środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 14

Cassie


Siedziałam przez chwilę i wpatrywałam się w tą wiadomość, tylko jedno pytanie krążyło mi w głowie.
Skąd on ma mój numer? Nie przypominam sobie bym mu go kiedyś podawała.
W końcu zdecydowałam sie odpisać.


'Wiesz która jest godzina? oO'
    Wyślij.


-Z kim flirtujesz?-szturchnęła mnie Kate z uśmiechem.
-z Justinem.-powiedziałam nim spostrzegłam się co właśnie zrobiłam. Mentalnie się spoliczkowałam i odwróciłam w stronę roześmianej przyjaciółki.
Zawsze muszę najpierw mówić,zamiast myśleć,ugh.
-Czy Cassie Sparks właśnie przyznała,że flirtuje z Justinem?
-Gwarantuje ci,że jak się zaraz nie przestaniesz śmiać,to..to..
-To co? -zapytała, po czym znów wybuchnęła śmiechem. Spojrzałam na nią, tak jak to robią w filmach, kiedy chcą kogoś przestraszyć, ale ona widząc moją minę znów wpadła w histeryczny śmiech.
-Wiesz, o co mi chodziło.-powiedziałam po czym sama zaczęłam się śmiać.
Poczułam wibracje w mojej dłoni, co znaczyło, że przyszedł sms. Tak, wyciszyłam dźwięk, ponieważ zawsze mam wrażenie, że ludzie dziwnie na mnie patrzą, kiedy co chwilę słyszą przychodzące smsy czy połączenia.
-To co twój pan od flirtu pisze,huh?-zapytała patrząc na ekran mojego telefonu.-On chce do ciebie przyjść?
-Tak, najwidoczniej tak. Powiedziałam ci,że się przyjaźnimy, więc co w tym dziwnego?
-Nic.-zaśmiała się.-To mój przystanek. Bawcie się dobrze.-cmoknęła mnie w policzek i wybiegła z autobusu, a ja postanowiłam odpisać Justinowi.


Justin


Było około 22 a mi się nudziło. Po zabawie w klubie Chris odwiózł każdego z nas do domu. Stwierdził, że jutro szkoła więc nie możemy balować do rana. Mojej mamy jeszcze nie było, a ja zastanawiałem się co mógłbym porobić. Pomyślałem, że napisze do Cassie. I tak też zrobiłem. Szybko mi odpisała, ale nie była chyba chętna do wyjścia,więc zaproponowałem, że do niej przyjadę. Jakiś czas nie odpisywała, więc zastanawiałem się czy to nie był zły ruch. Na szczęście usłyszałem charakterystyczny dźwięk smsa.

'Okej, tylko moja mama będzie, więc podejdź na tyły domu, a ja ci otworze.'

Nie czekając dłużej chwyciłem kluczyki od auta i wyszedłem z pokoju trzaskając drzwiami. W połowie schodów zatrzymałem się i przekląłem pod nosem. Wróciłem do siebie i odlożyłem kluczyki z powrotem na półkę.

Musiałem dzisiaj pić?

Po chwili byłem już na przystanku. Chciałem sprawdzić na rozkładzie ile będę musiał czekać, ale podjechał autobus. Nie musiałem się martwić jaki to numer, ponieważ każdy jedzie w stronę domu Cassie. Później trzeba jeszcze przejść przez kilka przecznic i już.
Siedziałem na tyłach i rozmyślałem. O czym? Generalnie o moim życiu. O tym jak ważna jest dla mnie moja mama, kumple. O tym co wyjdzie z tej całej 'przyjaźni' z Cass. Fakt, nie miałem złych zamiarów co do niej, ale ja się nie zakochuje. Za bardzo lubię dziewczyny.
Gadam jak laska. A mówią,że tylko kobiety są zmienne.
Spojrzałem za szybę, było już ciemno. Latarnie rozświetlały drogę. Musiałem się dobrze przyjrzeć, by ogarnąć okolice. Ujrzałem Starbacksa, co znaczyło że tu powinienem wysiąść. Gwałtownie wstałem z miejsca krzycząc do kierowcy.
-Mógłby się pan zatrzymać? Przegapiłem swój przystanek.
Facet o ciemnej karnacji, z dużymi oczami i zarostem spojrzał na mnie w lusterku. Pokręcił głową i otwierając mi drzwi krzyknął.
-Nieźle ci w głowie zakręciła.-zaśmiał się, a ja wyszedłem nie wgłębiając się w to co powiedział. Szedłem ulica, z rękami w kieszeniach marząc o tym by być już na miejscu.

