass jest bardzo na mnie zła?-zapytał moja mamę.
-Nie.-powiedziałam z lekkim uśmiechem patrząc na niego, a on to odwzajemnił. Moja mama odeszła zostawiając nas samych i dopiero wtedy Justin odważył się ruszyć w moją stronę.
-Przepraszam, że nie odpisywałem. Byłem zły, bo myślałem, że o wszystkim wiedziałaś. Musiałem sobie to poukładać i pomyśleć chwilę.-patrzył mi głęboko w oczy podczas, gdy ja stałam przed nim cicho. Zaniepokoił się chyba trochę i wyjął kwiaty zza pleców z myślą, że w ten sposób mu szybciej wybaczę.
Szkoda, że nie wiedział, że wcale nie jestem na niego zła. Uśmiechnęłam się do niego, wzięłam bukiet tulipanów i przystawiłam go do nosa w celu powąchania.
-Pięknie pachną.-powiedziałam.-Dziękuję.
-Nie tak ładnie jak ja.-uśmiechnął się ukazując szereg białych zębów.
-Chodź.-powiedziałam śmiejąc się z jego pewności siebie i chwyciłam jego dłoń, by zaprowadzić go do mojego pokoju.

Zeszłam na dół, by wziąć jakiś wazon, mówiąc Justinowi, że zaraz wrócę. W kuchni nalałam wody i z uśmiechem weszłam na schody. Nie udało mi się jednak pójść za daleko, ponieważ po raz kolejny dzisiaj zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Cześć.-uśmiechnęła się Kate.

 Cholera........teraz?

-Cze-eść.-powiedziałam.
-Przyszłam nie w porę?-zapytała.-Justin jest u ciebie?
-Tak. Niedawno przyszedł. Wejdź.
-Jesteś głupia czy głupia Cassie?-zapytała i skrzyżowała ręce.-Wyjaśnijcie sobie wszystko, a potem do mnie zadzwoń,dobrze?-ucałowała mój polik i odeszła.

Mówiłam już jak bardzo ją kocham?

-Utknęłaś w tej kuchni czy jak?-zaśmiał się Justin, kiedy weszłam. Postawiłam wazon na szafce przy moim łóżku i włożyłam w niego kwiaty. Poczułam ręce owijające moją talie przez co mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Są śliczne, ale wiesz że nie musiałeś,prawda?
-Musiałem.-powiedział muskając ustami moje ucho. Odwróciłam się do niego i stanęłam lekko na palcach, by pocałować jego policzek jednak on przekręcił głowę tak, że trafiłam w jego usta. Uśmiechnął się zwycięsko i polizał moją dolną wargę prosząc o dostęp. Nie dałam mu go drażniąc się z nim więc jedną ręką stopniowo podnosił moją koszulkę. Pociągnęłam go delikatnie za włosy na co jęknął i przyciągnął mnie bliżej siebie przez co lekko się wygięłam. Jego ręka zbliżała się już do moich piersi.
 
Bądź twarda-powtarzałam sobie w myślach.

Nagle poczułam jak Justin odrywa się ode mnie i cofa o krok.
-Zrobiłam coś nie tak?-zapytałam zmieszana.
-Nie Cass.-zapewnił mnie.-To ja się zapędziłem. Przepraszam.
-Ostatnio ciągle przepraszasz.-powiedziałam.-A mówiłeś, że nigdy tego nie robisz.
-To twoja wina.
-Słucham?-prawie krzyknęłam.
-Nie chce tego spieprzyć, a ciągle mam wrażenie, że postępuje źle.-podeszłam do niego i ujęłam w dłoń jego prawy policzek.
-Cholera Justin starasz się bardziej niż jakikolwiek inny chłopak, a ja to doceniam. Nawet nie wiesz jak bardzo ci dziękuję.-mówiłam szczerze. Justin patrzył na mnie przez chwilę, a potem pocałował moje czoło.
-Opowiesz mi o swoim tacie?-zapytałam cicho, a on skinął i wyciągnął telefon z kieszeni, z której wydobył się dźwięk smsa.
-Będziesz zła jeśli porozmawiamy o tym później?-zapytał znów całując moje czoło.
-Coś się stało?
-Muszę coś załatwić.-powiedział.-Jeśli chcesz mogę przyjechać do ciebie później,huh?
-Okej.
-Cass nie gniewaj się proszę. Wytłumaczę ci wszystko jak wrócę,w porządku?
-Tak.-uśmiechnęłam się.
-To do później?-zapytał a ja skinęłam głową. Pocałował mnie delikatnie i wyszedł.

Wtedy kiedy ja pragnęłam jego warg na moich.


-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Witajcie Mordeczki < 3

Rozdział trochę nudny, wiem to... :c
Ale chciałam żebyście znali perspektywę Cass. :)

Jak myślicie co takiego wypadło Justinowi?
Będzie drama czy raczej to coś innego ?

JESTEŚCIE NAJLEPSI, DZIĘKUJĘ. < 3

PS. Po przeczytaniu wchodzimy TU i nabijamy wyświetleń przy Baby :)

Miłej nocy kochani .! xx


środa, 19 lutego 2014

Rozdział 22

Justin.


-Tata?-zapytałem zdziwiony i ścianąłem mocniej rękę Cass zapominając, że wciąż ją trzymam. Moja dziewczyna cicho syknęła i uwolniła dłoń z mojego uścisku. Spojrzałem na nią przelotnie, by znów powrócić do ojca.

Co on tu u licha robił?

-Justin, co tu robisz?-zapytał krzyżując ręce, na co ja tylko prychnąłem. Całej niezręcznej sytuacji przyglądała się Cass i jej mama. Wiedziały, że jesteśmy spokrewnieni? Musiały wiedzieć, przecież mamy to samo nazwisko.

Kurwa.

-Co ja tu robię?-zapytałem ironicznie.-Może powinienem zapytać o to ciebie,huh?-warknęłem wkurzony. Teraz już wiem dlaczego mama mówiła, że zatrzymał się tu na kilka dni. Tylko szkoda, że te jego kilka dni się nie kończą i że siedzi sobie właśnie w domu mojej dziewczyny.

Co jest do cholery?

-Po prostu wysłuchaj mnie i nie podejmuj pochopnych wniosków,w porządku? To się da wytłumaczyć-odezwał się. Pokręciłem przecząco głową śmiejąc się.
-Nic nie jest w porządku i to twoja wina, rozumiesz?-krzyczałem nie mogąc się już opanować.-Zniszczyłeś wszystko.! To samo chcesz zrobić im?-przejechałem wzrokiem kiwając głową w zamyśloną Cass i jej mamę.
-Justin dość.!-krzyknął rozzłoszczony.
-Masz rację, dość. Narazie tatusiu.-prychnąłem pod nosem i wyszedłem trzaskając drzwiami, bez przejmowania się konsekwencjami. Cass wybiegła za mną i próbowała porozmawiać, ale olałem ją. Szybkim krokiem wsiadłem do auta i pojechałem w bardzo dobrze znane mi miejsce zostawiając ją bez wyjaśnienia.

***
Szybka jazda, adrenalina, samochody, rywalizacja, a jednocześnie zabawa... To wszystko pobudza moje endorfiny. Czuje się wtedy tak dobrze. Nie liczy się nic poza tym co jest tu i teraz. Moje ciało się odpręża.
Jestem w swoim świecie.


Jechałem ponad 190 km/h co chwilę przyspieszając. Krew bardziej pulsowała, serce mocniej biło.. Na zakrętach idealne drifty, mimo dużej prędkości... Idealnie.
Nikogo wokół mnie nie było, ale w moich uszach słychać było wiwaty, ludzi krzyczących kto wygra, samochody które przyśpieszały, by szybciej dostać się na metę.
 
To był mój świat.
 Tu ja byłem panem.

Zatrzymałem się po skończeniu trasy i oparłem głowę o kierownicę głośno wzdychając. Kiedy jadę nie myślę o niczym prócz jazdy. Wyścig przejmuje nad moim ciałem kontrolę, ale kiedy przejeżdżam przez linie mety wszystko pryska. Jakby wszystko co dobre zniknęło i została szara rzeczywistość.
Siedziałem tam nie zdając sobie sprawy z tego, że czas tak szybko mija. Myślałem o tym co powie mi Cass i co ja powiem jej. Przez ten cały czas dzwoniła do mnie i pisała. Po pewnym czasie wyłączyłem telefon, by mnie nie kusił. Czułem się źle. Bardzo źle. Zazwyczaj w takich sytuacjach szedłem do clubu. Alkohol, taniec i seks..wiecie o czym mówię.
To zdecydowanie poprawiało mi humor, choć na chwilę, ale nie mogłem tego zrobić. Czułem się oszukany przez Cass, ale cholera nie mógłbym.

W końcu postanowiłem pojechać do szpitala i odwiedzić Chaza. Jechałem już nieco wolniej, bo byłem w mieście, a nie na obrzeżach. Wszedłem do szpitala i od razu skierowałem się do pokoju.
Był pusty.
 Co jest?
Podszedłem do pielęgniarki, która wychodziła właśnie z innego pokoju i zapytałem.
-Przepraszam, gdzie jest Chaz Somers?-kobieta spojrzała na mnie i usmiechnęła się przelotnie.
-Wyszedł jakieś 2 h temu.-powiedziała po czym odeszła.
Zdezorientowany wyszedłem z powrotem na zewnątrz otwierając drzwi od auta po czym wszedłem do środka i zająłem swoje miejsce. Uruchomiłem telefon i przejrzałem* wszystkie wiadomości i nieodebrane połączenia. Większość z nich była od Cass jednak było też kilka od chłopaków.
Zostawiając chwilowo wszystkie wiadomości zadzwoniłem do Ryana, który dobijał się, gdy miałem wyłączony telefon.
-No nareszcie, kurwa.-warknął choć słychać było w jego głosie coś jak ulga.-Gdzieś ty był, jak dzwoniliśmy?
-Musiałem pomyśleć.-powiedziałem.-Co jest i gdzie jest Chaz?
-Jesteśmy u niego. Będziesz?-zapytał.
-Taa, zaraz przyjadę.-I po tych słowach się rozłączyłem.

Teraz potrzebowałem kumpli.

***
-Siema.!-powiedziałem na wejściu i przybiłem z każdym tzw żółwia.
-Co było tak ważnego, że wyłączyłeś telefon?-zapytał Chris.
-Mój ojciec był w domu Cass z jej mama.
-Co?-krzyknął zdezorientowany Ryan.
-Co to ma kurwa znaczyć?-odezwał się Chaz.
-Sam chciałbym wiedzieć.-splunąłem.-Wróciliśmy z Wesołego Miasteczka i mieliśmy iść do Cass, ale w salonie zastaliśmy jej mamę i...jego.
-Chwila, chwila ty, tzn wy serio byliście w Wesołym Miasteczku?-zaśmiał się Josh zakrywając usta dłonią, by się nie roześmiać.
-Czy to kurwa ważne?-krzyknąłem.-Co jeśli Cassie miała się do mnie zbliżyć, bo mój ojciec jej kazał? Albo co jeśli Cass...-mówiłem wszystko to co przychodziło mi na myśl, ale chłopakom się to nie podobało i mi przerwali.
-Koleś słyszysz siebie? Na prawdę myślisz, że miała z tym coś wspólnego?-warknął zły.-Osadzasz własną dziewczynę, ale kurwa wysłuchałeś jej chociaż?-Spojrzałem na krzyczącego Ryana, który zazwyczaj ma rację i nic już nie powiedziałem. Nie wiedziałem co. Nie wiedziałem co Cassie by mi powiedziała. Może faktycznie nic nie wiedziała? Cholera.-Nawet jej nie wysłuchałeś.-prychnął pod nosem.-Gratuluję dojrzałości. I wiesz co?-zapytał podchodząc bliżej mnie i wystawił ku mnie swój palec.-Nie zdziwię się jeśli przestanie ci ufać. Wiesz czemu?-wciąż milczałem przełykając głośno ślinę.-Bo spieprzyłeś stary.-dokończył i odszedł zostawiając mnie w osłupieniu.