***

-Dłużej się nie dało?-zapytałem Cassie, kiedy w końcu postanowiła otworzyć mi balkon, bym mógł wejść.
-Zamknij się moja mama jest w domu.-warknęła na mnie. Co jej się stało? Przecież tylko żartowałem.-Chodź-machnęła ręką, bym szedł za nią,ale chcąc wykorzystać sytuację chwyciłem jej dłoń i splotłem nasze palce. Odwróciła się do mnie zdezorientowana i podniosła nasze ręce na wysokość mojej twarzy.
-Co to jest?-zapytała bez krzty humoru.
-Boję się.-szepnąłem wzruszając ramionami. Prychnęła, ale nic już nie powiedziała po prostu pociągnęła mnie w stronę schodów i po cichu weszliśmy do jej pokoju. Zamknęła drzwi na klucz wciąż trzymając moja rękę, co wywołało u mnie uśmiech. Odwróciła się i poważnie na mnie spojrzała.
-Musimy porozmawiać.
-A nie rozmawiamy?-musnąłem kciukiem jej dłoń, a ona szybko wyrwała swoją rękę z mojej i odsunęła się kilka kroków w tył.
-Mówię poważnie Justin.
-Okej, więc o czym chcesz pogadać?-zrezygnowany położyłem się na jej łóżku, a ręce ułożyłem pod głowę, by moc ją widzieć.
-Czemu chcesz się ze mną przyjaźnić? -to pytanie zbiło mnie z tropu. Jak ona może mnie o coś takiego pytać, skoro nawet ja nie znam odpowiedzi.
-O co ci chodzi Cass?
-Po prostu mi odpowiedz.-szepnęła i usiadła na brzegu łóżka. Podniosłem się do pozycji siedzącej i podrapałem po karku. Co mam jej niby powiedzieć?
-Cassie ja nie wiem.-spojrzała na mnie jakby chciała konkretów, ale co ja mogłem?-Po prostu jesteś inna. Potrafisz być irytująca, złośliwa, wkurzająca, pyskata..-wymieniałem dopóki mi nie przerwała.
-Zrozumiałam, możesz przejść do sedna?
-Chciałem, ale mi przerwałaś.-warknąłem.-Mam na myśli to, ze jest w tobie coś co chce poznać, rozumiesz? Nie boisz mi się przeciwstawić, mówisz co myślisz, jesteś oryginalna.-nie wierzę w to co właśnie powiedziałem. Co ja mam w głowie?
Cass siedziała cicho patrząc ślepo w jeden punkt na ścianie. Przybliżyłem się i usiadłem tak, ze ona siedziała między moimi nogami. Kiedy poczuła, że ją obejmuje, od razu chciała wstać, ale ją powstrzymałem i zmusiłem siłą, by usiadła z powrotem.
-O co chodzi?-szepnąłem, a ona zaczęła się wiercić.
-Puść mnie Justin.
-Nie, dopóki nie dowiem się skąd to przesłuchanie.-lekko odwróciła głowę w moja stronę i spojrzała mi w oczy.
-Proszę Cię puść mnie.-powiedziała cicho. Patrzyłem jak wstaje i idzie do szuflady. Wyciągnęła jakiś album i usiadła obok mnie.
-To jest Derek. -pokazała na chłopaka obok niej. Uśmiechali się. Wyglądali na na prawdę szczęśliwa parę. Przewracała kartki, aż w końcu zamknęła album i rzuciła go mocno na podłogę, przez co zrobiła hałas, którym chyba w tym momencie się nie przejęła.
-Byliśmy razem przez rok. Wszystko układało się tak dobrze. Byłam szczęśliwa, wiesz? -spojrzała na mnie z lekkim i chwilowym uśmiechem, a potem przeniosła wzrok na swoje palce.-Pewnego dnia przyszedł do mnie. Byłam sama. Moja mama pojechała zrobić kolejny wywiad, a my mieliśmy po prostu spędzić miło czas. Z początku tak było. Oglądaliśmy filmy, rozmawialiśmy. Było cudownie.-zaciela się. Chwyciłem jej dłoń i lekko ścisnąłem. Nie odsunęła się. Bieber robisz postęp.-Później poszłam po coś do picia, a Derek miał w tym czasie napisać do rodziców czy może u mnie spać. Kiedy wróciłam powiedział mi,ze jego mama się zgodziła, a on wybrał film.
-Cass jeśli nie chcesz mówić..
-Mógłbyś mnie wysłuchać,proszę?-zapytała cicho. Widziałem jak się męczy, ale nie chciała przerwać, więc skinąłem.
-Usiadłam obok niego, a on mnie objął. Zjechał swoją ręką tak,że dotykał..
-Twojej piersi.-skończyłem za nią, a ona skinęła.
-Wzięłam ta rękę tak, by obejmował mnie..normalnie. Potem włączył film, a na ekranie pojawił się napis,że film jest dla dorosłych. Myślałam,że to jakiś horror czy coś, ale nie..On..on mi wtedy włączył film pornograficzny,rozumiesz? Powiedział,że dzięki niemu więcej się nauczę i że jutro będę mogła chwalić się wszystkim,że nie jestem dziewica, a gdyby tego było mało spał też z innymi dziewczynami. Nie obchodziło go to, że spotyka się że mną.-w tym momencie kompletnie mnie zatkało. Czy on jest jakiś pojebany? Jak można być takim idiotą?-On próbował mnie zgwałcić Justin.-powiedziała łamiącym się głosem. Chciałem ją wtedy objąć i powiedzieć,że wszystko będzie dobrze,ale nie wiedziałem jak zareaguje.
-Cass rozumiem,że po tym nie ufasz już chłopakom, ale wierz mi nie byłbym w stanie zrobić czegoś takiego nawet jeśli lubię dziewczyny. Nigdy nikogo do niczego nie zmusiłem.-szepnąłem gładząc jej dłoń.
-Przytul mnie.
Siedziałem nie będąc pewny, czy dobrze usłyszałem.
-Proszę.-usłyszałem. Nie czekając dłużej wyciągnąłem ręce w kierunku dziewczyny i mocno ja do siebie przytuliłem. Szlochała w moja klatkę piersiową,a ja delikatnie gładziłem jej plecy. Wybraliśmy sobie dość nie wygodną pozycję, ponieważ ona siedziała tuz obok mnie. Oderwałem się od niej na chwilę,chwyciłem jej nogi i posadziłem ją na swoich kolanach. Wzdrygnęła się,ale po chwili znów objęła moja szyję.
-Przepraszam.-szepnęła mi we włosy.
-Nie masz za co przepraszać.To nie twoja wina.-powoli się uspokajała,choć wciąż ciężko oddychała dławiąc się łzami.-Już nic ci nie grozi,obiecuje.-Tymi słowami zakończyłem nasza rozmowę,ponieważ Cass wyglądała na zmęczona. Podniosłem się razem z nią i położyłem na łóżku okrywając kołdra.
-Zostaniesz?-zapytała sennie. Uśmiechnąłem się i położyłem obok niej, jednak nie przykrywając się. Nie chciałem żeby rano obudziła się myśląc,że mogłem czegoś próbować.