Siedziałem przed resztą naszej paczki, ale czułem się dziwnie. Jakby każdy mnie oskarżał. Czy na prawdę, aż tak źle zareagowałem? Jestem ciekaw co oni zrobiliby na moim miejscu.
-Na co ty liczysz?-zapytał Chaz. Spojrzałem na niego, a on zaczął mówić.-Jedź do niej kretynie, zanim cię znienawidzi.

***
Już od jakiś 15 minut stałem pod jej domem i bałem się wejść. Jej mama będzie na mnie zła, to pewne. Cass pewnie też. Cholera, może powinienem zawrócić i dać im spokój?
Wyjąłem telefon z kieszeni i spojrzałem na godzinę. 20.17 może już śpią? -kretynie jest 20, a ty myślisz,ze śpią.-wyśmiała mnie moja podświadomość.
Przypomniałem sobie o nieprzeczytanych sms od Cass. Otworzyłem je i zacząłem czytać.

'Cholera, Justin odezwij się. Martwię się :c'

'Przepraszam nie wiedziałam, ze to twój tata. Na prawdę.! Proszę porozmawiaj ze mną.!'

'Odezwij się proszę'

'Daj mi choć 5 min na rozmowę, jeśli później nie będziesz chciał mnie znać, zrozumiem. Porozmawiajmy, nie wiedziałam. Przepraszam'

Schowałem telefon z powrotem do kieszeni nie chcąc czytać nic więcej. Skłamałbym gdybym powiedział, że nie zabolał mnie ostatni sms. Na prawdę myślała, że nie będę chciał jej znać? Postąpiłem jak pieprzony egoista i teraz muszę to naprawić. Otworzyłem drzwi i wyszedłem z auta. Pod drzwiami zadzwoniłem raz dzwonkiem i czekałem aż ktoś mi otworzy, jednak kiedy usłyszałem kroki wpadłem na pomysł i schowałem się w drzewkach, które rosły przed domem z nadzieja, że nikt mnie nie zauważy. Na moje szczęście drzwi zostały otworzone, a mnie nie zauważono. Kiedy tylko się zamknęły wstałem z ziemi, otrzepałem spodnie i ruszyłem do auta odjeżdżając

***.
-Dobry Wieczór.-przywitałem się ze starszą panią w kwiaciarni.
-Czego byś sobie życzył chłopcze?-zapytała z uśmiechem.
-Coś ładnego, bardzo ładnego. Szczerze to nie znam się na tym, więc liczę, ze pani mi pomoże.-powiedziałem drapiąc się po karku.
-Z jakiej okazji?-zapytała.
-Eem..-zająkałem się.-To na przeprosiny.
-W porządku. Coś znajdziemy.-powiedziała rozglądając się po półkach z różnymi kwiatami.-Może te?-pokazała na kolorowe tulipany.-Myślę,że mogłabym ci to jakoś upiąć i wyszedłby z tego bardzo ładny bukiet.
-Świetnie. Byłbym wdzięczny.-posłałem jej uśmiech. Kobieta wzięła kilka kwiatów i zaczęła je łączyć, dodając różne elementy.-I gotowe.-powiedziała dumnie podając mi bukiet. Uśmiechnąłem się szeroko i wziąłem go od niej.
-Czy mogłaby pani zrobić jeszcze jeden taki sam?-zapytałem niepewnie.-Myślę, że jej mamie też należą się wyjaśnienia.-powiedziałem bardziej do siebie, ale kobieta chyba to usłyszała, ponieważ kiwnęła głową i szeroko się uśmiechnęła. Po skończonej pracy, zapłaciłem kobiecie dziękując i pojechałem do domu Cass zmierzyć się ze swoimi konsekwencjami.

***
Po raz kolejny dzisiaj dzisiaj zadzwoniłem dzwonkiem tym razem czekając. Całą drogę tu obmyślałem co powiem, kiedy będę tu stać. Miałem przygotowaną mowę, ale wszystko mi wyleciało,a drzwi się otworzyły. Stała w nich mama Cassie.
-Dobry Wieczór.-powiedziałem starając się, by brzmiało to dość pewnie.
-Cześć Justin. Wejdziesz?-zapytała otwierając szerzej drzwi. Wszedłem za jej prośbą i biorąc wielki wdech zacząłem mówić.
-Ja..chciałbym panią przeprosić za dzisiaj. Zachowałem się na prawdę niestosownie. Powinienem zapanować nad emocjami, przepraszam.-powiedziałem i wręczyłem jej bukiet kwiatów zza pleców. Uśmiechnęła się, to chyba dobrze nie?
-Justin nie musisz przepraszać. To nie twoja wina.-zapewniła.-Miałeś do tego prawo. W prawdzie nie wiem jak jest na prawdę między tobą a Jeremym, ponieważ to co mówił lekko odbiegało od sytuacji z dzisiaj.-skrzywiła się.-Ale jestem pewna, że nie zrobiłeś nic złego. To ja powinnam Cię przeprosić. Mogłam się upewnić lub chociaż domyślić, że jesteście rodziną mimo, iż mieszkacie daleko. A za kwiatki oczywiście dziękuję. Są piękne.-posłałem jej uśmiech i spuściłem wzrok.
-Czy..-zacząłem.-Cass jest bardzo na mnie zła?-zapytałem ją.
-Nie.-ktoś powiedział. Odwróciłem się i ujrzałem moja dziewczynę stojąca na schodach z uśmiechem.

------------------------------------------------------------------------------------------

hej, hej, hej misiaki .! :)

No i jestem z kolejnym rozdziałem.
Mam nadzieję, że jest dość długi, huh?

Wiecie, że jesteście cudowni?
Tak bardzo dziękuję za wszystkie wyświetlenia, komentarze i obserwacje.

Jakieś pytania? Twitter
Informowani? TU
Spam? Chętnie poczytam coś nowego. :) TU


Kocham Was.
Miłego wieczoru/nocy < 3


poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 21

Cassie.

-To Justin?-zapytała moja rodzicielka, ale ją zignorowałam i otworzyłam treść wiadomości.


'Jak rozmowa z mamą, piękna?
Mam nadzieję, że nie rozmyślilas się co do jutrzejszej randki i dasz mi się porwać ;)
Siedzę właśnie u Chaza, który wciąż o Tobie nawija, powinienem być zazdrosny?
Dobranoc Księżniczko ;) xoxo'


Mimowolnie na moje usta wkradł się uśmiech. Zastanawiałam się przez chwilę co mu odpisać, aż w końcu wymyśliłam,ale rozległ się dzwonek do drzwi. Mama poprosiła bym otworzyła przez co nie mogłam tego teraz zrobić. Podeszłam do drzwi i wyjrzałam przez wizjer.

Cholera, kompletnie zapomniałam o Kate.

Szybko otworzyłam, a dziewczyna rzuciła się, by mnie uściskać. Oddałam gest i zaśmiałam się cicho.
-Dzień Dobry Amando.-przywitała się z moją rodzicielka, kiedy ta wyszła z kuchni i posłała jej uśmiech.
-Cześć Kate. Jesteś głodna?-zapytała ją.
-Nie, dziękuję. My już pójdziemy.-spojrzała na mnie, chwyciła moją dłoń i skierowała nas do mojego pokoju.-Więc...-zaczęła siadając na łóżku.-Jak ci się układa z Justinem? Nie zmusza cię do niczego? Jest dla ciebie dobry? Szanuje cię?-zadawała pytania jedno po drugim na co wybuchnęłam śmiechem.
-Jesteś gorsza niż moja mama, kiedy mnie przesłuchuje, wiesz?
-Oh, zamknij się. Chce tylko wiedzieć, że dobrze się przy nim czujesz.-powiedziała cicho i uśmiechnęła się.
-To ci gwarantuję.-powiedziałam pewnie.
Resztę wieczoru spędziłyśmy na rozmowach. Dowiedziałam się o kilku pikantnych rzeczach między Kate, a Chrisem i miałam wrażenie, że Gucio na prawdę o nią dba. Nie mówię tu tylko o takich rzeczach, nie, nie, nie. Miałam na myśli ich wspólne spędzanie czasu. Myślę, że do siebie pasują.
Kiedy zbliżała się już północ poszłyśmy się myć. Po całym dzisiejszym dniu zdecydowanie kąpiel to była najlepsza rzecz.
-Nie chce mi się iść jutro do szkoły.-jęknęła Kate, kiedy leżałyśmy już wygodnie w łóżku oglądając jakiś program w telewizji.
-Oh, jeszcze jeden dzień wytrzymasz.-zaśmiałam się.-A teraz idź spać.-wyłączyłam telewizor i przekręciłam się na drugi bok mówiąc jeszcze 'Dobranoc' i odpłynęłam.


***
Obudziły mnie promienie słoneczne wpadające przez okno. Podniosłam się lekko, by chwycić z szafki telefon i spojrzałam na godzinę. 6.32 Super mam jeszcze jakieś pół godziny spania, ale znając mnie jeśli teraz znów się położę, to nie wstanę na określoną godzinę. Jęknęłam dość głośno, ale nie na tyle by obudzić Kate i wstałam. Założyłam kapcie na nogi by mi nie zmarzły i udałam się do łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic, i oczyściłam twarz. Wychodząc z pokoju zobaczyłam, że Kate jeszcze śpi, więc postanowiłam ją obudzić. Podeszłam po cichu do łóżka i skoczyłam na nie. Usiadłam na przyjaciółce lekko podskakując, by w końcu zeszła, jednak ona tylko się śmiała, przez co musiałam wymyślić coś innego. Zaprzestałam swoich czynności i zeszłam z niej, by usiąść na swojej połowie łóżka,a później ją popchnąć. Nim się zorientowała leżała już na ziemi, a ja nie mogłam przestać się śmiać.

Przynajmniej się obudziła,nie?

-Nienawidzę Cię.!-warknęła podnosząc się.
-Kochasz mnie.-posłałam jej buziaka i szeroko się uśmiechnęłam.-A teraz idź się ogarnąć, a ja zrobię śniadanie.
Zeszłam na dół z myślą, że nikogo nie będzie. Jednak myliłam się. W kuchni siedziała moja mama i....Jeremy. Chrząknęłam chcąc zwrócić swoją uwagę, a oni odwrócili się i posłali mi uśmiech.
-Cześć Kochanie.-przywitała się mama.-Siadajcie póki jest jeszcze ciepłe.
-Ee..jasne tylko pójdę po Kate.-powiedziałam po czym od razu pobiegłam do swojego pokoju. Zapukałam do drzwi od łazienki krzycząc przyjaciółce, by się pospieszyła.
Chwilę potem stała już koło mnie zwarta i gotowa.
-Chodź.-popędziłam ją. Zeszłyśmy na dół i weszłyśmy do kuchni.
-Dzień Dobry.-powiedziała Kate posyłając im uśmiech, który odwzajemnili. Usiadłyśmy do stołu i w pośpiechu jadłyśmy jajecznice.

-Czemu nie powiedziałaś mi, że twoja mama kogoś ma?-zapytała, kiedy szłyśmy na przystanek.
-Nie było o czym mówić.-wzruszyłam ramionami.-Poza tym nie wiedziałam, że oni tak na serio.-dokończyłam.
Autobus przyjechał chwilę po tym jak przyszłyśmy. Spokojnie weszłyśmy i pogrążone w swoich myślach zajęłyśmy miejsca. Myślałam o dzisiejszym spotkaniu z Justinem. O naszej...randce. Czy ja się od niego uzależniłam? To normalne, by tak ciągle o kimś myśleć? Już sama nie wiem. Boję się. Na prawdę bardzo się boję, ale z drugiej strony czuje, że mogę mu zaufać. Czuje się przy nim bezpieczna i.. trochę piękna. Uwielbiam, kiedy mówi do mnie, bo uwielbiam go słuchać. Nie ważne co mówi, na jaki temat i w jaki sposób. Po prostu lubię go słuchać. Lubię kiedy się uśmiecha. Jego uśmiech i śmiech jest tak bardzo zaraźliwy. Lubię jego oczy. Piękne brązowe oczy, z których można wiele wyczytać. Czasem jest to ból, złość, pożądanie, a kiedy jest z przyjaciółmi szczęście, radość i szczerość. Lubię jego lekko pulchne malinowe wargi, które tak niesamowicie całują.
Chwila, nie, nie powiedziałam tego.
 Lubię jego miękkie włosy, którymi mogę się bawić. Lubię kiedy mnie słucha i uśmiecha się do mnie. Lubię jego wybuchowy charakter. Czasami kiedy jest wkurzony krzyczy, ale po chwili się uspokaja.

Stara się..dla mnie?
 
Lubię kiedy trzyma mnie w ramionach. Lubię kiedy jest przy mnie i patrzy na mnie. Lubię kiedy trzyma mnie za rękę.

Lubię jego.
 
-Cholera Cassie rusz się, noo-krzyknęła Kate łapiąc mnie za rękę i wyprowadzając z autobusu, byśmy razem mogły przeżyć ostatni dzień w szkole.


***

-Ile można na Ciebie czekać?-zapytał Justin z szerokim uśmiechem i pocałował mnie w policzek.
-Przepraszam, zagadałam się z Kate.-przyznałam wsiadając do auta.-Dokąd jedziemy?
-Niespodzianka.-powiedział po czym odpalił silnik i ruszył spod szkoły. Patrzyłam przez okno podziwiając widoki, które nigdy dotąd nie były mi znane. Na prawdę nie wiedziałam gdzie jestem. Chciałam go o to zapytać, ale wiem że i tak by mi nie powiedział, więc siedziałam cicho. Jechaliśmy już jakieś 40 minut, a on wciąż się nie zatrzymywał. Może zabłądził?
-Wszystko w porządku?-zapytał patrząc na mnie. Chwycił moją dłoń i patrząc na drogę pocałował każdą moją kostkę. Czułam jak moje policzki płoną.
-Tak.-powiedziałam.-Daleko jeszcze?.-Moje pytanie było trochę zbędne, bo akurat wtedy Justin zjechał na parking pełen samochodów. Zatrzymał się na wolnym miejscu i szybko wysiadł z auta, by otworzyć mi drzwi. Grzecznie podziękowałam i uśmiechnęłam się do niego.
-Odwróć się.-nakazał. Wytrzeszczyłam oczy nie wiedząc co zamierza, ale posłusznie wykonałam jego prośbę. Umieścił swoje dłonie na moich oczach, przez co nic nie widziałam.-Zaufaj mi.-szepnął mi do ucha. Skinęłam, a on lekko mnie popchnął bym szła. Zatrzymaliśmy się dopiero po kilku minutach. Pewnie bylibyśmy szybciej, gdyby nie fakt, że nic nie widziałam i plątały nam się nogi, ale to nie istotne. Ważne, że przez tą drogę dużo się śmialiśmy. Opuścił swoje dłonie, a ja zaniemówiłam. Byłam w kompletnym szoku i szczerze? Nigdy nie spodziewałabym się, że Justin zabierze mnie w takie miejsce. Przede mną było Wesołe Miasteczko rozumiecie to? Wszędzie karuzele, rollercoastery, krzywe lustra, wata cukrowa, budki w których można było wygrać dużego misia i mnóstwo innych rzeczy. Wspomnienia przejęły nade mną kontrolę i nie wytrzymałam. Kilka łez spłynęło po moim policzku. Odwróciłam się do Justina i mocno wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Objął mnie i szeptał uspokajające słówka. Czułam się tak dobrze.
-Cass hey, spójrz na mnie.-poprosił. Podniosłam lekko głowę i spojrzałam w jego hipnotyzujące oczy.-Przepraszam jeśli przesadziłem, może nie powinienem..-zaczął głaskając delikatnie mój polik, ale zamknęłam mu usta pocałunkiem.
-Dziękuję.-powiedziałam, kiedy się od niego oderwałam. Uśmiechnął się i złączył nasze dłonie.-Nie mogę się doczekać kiedy pójdziemy na ten młyn.-krzyknęłam podekscytowana pokazując mu, gdzie najpierw chce iść i pociągnęłam go w tamtą stronę.

Staliśmy właśnie pod kilkunastometrowym młynem, kiedy zobaczyłam jakaś dziewczynkę. Płakała więc podeszłam do niej i kucnęłam. To samo zrobił Justin.
-Co się stało?-zapytałam cicho.
-Zgubiłam moją grupę.-zapłakała. Spojrzałam zdezorientowana na Justina, a on tylko wzruszył ramionami na znak, że nie rozumie.
-Chodź, pomożemy ci znaleźć grupę.-Dziewczynka skinęła lekko główką i złapała moją i Justina dłoń. Doszliśmy do punktu informacyjnego i tam zgłosiliśmy, że mała Halle,(bo tak właśnie powiedziała, że się nazywa) się zgubiła. Ogłosili to przez jakieś mikrofony, by było słychać w całym Wesołym Miasteczku i poprosili byśmy chwilę zostali. Zgodziliśmy się, no bo co mieliśmy zrobić? To jeszcze dziecko.

-Dlaczego tu jesteście?-zapytała.-Przecież jesteście już duzi.
-Czasem kiedy jesteśmy duzi tęsknimy za tym co było kiedyś i odwiedzamy takie miejsca, by poczuć się lepiej. To, że tu jesteśmy było niespodzianką dla mnie, z której jestem zadowolona.-powiedziałam uśmiechając się w stronę Justina. Pocałował mój policzek i wziął małą na kolana.
-Jesteście małżeństwem?-zaśmialiśmy się. I jak można nie kochać dzieci?
-Nie kochanie, nie jesteśmy.-odpowiedział Justin z uśmiechem.-Ale kto wie co będzie kiedyś.-szepnął jej do ucha gilgocząc na co ona zaczęła się wiercić i śmiać.
-Okej dzieciaki jesteście wolni. Jej opiekunka przyszła.-I w tym właśnie czasie weszła jakaś kobieta. Miała około pięćdziesiątki i mnóstwo zmarszczek. Justin zaprzestał zabaw z małą i postawił ją na ziemi.
-Hallie, tak bardzo się martwiłam.!-krzyknęła zdesperowana kobieta podbiegając do niej i mocno przytulając.-Dziękuję wam bardzo, nie wiem co by było gdyby nie wy.-powiedziała wymuszając uśmiech.
-Nie ma sprawy, to była dla nas przyjemność.-powiedziałam i spojrzałam na Hallie, która wtuliła się w prawdopodobnie jej opiekunkę.
-Nie sprawiała problemu?-zapytała. Pokręciliśmy przecząco głową.-To dobrze. Jeszcze raz wam dziękuję.
-Chcę się pożegnać.-jęknęła dziewczynka. Kobieta podała mi ją, a ja mocno ją przytuliłam. Potem wyciągnęła swoje małe rączki do Justina i jego również objęła mocno ściskając.
-Polubiła was.-uśmiechnęła się kobieta.-Gdybyście chcieli kiedyś ją odwiedzić to tu macie wizytówkę. Mała na pewno się ucieszy.-powiedziała. Wzięłam ją od niej mówiąc, że na pewno kiedyś przyjdziemy po czym odeszły. Justin objął mnie od tyłu, swoją głowę położył w zgięciu mojej szyi i patrzył co było napisane na wizytówce.
-Mieszka w szpitalu?-zdziwił się.-Kiedyś ją odwiedzimy.-powiedział całując mój policzek.

***

-Aaaaaaaaaaaaa-krzyczałam kiedy po raz kolejny jechaliśmy na rollercoasterze. Trzymałam kurczowo rękę Justina i cieszyłam się chwilą. Jestem mu tak bardzo wdzięczna, że zabrał mnie w właśnie w takie miejsce. W miejsce w którym po raz ostatni byłam z tatą. Wesołe Miasteczko zawsze będzie mi się z nim kojarzyło. To tu spędziliśmy nasze wspólne ostatnie chwile, zanim umarł. Pamiętam to tak dokładnie. Byliśmy tacy szczęśliwi, nie wyglądało nawet, że mój tata jest chory, wiecie? A kilka dni później był już koniec. Wiem, że nic nie trwa wiecznie, dlatego chce cieszyć się chwilą. Nie wiem skąd Justin wiedział, że to dobre miejsce, ale dowiem się tego później.

-Cholera, ta kolejka była najlepsza.!-krzyknął podekscytowany.
-Co? Nie prawda.-powiedziałam śmiejąc się.-Za szybko jechała.
-Mi się podobało, bo przez cały czas trzymałaś mocno moją rękę.-zaśmiał się i poruszył zabawnie brwiami. Uderzyłam go lekko w klatkę piersiową, a on zaczął się śmiać. Podniósł mnie i okręcił wokół własnej osi, a potem postawił okręcając mnie do siebie i pocałował delikatnie i z pasją.
-Wracamy?-zapytałam, kiedy się od siebie odsunęliśmy. Pokręcił przecząco głową i wskazał na budkę, w której można było wygrać misia. Kazał mi wybrać jakiego chce i zaczął grać. Polegało to na tym, że musiał zbić wszystkie puszki. Wiecie... jak na kręglach, tylko one były ustawione w pionie, jedna na drugiej. Miał 3 szanse, dwie już stracił przez co go wyśmiałam, a on spojrzał na mnie wymownie i powiedział.
-Kochanie, dopiero się rozkręcam.-I po tych słowach zbił wszystkie, dzięki czemu wygrał wielkiego pluszowego misia.-Ktoś tu we mnie nie wierzy.-przekomarzał się.
-Ja tylko dodałam ci otuchy.-zaśmiałam się.-Spójrz tylko, gdyby nie moje słowa pewnie nie trafiłbyś, a tak to cię zmotywowałam.-wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam ręce, by dostać swojego misia.
-E-e-pokręcił głową.-Tu-pokazał na swój policzek. Podeszłam bliżej, stanęłam lekko na palcach, by go pocałować.-Uśmiechnął się zwycięsko dając mi pluszaka i złączył nasze palce idąc na parking.

***
Justin.

-Wejdziesz?-zapytała, kiedy staliśmy już pod jej domem.
-Jeśli tylko chcesz.-powiedziałem wychodząc z samochodu. Szliśmy trzymając się za ręce. Otworzyła drzwi frontowe i weszliśmy do środka.
-Wróciłam.-krzyknęła. Pociągnęła mnie w stronę salonu, gdzie prawdopodobnie siedziała jej mama ponieważ paliło się światło i był włączony telewizor. Wtedy moja reakcja była nie do opisania. Nie wiedziałem, czy to jakiś chory żart czy to dzieje się na prawdę.
-Tata?

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Hey, hey, hey. :)

Przepraszam ,ale tak BARDZO mi się ten rozdział NIE podoba.
Nie wiem co mi jest, kompletnie nie mogłam się na niego zabrać i jest nudny :c

Mam nadzieję, że kolejny będzie lepszy.. :)

Jeśli macie jakiej pytania czy cokolwiek to zapraszam na Twitter

Mam nadzieję, że jeszcze ze mną jesteście :)

Miłego Wieczoru Kochani < 3


sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 20

Justin.


-Musisz mi pomóc-powiedział poważnie.-Chodź.-machnął rękę, bym szedł za nim. Zatrzymaliśmy się przy stawku w parku. Jason oparł się mostku patrząc przed siebie. Zrobiłem to samo czekając aż coś powie.-Zapewne wiesz, że to ja wyciągnąłem Chaza z tego gówna.-spojrzał na mnie, po czym znów zaczął mówić.-Wiesz jak bardzo go bili? Wiesz,że mogli go tam zabić? To ludzie, którzy zrobią ci pranie z mózgu. Pożycza kasę, dadzą ci czas, a potem bam i już cię nie ma.
-Przejdźmy do sedna. Śpieszy mi się.-warknąłem nie chcąc już tego słuchać. Próbuje mi powiedzieć, że jesteś złym przyjacielem? Źle się z tym czuje, ale cholera, kto by pomyślał, że tak się stanie?
-Musisz zdobyć ich zaufanie. Musisz być dla nich kumplem, a potem uratować moją siostrę.
-Co mam zrobić?-podniosłem głos śmiejąc się.-Mam być kumplem ludzi, którzy prawie zabili mi przyjaciela?
-Justin, zabrali mi siostrę, rozumiesz?-Miał rację, może faktycznie jestem mu coś winien. W końcu on uratował Chaza, byłoby sprawiedliwie, gdybym i ja mu się odwdzięczył.
-Jak mam to niby zrobić?-zapytałem bojąc się odpowiedzi.
-Przyjadę do ciebie i wszystko ci wyjaśnię.-powiedział.- I Justin uważaj na Cassie. Jeśli w to wejdziesz musisz ją ukrywać, bo będzie łatwym celem.

                                                    ***
Jechałem do szpitala wciąż rozmyślając o tym co powiedział Jason. Czy to co mówił jest prawdą czy to jakiś podstęp? Jak ja mam być ich kumplem? Kurwa, przecież oni pobili Chaza. On mógł być kurwa martwy. I co mam powiedzieć Cass? Mam się z nią przestać spotykać? Nie chce tego.
Zatrzymałem się przed szpitalem i ruszyłem do pokoju 126. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka witając się z chłopakami, a potem podszedłem do Cass, która siedziała na krześle obok łóżka Chaza i objąłem ją.
-Gdzieś ty był stary?-zapytał Josh.
-Musiałem coś załatwić.-powiedziałem bez przekonania, a on skinął głową, na znak że rozumie.-A co z tobą koleś? Wychodzisz dzisiaj?-zapytałem Chaza.
-Nope. Stwierdzili, że chcą mnie jeszcze przetrzymać, by mieć pewność, że nie zasłabnę czy coś.-wzruszył ramionami.
-Czyli dzisiejsza noc jest nasza?-zaśmiałem się i przejechałem ręką po jego włosach, a on skrzywił się, ponieważ nienawidzi, gdy ktoś rusza jego włosy.
-Tylko jeśli nie dotkniesz więcej mojej głowy.-powiedział na co wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Resztę dnia przesiedzieliśmy w szpitalu rozmawiając. Nie martwiłem się nawet tą sprawą z Jasonem. Po prostu starałem się dobrze spędzić czas z przyjaciółmi i dziewczyną.
Kiedy wybiła 18.30 Cass wstała.
-Będę się zbierać, przepraszam. Mama prosiła, żebym była dzisiaj na kolacji.
-Będę za tobą tęsknić Pysiaczku.!-powiedział Chaz udając, że wyciera niewidzialne łzy.
-Ja za tobą również Kochasiu.-zaśmiała się i go przytuliła.
-Co wy chrzanicie?-zapytałem zdziwiony ich hmm..nie wiem jak to nazwać przezwiskami?
-Do zobaczenia Bambusiku.-powiedziała do Josha również go przytulając.
-Ahh Gucio, proszę uważaj na Maje,ok? I nie zrań jej, bo będziesz mieć do czynienia z Pysiaczkiem.-powiedziała z uśmiechem i pogroziła mu palcem.

Co tu się wyprawia?
Oni..są..dziwni.

-Braliście coś czy jak?-zapytałem całkowicie poważnie, no bo kto normalny się tak zachowuje?
-Nic nie braliśmy kaczuszko.-zaśmiał się Chaz.
-Że niby ja jestem kaczką?-zdziwiłem się.
-Tak ty. Czasem chodzisz jak kaczka, więc stwierdziliśmy, że tak właśnie cię nazwiemy.
-Do zobaczenia Sapacz.-zaśmiała się Cass zakrywając usta dłonią, by nie roześmiać się jeszcze bardziej.
-Nie będę Sapacz.-oburzył się Ryan.
-Owszem będziesz stary. Nie nasza wina, że tak głośno sapałeś.-powiedział Josh, a wszyscy wybuchnęli śmiechem oprócz mnie, bo wciąż nie wiedziałem skąd wzięli takie głupie nazwy.
-Cokolwiek. Po prostu chodźmy już Cass.-powiedziałem łapiąc ją za rękę. Pomachała jeszcze raz wszystkim i wyszliśmy.


Zająłem miejsce kierowcy po tym jak otworzyłem drzwi Cass, by mogła zająć swoje miejsce i ruszyłem w stronę jej domu.
-I jak minął dzień z chłopakami?-zapytałem.
-Dobrze. Na prawdę się do nich zbliżyłam. Nie myślałam, że są tak szaleni.-zaśmiała się.
-Taa, ja też.-powiedziałem cicho.
-Justin poważnie musimy przestać z tym.
-Przestać z czym?-zapytałem zdziwiony i spojrzałem na nią, po czyn znów przeniosłem wzrok na drogę, by nie spowodować wypadku.
-Z zazdrością. Związek polega na zaufaniu,prawda? Wiesz..zawsze będę zazdrosna,ale postaram się tego nie okazywać. Wiesz,że nie byłabym w stanie cię zdradzić, prawda?-zapytała. Zjechałem na pobocze, wjeżdżając w jakiś las. Zdziwiona Cass spojrzała na mnie, a ja tylko się uśmiechnąłem.
-Nie chcesz mnie zabić albo..zgwałcić,nie?-zapytała cicho.
-Oszalałaś Cass?-zatrzymałem auto i spojrzałem na nią.-Nie zrobiłbym tego, nawet jeśli byłbym sfrustrowany i mega podniecony. Na prawdę masz mnie za takiego?-warknąłem.
-Nie Justin, ja po prostu..
-Wiem, że się boisz ale jestem tu też po to by ci pomoc,ok? Zaufaj mi.-powiedziałem cicho i pogłaskałem ją po policzku. Spojrzała na mnie swoimi pięknymi oczami i pocałowała. Uśmiechnąłem się przy jej ustach, a potem odsunąłem.
-Chodź.-powiedziałem pokazując, by usiadła mi na kolana. Niepewnie to uczyniła siadając na mnie w rozkroku. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się.
-Jesteś taka piękna.-powiedziałem szczerze. Wierzcie mi lub nie, ale jeszcze nigdy nie powiedziałem dziewczynie, że jest piękna czy słodka. Zawsze używałem słów typu seksowna.

Co ta dziewczyna ze mną robi?

Cass spuściła głowę rumieniąc się. Chwyciłem jej brodę w dwa palce i uniosłem.-Nigdy w to nie wątp.-powiedziałem po czym wpiłem się w jej usta. Jedną dłoń miałem na jej policzku, a druga masowałem jej bok. Z początku na bluzce jednak później już pod nią. Nie zrobiła nic, więc uznałem to za zgodę. Cass miała ręce na mojej szyi, czasem bawiąc się moimi włosami lekko je pociągając przez co jęknąłem jej w usta, a ona uśmiechnęła się.
Chciała wojny? W porządku. Zjechałem dłońmi trochę niżej, potem znów niżej aż w końcu dotknąłem jej pośladków i ścisnąłem lekko. Cass niespokojnie się poruszyła, przez co oboje wydaliśmy z siebie jęk i otworzyła buzię, co dało mi dostęp do zabawy jej językiem. Temperatura w aucie rosła z sekundy na sekundę. Cass bawiła się moimi włosami, a ja ściskałem jej pośladki. Mój "przyjaciel" coraz bardziej dawał o sobie znać, co przyczyniło mnie do przerwania tego, mimo że cholernie tego nie chciałem.
-Cass musimy przestać.-powiedziałem odrywając się od niej. Spuściła głowę i przesiadła się na swoje miejsce. Uśmiechnąłem się na widok zakłopotanej dziewczyny.-Dziękuję.-powiedziałem, ale ona odwróciła się. Pewnie czuła się dziwnie. Była taka nieśmiała. Widząc jej minę mówiłem dalej.-Nie za to, że się całowaliśmy. Dziękuję za to, że dałaś mi szansę na bycie twoim chłopakiem.-spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.

Resztę drogi do jej domu po prostu przegadaliśmy. O wszystkim. Chciałem żeby wiedziała, że może mi ufać.
-Jesteśmy.-powiedziałem lekko rozczarowany, że musi już iść.
-Widzimy się jutro?-zapytała.
-Tylko jeśli nie masz mnie dość.-zaśmiałem się i pocałowałem jej polik.-Przyjadę po ciebie po szkole i gdzieś zabiorę, w porządku?
-Tak.-uśmiechnęła się i otworzyła drzwi by wyjść. Szybko wysiadłem i trzasnąłem drzwiami, przez co Cass się odwróciła. Złapałem jej dłoń i pociągnąłem by stała przy samochodzie po czym przywarłem do niej ciałem i mocno pocałowałem. Objęła moją twarz i delikatnie odsunęła. Zmarszczyłem czoło zdezorientowany, a ona zachichotała.
-Moja mama mogła wszystko widzieć głupku.-wzruszyłem ramionami i pocałowałem ją w czoło.
-Chcesz żebym szedł z tobą na przesłuchanie?-zapytałem odgarniając kosmyk jej włosów za ucho. Pokręciła przecząco głową mówiąc, że sobie poradzi, dała mi buziaka w usta i ruszyła do domu.


Cassie.


Po tym jak Justin odjechał spod mojego domu weszłam do środka i zastałam mamę krzątającą się po kuchni. Podeszłam do stołu i usiadłam na krześle.
-O już jesteś.-powiedziała i postawiła przede mną talerz pełen makaronu z pesto.-Jak minął dzień?-zapytała dołączając do mnie i biorąc widelec w rękę.
-Dobrze.-powiedziałam wymuszając uśmiech.
-Jak Justin?
-Mamooooo.-jęknęłam i spuściłam głowę zażenowana.
-Cassie, po prostu chcę wiedzieć, że jest dla ciebie dobry. Lubie go, ale muszę poznać go lepiej, więc zaproś go jutro na obiad.
-Jutro już mamy plany i nie wiem kiedy wrócimy.-powiedziałam nabijając makaron na widelec.
-Więc zaproś go w weekend, co ty na to?-zapytała. Oczy jej lśniły jakby na prawdę się z tego cieszyła. Powinnam się bać?
-Okej, zaproszę.-powiedziałam znudzona i wzięłam łyk soku. Mama przyglądała się moim poczynaniom. Na prawdę czułam się dziwnie. Było gorzej niż z Derekiem, poważnie. Choć wtedy zadawała jeszcze pytania typu 'na prawdę myślisz, że cię uszczęśliwi?' 'jak długo jesteście razem?' 'lubisz go czy kochasz?' Żenada,prawda?
-Uprawialiście już seks?-zapytała lustrując mnie wzrokiem. Prawie wyplułam sok i zaczęłam kaszleć.
-Co-o?-zająkałam się.
-Cassie wiesz co znaczy uprawiać seks. Masz 18 lat, nie będę ci tego tłumaczyć.-powiedziała po czym zabrała się z powrotem za jedzenie. Spojrzałam na nią wyczekująco, ale nic. Sama w końcu zaczęłam ponownie jeść.
-Odpowiesz mi czy nie?
-Nie. Nie robiliśmy tego.-powiedziałam pewnie. Przez chwilę patrzyła na mnie, jakby chciała wyczytać czy mówię prawdę, czy próbuje ją oszukać.
-W porządku.-powiedziała.-W razie czego proszę zabezpieczajcie się.-dodała. Błagałam w myślach, by ta rozmowa się skończyła. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu, co znaczyło, że dostałam smsa. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, by zobaczyć od kogo to i mimowolnie się uśmiechnęłam.
-To Justin?-zapytała moja rodzicielka, ale ją zignorowałam i otworzyłam treść wiadomości.

                                                        'Jak rozmowa z mamą, piękna?
Mam nadzieję, że nie rozmyśliłaś się co do jutrzejszej randki i dasz mi się porwać. ;)
    Siedzę właśnie u Chaza, który wciąż o Tobie nawija, powinienem być zazdrosny?
                                                        Dobranoc Księżniczko ;) xoxo''


------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hey, hey, hey :)

Jest nowy rozdział tak jak obiecałam. :)
Miałam wstawić go później tzn po południu,
ale stwierdziłam, że mogę się nie wyrobić, więc wstawiam go teraz. :P

Coś mi się stało z bloggerem i nie mogę włączyć niektórych opcji, wtf?
Nawet gifa dodać nie mogę oO
W każdym razie za błędy przepraszam.

Jeśli macie jakieś pytania to zapraszam na mojego twittera.
@forevermindSWAG

Miłej Nocy Kochani. ! < 3

+ Muszę Wam się pochwalić, uifewbvuiwdbv *.*
Udało mi się namówić brata i przyjaciela na to, by poszli
ze mną i z przyjaciółką na maraton z Justinem do kina.
Słyszycie mój krzyk? hahaaha.

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 19

Cassie.


***
-Eem...-zająkałam się. Justin stał i prawdopodobnie nie wiedział co zrobić. Zresztą cholera, ja też nie wiedziałam.-Cześć mamo.-powiedziałam z lekkim uśmiechem chcąc ukryć zażenowanie.
-Cześć.-odpowiedziała,ale jej mina nie wyrażała żadnych emocji.  UPS.-Zjedzcie coś i biegiem do szkoły. Będę u siebie, gdybyście czegoś potrzebowali.-skinęłam posłusznie głową i zeskoczyłam z blatu.-A i Cassie-zwróciła się do mnie.-Masz być na kolacji. Musimy pogadać.-uśmiechnęła się i pokręciła głową wychodząc z kuchni.
-Cholera,cholera,cholera..-mówiłam cicho pod nosem.
-Hey, Cass spójrz na mnie.-powiedział Justin chwytając moją twarz w dłonie.-Czemu tak zareagowałaś?
-Wiesz co znaczy ta głupia kolacja?-.warknęłam.-To znaczy przesłuchanie Justin. Będzie mnie pytać o każdy szczegół,rozumiesz?-zaśmiał się i pocałował moją głowę.
-Okej, co chcesz zjeść?-zapytał z rozbawieniem. No tak. Jego to śmieszy, bo to nie on będzie musiał się spowiadać.
-Odechciało mi się.-powiedziałam kierując się do pokoju.
-O nie,nie,nie. Musisz coś zjeść.-powiedział stanowczo i pociągnął mnie na krzesło.
-Masz jakiś fetysz, że dziewczyna musi jeść?-zaśmiałam się podpierając rękę o brodę.
-Za dużo filmów oglądasz.-powiedział rozbawiony otwierając lodówkę i wyciągając z niej mleko.-Masz nutelle?
-O co ty mnie pytasz? Oczywiście,że mam.-powiedziałam otwierając szafkę i wyciągając słoik.
-A kakao?-zapytał. Pokiwałam twierdząco głową i podałam mu je.
-Pomóc ci?
-Nie. Możesz iść się ogarnąć. Przyjdę po ciebie jak skończę.-powiedział z uśmiechem.
Czy jego nie podmienili? To Justin, on...nigdy taki nie był. Może jednak mają rację ci, co mówią, że ludzie się zmieniają.
-Nie boisz się,że moja mama może tu wejść?-przedrzeźniałam go.
-Myślę, że jakoś dam radę.-skinęłam i udałam się na górę, by się odświeżyć.

***
Po wykonaniu porannych czynności w łazience zeszłam na dół, gdzie zastałam Justina. Był taki szczęśliwy. Nie widział mnie przez co mogłam go obserwować. Ułożył dwa talerze z kanapkami  na stole i dwa kubki z kakao. Wszystkie produkty odłożył na swoje miejsce, jakby znał wszystkie zakamarki mojego domu i usiadł spokojnie na krześle tyłem do mnie. Podeszłam do niego najciszej jak się dało i zasłoniłam mu oczy dłońmi.
-Zgadnij kto.-zapytałam rozbawiona.
-Hmm..Kasandra?-zaśmiał się cicho.
-Jaka Kasandra?-zapytałam z udawana złością i skrzyżowałam ręce na piersiach. Justin odwrócił się do mnie i pociągnął na swoje kolana.
-Zazdrosna?-zapytał z uśmiechem i musnął palcem mój nos.
-Pamiętaj, ja nigdy nie jestem zazdrosna.-zaśmiałam się cytując jego słowa, w nawiązaniu do sytuacji ze szpitala i wstałam siadając na swoje miejsce. Wzięłam kanapkę i zaczęliśmy jeść.


Po skończonym śniadaniu od razu udaliśmy się do samochodu. Uznaliśmy, że Justin odwiezie mnie tylko na przystanek, ponieważ przez nasze "powolne ruchy" spóźniłby się na swoje lekcje, jednakże z racji tego że kończy wcześniej to przyjedzie po mnie i razem pojedziemy do szpitala, by dowiedzieć się co z Chazem.
-Do później.-powiedziałam całując jego policzek po czym wyszłam z auta i skierowałam się do szkoły..
-Cześć Kochana -przywitała się Kate stając przy mojej szafce, z której wyciągałam potrzebne książki.
-Co ty w takim dobrym humorze od rana?-zapytałam.
-Jesteś z Justinem, więc mam prawo się cieszyć.
-I z tego powodu jest ci tak wesoło?
-Yy..tak?! Co w tym dziwnego? To chyba oczywiste, że będę się cieszyć.-.powiedziała lekko mnie szturchając. Ta dziewczyna jest totalnie szalona. Potrafi się cieszyć ze wszystkiego. Zaśmiałam się. Wzięłam ją pod pachę i razem weszłyśmy do klasy, by słuchać nudnych wykładów nauczycieli.


Lekcje minęły dość szybko i nim się spostrzegłam wychodziłam już z klasy, by zaraz znów spotkać się z Justinem. Z Kate pożegnałam się przy szafkach umawiając na późny wieczór, by mogła u mnie spać i ruszyłam na parking, gdzie miał już stać mój chłopak. Oh, jeszcze się nie przyzwyczaiłam. To dla mnie..trudne, ale myślę że jest dobrze między nami. I oby tak już zostało.
-Cassie.-ktoś krzyknął. Odwróciłam się i zobaczyłam Olivie biegnąca w moją stronę. Czego ona ode mnie chce? Może dowiedziała się, ze jestem z Justinem i jest zazdrosna? Ugh, nie ważne.. Nie są już razem, a ja mam prawo być z kim chce, prawda?
-Cześć.-powiedziała. Spojrzałam na nią chcąc by zaczęła szybko mówić i by szybko skończyła, ale ona tylko mi się przyglądała. Było to dziwne, więc sama zdecydowałam się odezwać. W końcu ktoś musiał,nie?
-Czego chcesz?-zapytałam nie zbyt miło.
-Musisz coś dać Justinowi.-powiedziała poważnym tonem i wyciągnęła jakąś kopertę z torebki wyciągając ją ku mnie.
-Niby dlaczego miałabym to robić? Skoro ci tak na tym zależy to czemu sama mu tego nie dasz,huh?-zaśmiałam się ironicznie.
-On mnie nienawidzi.
-No cóż..może na to zasłużyłaś?-powiedziałam i odwróciłam się, by w końcu z tej szkoły wyjść, jednak poczułam rękę na ramieniu, przez co musiałam się odwrócić.
-Słuchaj wiem, że bywało między nami źle, ale w tym momencie na prawdę jestem w stanie cię nawet przeprosić za wszystko co zrobiłam, bylebyś tylko mu to dała,rozumiesz?-patrzyłam na nią zdezorientowana i nie wiedziałam co powiedzieć. Ona właściwie powiedziała, że może mnie przeprosić. Co tam takiego ważnego musi być, że jest w stanie się tak poświęcić. Po chwili namysłu w końcu wzięłam od niej tą kopertę i wyszłam ze szkoły. Nie myślcie sobie, że wzięłam to ze względu na nią, nie, nie, nie. Wzięłam to, bo ciekawi mnie co tam jest, tak ważnego. Przed szkoła rozejrzałam się w poszukiwaniu samochodu Justina. Stał oparty o maskę z kapturem na głowie i patrzył na mnie. Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten widok. Justin wyszedł na przeciw mnie, a kiedy byłam już blisko pociągnął bliżej siebie i wpił się w moje usta. Pocałunek był delikatny i czuły. Kiedy oderwaliśmy się od siebie spojrzał mi w oczy i z uśmiechem powiedział.
-Tęskniłem za tobą piękna.

***
-Justin?-zagadnęłam, kiedy byliśmy już w drodze do szpitala. Wiem, że miałam mu to dać wcześniej, ale kiedy powiedział, że tęsknił i nazwał mnie piękna ja po prostu...rozpłynęłam się. Wiecie o czym mówię, prawda? Justin spojrzał na mnie ciekawy i uśmiechnął się, by zachęcić mnie do mówienia.-Po szkole zaczepiła mnie Olivia.
-Czego chciała?-zapytał patrząc to na mnie to na drogę. Przełknęłam głośno ślinę i mówiłam dalej.-Dała mi coś, bym dała tobie.
-Co ci dała?-zapytał, kiedy zjeżdżał na pobocze. Spojrzał na mnie i wyczekiwał, aż coś powiem, ale ja nie byłam w stanie, więc po prostu wyciągnęłam z plecaka kopertę i podałam mu ją.


Justin.

***
Wziąłem od Cass kopertę i otworzyłem ją, mimo iż bałem się co będzie w środku. Wyjąłem kartkę ze środka i zacząłem w myślach czytać.

"Musisz jak najszybciej porozmawiać z Jasonem. 

On ci wszystko wyjaśni. Jesteś nam potrzebny Justin.

Ps. Dobrze,że Chaz żyje. Nie chciałbyś przecież, by stało mu się coś złego,prawda? ~Olivia"


-Mówiła coś jeszcze czy tylko kazała ci to przekazać?-zapytałem lekko wkurzony. Nie, nie na Cass, lecz na Olivie. Czego ona chce i po co miałbym spotykać się z McCanem. Dodatkowo jeszcze ta groźba. Czy oni oszaleli?
-Nie, tylko tyle, że to ważne, więc mam ci to przekazać.-powiedziała i spuściła głowę bawiąc się palcami.
-W porządku. Pojedziemy teraz do szpitala, ty tam zostaniesz chwilę, a potem po ciebie przyjadę,ok?-zapytałem chcąc się upewnić, że mnie posłucha i nie będzie zła.
-Co?-krzyknęła.-A co z tobą?
-Muszę coś załatwić.-powiedziałem włączając się w ruch i wyprzedzając kilka aut.
-No tak, w końcu to Olivia..-westchnąłem cicho i spojrzałem w jej kierunku. Patrzyła na krajobraz za oknem w skupieniu. Chwyciłem jej dłoń, ale zabrała ją.
-Cass tu nie chodzi o Olivie. To zupełnie coś innego.-mówiłem, ale ona mnie olała i nic nie odpowiedziała, dalej patrzyła za okno. Zatrzymaliśmy się pod szpitalem. Cass chwyciła klamkę i wyszła z auta. Zrobiłem to samo tylko po to, by przestała się złościć. Objąłem jej talie, mimo iż próbowała się wyrwać.
-Puść mnie Justin.-krzyknęła.
-Nie, póki ze mną nie porozmawiasz.-odwróciłem ją tak, że stała przodem do mnie i zacząłem mówić do unikającego mnie wzroku Cass.
-Liścik, który dostałem napisała Olivia, ale tu nie chodzi o nią. Muszę się spotkać z kimś, by wszystko wyjaśnić i będzie po sprawie.
-Nieważne, po prostu idź sobie.-powiedziała próbując zrzucić moje dłonie z jej talii. Nachyliłem się lekko i pocałowałem w czoło.
-Nie bądź na mnie zła. Niedługo wrócę,ok?
-Możesz mnie już puścić?-zapytała patrząc na mnie.
-Tylko jeśli mnie pocałujesz.-zaśmiałem się.
-Nigdy.-powiedziała uśmiechając się,a kiedy się nachylałem zdjęła moje ręce z jej talii i pobiegła do szpitala.
-Uważaj na doktorka.!-krzyknąłem kręcąc w rozbawieniu głową.

Wsiadłem do samochodu, wykręciłem numer do Ryana, żeby powiedzieć mu, że ma mieć oko na Cass, kiedy z nimi będzie i rozłączyłem się wyjeżdżając na drogę, by spotkać się z Jasonem.
Jechałem do parku, w których zazwyczaj siedzi z kumplami i pije. Wysiadłem z auta i rozejrzałem się po dobrze znanym mi miejscu. W oddali było widać kilka osób, więc podszedłem do nich.
-Patrzcie kto nas odwiedził.-uśmiechnął się fałszywie Jason.
-Po co miałem się z tobą spotkać?-warknąłem.
-Ahh, ty w tej sprawie. Myślałem, że chcesz odwiedzić starego przyjaciela.-zaśmiał się popijając piwo.
-Do rzeczy McCann.
-Musisz mi pomóc.-powiedział  już poważnie.


------------------------------------------------------------------------------------

Cześć, cześć.
Przepraszam, że dopiero teraz dodaje, ale tak jak pisałam pod ostatnim rozdziałem mam ferie i nie było mnie od wtorku. Tam nie miałam kompa i rzadko internet (na telefonie), ponieważ nie było zbytnio zasięgu, lol

Ale jestem. :)
Mam nadzieję, że jeszcze ze mną jesteście...

24 komentarze? oO
OMG , jesteście najlepsi.!
Dziękuję każdemu, kto poświęca na to czas. < 3

UWAGA.!
Kolejny rozdział dodam jutro, ponieważ jutro idę na osiemnastkę i znając życie w niedziele będę odsypiać, a później muszę się uczyć, żeby zaliczyć semestr z matmy, ugh :c
Mam nadzieję, że nie będziecie źli.

+Jak myślicie co to za plan?
Jason w coś wpakuje Justina czy chce tylko uratować siostrę?


poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 18

Cassie

-Co kurwa? W jakim szpitalu?-krzyknął z przerażeniem wypisanym na twarzy. Gwałtownie wstał i chowając telefon z powrotem do kieszeni wyszedł z mojego pokoju. Pobiegłam za nim chcąc się czegoś dowiedzieć, ale jego już nie było w domu. Otworzyłam drzwi frontowe i spojrzałam w kierunku jego auta.
-Justin.!-krzyknęłam, kiedy miał już wsiadać. Odwrócił się w moja stronę i pokręcił przecząco głową. Zignorowałam to i podeszłam, by zająć miejsce pasażera. Usłyszałam huk, co znaczyło, że uderzył prawdopodobnie w dach samochodu przez co wzdrygnęłam się lekko. Po chwili sam zajął miejsce. Nie wiedziałam czy dobrze zrobiłam wsiadając bez jego zgody. Nie chciałam żeby był na mnie zły.
-Mam wyjść?-zapytałam cicho patrząc jak rozluźnia swój uścisk na kierowcy.
-Jak chcesz.-warknął. Otworzyłam drzwi i już miałam wychodzić, ale dłoń Justina mnie zatrzymała.
-Przepraszam.-powiedział ze skruchą patrząc na mnie.-Nie jestem przyzwyczajony do tego żeby mówić ci o wszystkim. To jest dla mnie...nowe. Nigdy nie byłem w takim związku.
-Rozumiem. Po prostu chce żebyś wiedział, że jestem tu dla ciebie. Chce ci pomóc i jeśli nie chcesz żebym z tobą jechała..
-Chce.-.powiedział z przelotnym uśmiechem.


Justin.

Droga do szpitala dłużyła mi się niemiłosiernie. Co chwilę przyśpieszałem chcąc być tam jak najszybciej, choć miałem wrażenie, że to wcale nie pomaga. Jakbym stał w miejscu. Po dotarciu odpiąłem pasy. Tak, biorę udział w nielegalnych wyścigach, jeżdżę dość szybko nie przejmując się przepisami, ale zawsze dbam o bezpieczeństwo. Tym bardziej, gdy z kimś jadę. Wysiadłem z auta. Cassie zrobiła to samo stając obok mnie, podczas gdy ja zastanawiałem się w jakim stanie jest, jak musi wyglądać i jakim kretynem jestem, że puściłem go tam samego. Dopiero, kiedy poczułem delikatna dłoń na mojej oderwałem się od tych myśli. Spojrzałem na smutną Cass i splotłem nasze palce idąc z nią w kierunku wejścia.
-Dzień Dobry.-przywitałem się z pielęgniarka.-Gdzie znajdę Chaza Somersa?
-Jesteś rodziną?-zapytała szukając czegoś w dokumentach.
-Nie ma rodziny. Ja i nasi kumple jesteśmy mu najbliżsi.-powiedziałem chcąc już zakończyć tą konwersacje, by móc do niego iść.
-Kogo szukacie dzieciaki?-zapytał lekarz, który właśnie przyszedł odebrać wyniki jakiegoś pacjenta.
-Chaz Somers. Wie pan, gdzie leży? Chcielibyśmy się z nim zobaczyć.-powiedziała słodko Cass uśmiechając się do niego. Ścisnąłem mocniej jej dłoń dając znak, że mi się to nie podoba i spojrzałem na nią.
-A tak, Chaz. Dzielny chłopak.-uśmiechnął się.-Leży w sali 126 na 2 pietrze.-Cass skinęła lekko głową dziękując mu i ponownie się do niego uśmiechnęła. Co z nią? Jest ze mną a ślini się do starszych?-Nie siedźcie za długo. Jest już późno.-zaśmiał się, a my udaliśmy się do windy. W środku puściłem jej dłoń naciskając przycisk, który miał zawieść nas tam gdzie chcemy.
-Jesteś na mnie zły?-zapytała podchodząc do mnie i stając na przeciwko.
-Nie.-odparłem krótko. Cass zamilkła, a mnie drażniło to, że się do niego uśmiechała i w końcu nie wytrzymałem.-Podobał ci się?-Cassie zaczęła się śmiać i spojrzała na mnie dziwnie. W tym momencie drzwi od windy się rozsunęły.
-Na prawdę myślisz, że on mi się podoba?-zapytała z kpiną wychodząc.
-Skąd mam wiedzieć? Ty się do niego uśmiechałaś.
-Aww jesteś zazdrosny.-zagruchała i chwyciła moje policzki w swoje dłonie lekko je ściskając po czym odeszła.
-Nie jestem. Pamiętaj ja nigdy nie jestem zazdrosny.-powiedziałem idąc za nią.
-Cokolwiek powiesz.-zaśmiała się i odwróciła gwałtownie przez co wpadła na moją klatkę piersiową. Pocałowała mnie szybko w kącik ust i odsunęła się.-Nie podobał mi się.-powiedziała.
-Więc nie uśmiechaj się do niego.-powiedziałem, akurat zatrzymując się przy sali 126. Wyciągnąłem rękę do roześmianej Cass, która chętnie ujęła i weszliśmy do środka.
-Justin.!-krzyknął Josh.-I Cassie.-uśmiechnął się Ryan i podszedł by się przywitać. Chaz leżał na łóżku szpitalnym podłączony do jakiś dziwnych sprzętów, a mimo to uśmiechał się.
-Co tam bracie?-zapytałem podchodząc do niego.
-W porządku. Za to u ciebie nowości.-zaśmiał się patrząc na nasze splecione dłonie. Cass spuściła głowę, prawdopodobnie by ukryć rumieniec, a ja skinąłem z uśmiechem.
-Masz jakieś wewnętrzne obrażenia?-zapytałem. Wtedy właśnie drzwi od sali się otworzyły i słychać było jedynie pisk Kate,która przyszła z Chrisem.
-Cassie.! O Kurwa.-zaśmiały się obie po czym Cass puściła moją dłoń by przytulić przyjaciółkę.
Ahh, DZIEWCZYNY.-czemu nic mi nie powiedziałaś?-krzyknęła na nią i skrzyżowała ręce na piersiach. Cassie była cicho, więc chcąc uratować ją od zbędnych pytań pociągnąłem ją na krzesło na którym siedziałem i usadziłem na kolanach.
-Później pogadacie.-powiedziałem śmiejąc się z chłopakami.-Kiedy możesz wyjść?-zapytałem Chaza.
-W sumie nic mi nie jest, więc prawdopodobnie już jutro.
-Mogliśmy jechać z tobą.-warknąłem wkurzony na siebie.
-Nie Justin. Nie mogliście. Zresztą spójrz nic mi nie jest.-uśmiechnął się chcąc przekonać, że wszystko jest jak być powinno.
-Nic ci nie jest? Masz rozwalona twarz, pewnie będziesz mieć blizny i ty mi mówisz, że nic ci nie jest?-krzyknąłem na niego.
-Justin.-szepnęła cicho Cass i ścisnęła moją rękę.
-Po prostu się martwię,ok?-syknąłem patrząc na każdego po kolei.
-My to wiemy stary.-uderzył mnie żartobliwie w ramie i uśmiechnął się.-Spokojnie, należało mi się. Może po tym będzie mi łatwiej z tym skończyć.-zaśmialiśmy się wszyscy. Cieszę się, że nic mu się nie stało. Nie wiem co bym zrobił, gdyby..ugh nie, nie, nie. Nie chce o tym myśleć.
-Stary, mimo że cholernie nie chce mi się, to powinniśmy już iść. Jutro, a właściwie dzisiaj.-poprawił się spoglądając na zegarek nad łóżkiem Chris.-jest szkoła.
-Nareszcie.-jęknął żartobliwie Chaz odchylając głowę do tyłu.
-Oh, my też będziemy za tobą tęsknić gościu.-powiedziałem.
-Ja i Josh zostajemy w razie gdyby coś się działo, a jeśli się okaże że nie będzie mógł jutro wyjść...
-Dzisiaj.-poprawiłem go. Chyba nikt z nas nie ma poczucia czasu.
-Co?-zapytał zdezorientowany.-W każdym razie później zostajesz ty z Chrisem.-skinąłem głową i podszedłem do chłopaków, by się pożegnać. Uścisnęliśmy się po męsku i wyszliśmy.
-Jest późno więc jutro w szkole szykuj się na przesłuchanie laska.-zagroziła Kate, po czym mocno Cass przytuliła.
-Będzie trzeba podziękować Jason'owi, nie?-zwrócił się do mnie Chris.
-Komu?-zapytałem zdziwiony.
-Nie wiesz,że to Jason go uratował? Gdyby nie on, pewnie nie mielibyśmy już kumpla.
-Co ty pierdolisz Chris?-zapytałem.- Czemu McCann miałby go ratować? Nic z tego nie rozumiem. Przecież on nas nienawidzi.
-Pewnie miał w tym jakiś swój interes.-wzruszył ramionami.-Dlatego musimy się dowiedzieć, a przy okazji podziękować. Cokolwiek by to nie było, to dzięki niemu Chaz wciąż jest z nami.-słuchałem go uważnie analizując każde słowo. Miał rację, ale trzeba było to sprawdzić.
-Załatwimy to jutro.-skinął głową na znak, że rozumie. Podszedłem do Kate ucałowałem jej polik, a z Chrisem pożegnałem się naszym słynnym "układem". Oni zrobili to samo z Cass i udaliśmy się do swoich pojazdów.

***

-Cholera, mama do mnie dzwoniła jak byliśmy w szpitalu.-powiedziałem wychodząc z auta, kiedy byliśmy już pod domem mojej dziewczyny. MOJA DZIEWCZYNA to brzmi....dość ładnie, choć muszę się przyzwyczaić.
-Halo, Justin.-wyrwała mnie z zamyśleń Cassie.
-Chodź.-wziąłem jej rękę i splotłem nasze palce. Uznajcie mnie za dziwnego, ale lubię trzymać jej ręce.
-Pytałam czy nie będziesz mieć kłopotów. Na pewno nie chcesz wrócić do siebie?
-Wyganiasz mnie?-zapytałem z rozbawieniem i stopniowo zbliżałem się do niej, a ona się śmiała. W końcu trafiła na drzwi wejściowe, o które musiała się oprzeć. Położyłem ręce po obu stronach jej głowy i lekko się nachyliłem.-Pytałem czy mnie wyganiasz.-powiedziałem prosto w jej usta. Milczała patrząc mi w oczy, aż w końcu mnie pocałowała. Próbowała przyciągnąć mnie bliżej kładąc rękę na mojej szyi, ale oderwałem się od niej i jak gdyby nigdy nic wziąłem z jej ręki klucze od domu, których szukała gdy byliśmy jeszcze w samochodzie i otworzyłem drzwi wpuszczając ją do środka jako pierwsza. Wchodząc w jej oczach szalały iskierki zła,kiedy na mnie patrzyła. Zaśmiałem się i zamknąłem za nami drzwi.
-Chcesz iść się pierwszy myć?-zapytała jakby od niechcenia.
-Jesteś zmęczona, więc ty idź.-powiedziałem wzruszając ramionami. Razem udaliśmy się do jej pokoju. Cass otworzyła swoją szafę, wyjęła z niej ręcznik, koszulkę, spodenki i czystą bieliznę, i weszła do łazienki zakluczając ją. Ja w tym czasie włączyłem sobie jej telewizor i skakałem po kanałach w poszukiwaniu czegoś wartego zainteresowania. Po kilkunastu minutach drzwi od łazienki się otworzyły, a nich stanęła Cass.
-Cholera.-wymsknęło mi się, gdy ją zobaczyłem. Zignorowała to, podeszła do łóżka i odkryła pościel, by móc się położyć. Chwyciła pilota i wyłączyła telewizor.-Ej, oglądałem to.-jęknąłem.
-Ups. Idź się myć.-powiedziała i odwróciła się do mnie plecami wtulając się w poduszkę. Westchnąłem i okrążyłem łóżko, by dać jej buziaka na zgodę, ale Cass odmówiła i popchnęła mnie tak, że wylądowałem tyłkiem na ziemi.
-Lepiej dla ciebie jak będziesz spała, kiedy wrócę.-pogroziłem jej palcem z uśmiechem i podniosłem się, by udać się pod prysznic

***

-Wstawaj śpiochu.-powiedziałem i ucałowałem jej polik.
-Idź sobie.!-krzyknęła i bardziej wtuliła się w poduszkę.
-Nie chcesz żebym pomógł ci wstać, uwierz.-Cass nawet nie drgnęła przez co musiałem użyć radykalnego sposobu, by ją obudzić. Wstałem i wszedłem do łazienki. Tam umyłem ręce lodowata wodą i zakręciłem kurki. Podszedłem do łóżka Cass i powoli swoją rękę wsuwałem pod pościel dziewczyny. Kiedy dotarłem w końcu do jej rozgrzanego ciała, podciągnąłem jej koszulkę i położyłem zimne dłonie na jej brzuchu. Podskoczyła gwałtownie i spojrzała na mnie złowrogo.
-Nie żyjesz.-warknęła. Zaśmiałem się z jej miny i wzruszyłem ramionami.
-Ostrzegałem.
-Nienawidzę cię.-powiedziała przez śmiech.
-Nie oszukuj samej siebie.
-Cokolwiek. Co chcesz na śniadanie?-zapytała kiedy schodziliśmy do kuchni.
-Cokolwiek zrobisz.-powiedziałem i przerzuciłem ją sobie przez ramię.
-Ugh, Justin wciąż jesteś zimny.!-krzyczała śmiejąc się. Usadziłem ją na blacie kuchennym, stanąłem między jej nogami i pocałowałem.
-Co jemy?-zapytała między pocałunkami.
-Ciebie.-powiedziałem z pewnym siebie uśmieszkiem i znów ją pocałowałem. Wierzcie mi lub nie, ale ona kurewsko całuje. Usłyszeliśmy chrząknięcie, więc oderwaliśmy się od siebie.
-Eem...-zająkała się Cass, a ja stałem i nie wiedziałem co robić. Pierwszy raz w dziwnej sytuacji.-Cześć mamo.

----------------------------------------------------------------------------------------------

Yo .! :)

Spodziewaliście się, że to Jason uratuje Chaza?

Fuck, jesteście cudowni.
Nie wiem jak mam to opisać, ale 22 komentarze, Fuck oO < 3

Nie będę się rozpisywać na temat rozdziału, sami oceńcie. :)

+ Kolejny rozdział będzie najwcześniej w piątek, ponieważ mam ferie i wyjeżdżam, a tam prawdopodobnie nie będę miała internetu, jak i czasu :c

+ Pytania ? TWITTER
+ Informowani ? TU
+ Możecie mi polecić swoje blogi, chętnie coś nowego poczytam. SPAM

A teraz lecę nabijać wyświetlenia przy Baby :)
Miłego Wieczoru.!


sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 17

Justin

***
-Nie chce żebyś teraz stąd wyszła i mnie zostawiła.-szepnąłem, a ona oderwała się ode mnie zaciekawiona i spojrzała mi w oczy.-Lubię Cię Cass.-powiedziałem szczerze. Jest zupełnie inna niż reszta dziewczyn co mnie do niej przyciąga. Przez długi czas wypierałem się tego, ale ile można? I tak w końcu by się dowiedziała. Nie chciałem by została przez kogoś skrzywdzona, sam też nie chciałem jej ranić swoim zachowaniem, mimo że pewnie i tak często to nieświadomie robiłem. Chciałem ją chronić. Chronić przed Jasonem i takimi jak Derek. Chciałem jej słuchać, kiedy jest smutna i kiedy jest wesoła. Chciałem być dla niej.

Chce być tu dla niej.

Długo nie odpowiadała. Po prostu patrzyła w moje tęczówki ciężko oddychając, przez co zupełnie nie wiedziałem, czy dobrze zrobiłem mówiąc jej to w takiej chwili. Praktycznie stwierdziła, że mamy o sobie zapomnieć, a ja wypaliłem nagle z wyznaniami. Patrzyłem na nią jeszcze przez chwilę łudząc się, że w końcu cóż powie, ale na marne. Ona wciąż tylko patrzyła.
-Przepraszam Cassie. Nie powinienem.-powiedziałem i z powrotem wróciłem do blatu, o który się oparłem. Powiedzieć, że moje ego ucierpiało to za mało. Ona była tą, która wielokrotnie naraziła moje ego na upadek, a mimo to chciałem jej i nie obchodziło mnie to aż tak jak to jak czułem się w tej chwili. Smutek, żal, rozczarowanie..? To chore. Jeszcze żadna dziewczyna nie doprowadziła mnie do takiego stanu.


Cassie.

***
Co tu się właściwie stało? Na prawdę całowałam się z Justinem? Chwila. Czy on na prawdę przyznał, że...że mnie lubi? Jestem w jakimś głupim reality show? Jest tu jakaś ukryta kamera?
Patrzyłam na jego nieskazitelna twarz i szukałam jakiś oznak, że to tylko żart, ale nic nie zobaczyłam. Stał tam i patrzył. Jego wzrok był utkwiony głęboko we mnie jakby starał się odczytać o czym myślę. Po pewnym czasie w końcu zrezygnował.
-Przepraszam Cassie. Nie powinienem.-powiedział smutno i podszedł do blatu, a ja byłam jak w transie. Na prawdę mnie zdziwił. Przecież on się nie zakochuje, to Justin Bieber. Głupia Cassie-skarciłam się. On powiedział tylko, że cię lubi, a nie kocha. Ugh.-weź się w garść. Powtarzałam sobie pod nosem. Przecież też go lubisz.

Lubię go?

Podeszłam do niego, ale mnie nie widział bo stał tyłem podpierając się blatu. Owinęłam ręce wokół jego pasa wtulając się w jego plecy i szepnęłam.
-Też Cię lubię Justin.-Kiedy to usłyszał od razu odwrócił się w moją stronę z szerokim uśmiechem.
-Na prawdę?-zapytał zakłopotany i podrapał się po karku.
-Tak głupku.-uderzyłam go żartobliwie w ramię, a on się zaśmiał. Objął mnie w talii i jeszcze bliżej siebie przyciągnął.
-Nie jestem głupkiem.-wydał wargę z udawanym smutkiem.
-To ty tak uważasz.-powiedziałam śmiejąc się z niego. Zdecydowanie wolę tę jego stronę. Jest wtedy troskliwy, uroczy i przede wszystkim szczęśliwy.
-A ty nie? Przed chwilą powiedziałaś, że mnie lubisz.-droczył się, a ja spuściłam głowę czując się zakłopotana. Fakt, przyznałam mu to, ale nie po to by mi to teraz wypominał. Nie jestem przyzwyczajona do tego. Dawno nie miałam chłopaka. Derek był moim ostatnim. Po tym bałam się zaufać komukolwiek. Nadal się boję, ale myślę, że już czas przełamać ten mur. Tylko...czy my w ogóle jesteśmy razem?
-Hey-powiedział melodyjnie i podniósł dwoma palcami mój podbródek.-Czemu się chowasz?
-Justin powinnam już iść.-wiem, że to nie była dobra chwila i prawdopodobnie zepsułam wszystko, ale na prawdę musiałam iść. Moja mama jest już pewnie na randce z Jeremym, a ja miałam być dziś wcześniej w domu.
-Odwiozę cię.-powiedział po czym objął mnie delikatnie w talii i prowadził w stronę wyjścia.

Czy to znaczy, że wszystko zepsułam?

***
Dojechaliśmy pod mój dom w ciszy. Całą drogę wyzywałam siebie w myślach za to jak głupia jestem. Wszystko zepsułam. Musiałam akurat wtedy powiedzieć,że muszę wracać? Ugh, głupia ja.
Auto zatrzymało się pod moim domem. Spojrzałam na Justina, który nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Musiałam coś szybko wymyślić.
-Wejdziesz?-zapytałam cicho, patrząc na swoje palce. Szczerze? Bałam się odmowy.
-Cass nie musisz tego robić. Zrozumiem jeśli mnie odrzucisz. Nie zmuszaj się do czegoś czego nie chcesz.-Czy on jest głupi czy głupi? Tymi słowami na prawdę mnie wkurzył. Wyszłam z samochodu trzaskając drzwiami i otworzyłam je z jego strony. Spojrzał na mnie ze zdezorientowaniem wypisanym na twarzy, a mi chciało się śmiać, choć nie dałam tego po sobie poznać.
-Czy gdybym tego nie chciała proponowałabym ci to? Czy gdybym cię nie lubiła powiedziałabym to? Justin jesteś czasem na prawdę głupi. Co jeszcze mam zrobić, żebyś mi uwierzył, że na prawdę cię lubię i chce zaryzykować, mimo że cholernie się boję.?-krzyczałam, choć na prawdę dobrze się czułam mówiąc mu to. Nim się zorientowałam Justin chwycił moja twarz w swoje ręce i przycisnął swoje usta do moich. Trwaliśmy w pocałunku jeszcze przez kilka chwil. Następnie odsunęliśmy się od siebie patrząc sobie w oczy.
-Tyle mi wystarczy.-powiedział z pewnym siebie uśmiechem. Uderzyłam go lekko w klatkę piersiową i chwyciłam go za bluzkę ciągnąć w stronę mojego domu. On tylko śmiał się ze mnie, a chwilę potem podniósł i okręcił nami. Zrobił kilka kółek, podczas których krzyczałam na niego śmiejąc się, by mnie puścił. Zatrzymał się dopiero wtedy, gdy byliśmy już pod drzwiami. Postawił mnie na ziemi, bym mogła znaleźć klucze, ale lekko się zachwiałam i gdyby nie jego ramiona pewnie bym upadła.
-Ktoś tu za dużo wypił.-zażartował. Skarciłam go spojrzeniem, a on wystawił ręce w geście obronnym.
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, a zaraz po mnie Justin. Weszłam do kuchni, by nalać sobie soku, ale na stole leżała jakaś karteczka i pieniądze. Podeszłam bliżej i chwyciłam ją, by przeczytać co na niej było.

'Kochanie nie wrócę na noc. Tak jak mówiłam możesz kogoś zaprosić, tylko nie szalejcie. Zostawiłam ci trochę pieniędzy gdybyście zgłodnieli. Bawcie się dobrze. ~Mama''

Poczułam parę rąk obejmująca moją talie i głowę w zagłębieniu mojej szyi. Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, że to nie kto inny jak Justin.
-Czyli dziś znów śpię u ciebie?-zapytał a na jego twarz wdarł się uśmieszek. Odwróciłam się do niego i powiedziałam.
-Spoko. Zaraz przyniosę ci jakąś kołdrę i poduszkę.
-Co?-zapytał, kiedy szłam w stronę mojego pokoju. Dogonił mnie i nie pozwolił wejść na górę po schodach podnosząc mnie i stawiając przed nim. Przytulił mnie do siebie i zapytał.-Co to znaczy?
-To, że moja kanapa jest na prawdę wygodna. Myślę, że będzie ci się dobrze spało.-powiedziałam szczerząc się do niego.
-Dlaczego nie możemy spać w twoim łóżku?-zapytał zdezorientowany. Oh, on na prawdę myślał, że będę spać z nim na kanapie? To urocze.
-Chwila, chwila. Kto powiedział, że też tam śpię?
-Dlaczego nie mogę spać z tobą? Skoro jesteśmy razem to chyba możemy też razem spać,nie?-Wiecie co? Uwielbiam się z nim drażnić. Stał tam biedny i nie wiedział o co chodzi. Może i jestem staromodna lub dziecinna, ale chciałam by to było oficjalne. Jeśli wiecie o czym mówię.
-A jesteśmy razem?-zapytałam nie spuszczając z niego wzroku.
-A nie?
-A tak?
-Ugh.-jęknął odrzucając głowę do tyłu.-Na prawdę zmusisz mnie do tego?
-Nie wiem o czym mówisz Justin. A teraz proszę cię puść mnie. Jest już późno.-powiedziałam próbując wyrwać się z jego objęć.
-Cassie, chciałabyś być moją dziewczyna?
-Możeeeee..-przeciągnęłam uśmiechając się do niego. Pokręcił rozbawiony głową.
-A zostaniesz nią?-stałam cicho napawając się jego pytaniem. Na prawdę udało mi się zmusić go do powiedzenia tego.
-Tak Justin.-powiedziałam, a on uśmiechnął się ukazując szereg swoich białych zębów.-Tylko proszę nie zrań mnie.-szepnęłam cicho, a on mocno mnie do siebie przytulił. Staliśmy tak przez chwile, następnie pocałował mnie w głowę i chwycił mogą dłoń splatając nasze palce.
-Nie chcę cię ranić.

***
Siedzieliśmy u mnie w pokoju już od jakiejś godziny, rozmawiając o przypadkowych rzeczach. Wciąż się śmialiśmy. Nie było to dla mnie dziwne, bo często będąc ze mną lub chłopakami był w dobrym humorze. Zastanawiałam się tylko  jak wyglądał jego związek z innymi dziewczynami.
-I kiedy się dowiedział, że to tylko żart wpadł w furie, a my musieliśmy uciekać.-zaśmiał się głośno, a ja dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że go nie słuchałam. Chyba to wyczul. Przytulił mnie do siebie i odgarnął włosy z mojej twarzy.
-O czym myślisz Cass?-zapytał delikatnie.
-O niczym.-wydusiłam z siebie uśmiech.-Co było dalej?
-Powiedz mi co się dzieję.-nalegał.
-Nic po prostu...boję się.-spuściłam głowę bawiąc się rąbkiem mojej koszulki. Justin podniósł się i chwycił moją rękę splatając nasze palce.
-Nie chcę cię ranić. Wiem jaki jestem, wiem że często krzyczę i się wkurzam,ale obiecuje ci, że się postaram. Postaram się byś mi zaufała. I jeśli czegoś nie będziesz chciała, po prostu mów, w porządku?-kiwnęłam głową na znak, że rozumiem i kontynuowałam.
-Nie chodzi o ciebie.-powiedziałam cicho.
-Więc o kogo? Cass bądź ze mną szczera,ok?
-No wiesz...co jeśli Jason będzie gdzieś w pobliżu, a ciebie nie będzie?-zapytałam z lekką panika i spojrzałam na niego.
-Nie zbliży się już do ciebie.
-Justin nie wiesz tego.-pokręciłam głowa.-Nie możesz mówić czegoś czego nie jesteś w stanie wykonać.
-Niby czemu nie jestem w stanie?
-Bo nie możesz być przy mnie 24 godziny na dobę.-westchnął głośno.
-Co on ci takiego powiedział, że płakałaś?-zapytał zmartwiony.
-To na prawdę nie jest istotne.-zapewniłam.
-Nie istotne?-prychnął.-Płakałaś przez tego chuja.-krzyknął lekko podirytowany,ale gdy zobaczył strach wypisany na mojej twarzy złagodniał.-Przepraszam. Ja po prostu..
-W porządku.Masz prawo wiedzieć. On ty-tylko-zająkałam się.-Powiedział, że kiedy nie będzie cię przy mnie to..to będzie mnie pieprzył tak,że poczuje się jak w niebie i już do ciebie nie wrócę, że zrobi wszystko żebyś cierpiał nawet jeśli będzie to zabawa moim kosztem.-zaszlochałam cicho dając kilku łzom wolność,kiedy spływały wzdłuż mojego policzka. Justin mocno mnie do siebie przytulił. Chyba nawet trochę za mocno, bo opadł wraz ze mną na łóżko tak, że wylądowałam na nim. Uśmiechnął się i po raz kolejny dzisiaj odgarnął mi włosy z twarzy.
-Nie skrzywdzi cię. Nie pozwolę na to.-Otwarł wierzchem dłoni moje łzy, oblizał swoje usta i jedną ręką przybliżył moją twarz do jego, by połączyć nasze usta w całość, a drugą ręką gładził moje boki. Pewnie całowalibyśmy się dłużej, gdyby nie jego dzwoniący telefon. Warknął z niezadowoleniem, gdy się od niego odsunęłam i kazałam odebrać. Niechętnie podniósł się na łokciach i wyjął telefon z kieszeni przykładając go do ucha.
-Co kurwa? W jakim szpitalu?

---------------------------------------------------------------------------------------------

Tururururur witajcie :)

Jak myślicie co się stało? oO

+ Umie ktoś z was robić szablony?
Ponieważ już dość dawno poprosiłam o to jedną dziewczynę,
ale do tej pory nie daje znaku życia :c
A bez jest tak jakoś....pusto. :c

* Jeśli chcecie być informowani to TU
* Jakieś pytania ? TWITTER :)

Wiecie, że jesteście cudowni?
Dziękuję, że poświęcacie chwilę, by skomentować.
Dziękuję za ponad 18 tys wyświetleń oO

Toooootaaaaaaaaaaaaal < 3 
hahahahahha, nie nic. Odwala mi :D