Cassie

Rano obudziłam się wtulona w czyjąś sylwetkę. Dopiero wtedy przypomniałam sobie co się wczoraj wydarzyło. Delikatnie podniosłam rękę Justina z mojej talii i wstałam. Weszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Miałam ochotę krzyczeć, na prawdę. Wyglądałam jak jakiś zombie. Oczy podkrążone, tusz rozmazany, a moje włosy? Ugh.
Wyszłam z łazienki mając nadzieję, że Justin jeszcze śpi,ponieważ nie chciałam by widział mnie w takim stanie, a musiałam wziąć ciuchy na przebranie. Podeszłam do szafy cicho ją otwierając, po czym wyjęłam potrzebne rzeczy. Odwróciłam się, by zobaczyć czy śpi. Wyglądał hmm...uroczo. Uśmiechnęłam się szeroko i po cichu udałam się w stronę łazienki.
-Ślicznie wyglądasz.-powiedział. Miał uśmiech na twarzy, ale oczy wciąż zamknięte. Widział jak wyglądam czy nie?
-Zamknij się Bieber.-rzuciłam w niego misiem, który stał na szafce obok łóżka i weszłam do łazienki,by wziąć prysznic.

***
-Cass wiesz,która jest godzina?-zapukał do drzwi Justin.
-O czym ty mówisz?-zapytałam zdziwiona.
Cholera dzisiaj poniedziałek. Tak długo nie byłam w szkole, że aż o niej zapomniałam. Szybko ubrałam się, nie zważając na to,że zapomniałam się pomalować wyszłam z łazienki. Wzięłam plecak i spojrzałam na roześmianego Justina.
-Co cię tak bawi?
-Zamierzasz tak iść do szkoły?-znów się zaśmiał, a ja miałam ochotę na niego krzyknąć.-Chodź tu głupku.
-Nie jestem głupkiem.-wydęłam wargi i skrzyżowałam ręce.
-Jesteś głupiutka.-droczył się ze mną.
-Taa, cokolwiek. Możesz mnie zawieźć?
-Przyjechałem autobusem.-podrapał się po karku i spojrzał na godzinę.-Szybciej byłabyś autobusem niż gdybyś miała jechać ze mną po auto,a później do szkoły.
-W porządku.-uśmiechnęłam się.-Chodź.
-Ale mogę po ciebie przyjechać.
-Dziękuję,ale nie trzeba. Mama obiecała,ze mnie odbierze.-A teraz chodźmy już, bo jestem spóźniona.
-Gdzie twoja mama,ze mogę tak po prostu zejść?
-W pracy głupku.
-Nie jestem głupkiem.-lekko mnie popchnął ramieniem i uśmiechnął się,a kiedy mieliśmy już wychodzić znów się odezwał.-Cass masz bluzkę tył na przód.

------------------------------------------------------------------------------------------------

Cześć, cześć :)
 No i mamy 14 rozdział, nawet nie wiem kiedy to zleciało oO

Cieszę się, że wciąż tu jesteście i czytacie moje wypociny.
Jesteście niesamowici .!

Prawie 13 tysięcy ? oO
hcuhehiedbciebdfcbeuiceb .!
To jest niemożliwe...serio.

Jeśli macie jakieś zastrzeżenia piszcie śmiało. :)
Dziękuję za wszystkie komentarze, jejku uwielbiam je czytać.!
JESTEŚCIE KOCHANI ! < 3

Dziękuję, dziękuję .!
Do następnego :)
Love ya.



poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział 13

Pov's Cassie.

-Cześć jestem Jeremy.-przedstawił się wyciągając ku mnie swoją dłoń, która z lekkim uśmiechem uścisnęłam. Moja mama wręcz promieniała. Na prawdę była szczęśliwa. Może dzięki temu nie będzie zła o to, że przez ten czas kiedy jej nie było tylko dwa razy pojawilam się w szkole. Zabijcie mnie,ale nie żałuję. Dla mnie to nic wielkiego, ale moja mama bardzo ceni sobie wiedzę.
Cassie ty egoistko. Twoja mama poznała kogoś przy kim jest szczęśliwa, a ty myślisz o sobie.-skarciła mnie moja podświadomość.
-Siadajcie,przyniosę obiad.-poinformowała zostawiając nas samych. Siedzieliśmy w ciszy. No bo o czym miałabym rozmawiać z dorosłym mężczyzna, o którym nic nie wiem. Szczerze to nawet nie wiem kim on jest dla mojej rodzicielki. Kolega, przyjacielem, a może chłopakiem?
-A więc Cassie. -przerwał ciszę. -Ile masz lat?
-Osiemnaście.
-Jesteś w liceum? -zapytał z lekkim usmieszkiem, zanim weszła mama z obiadem, który postawiła na stół przed nami.
-Tak, w tym roku kończę.
-Później studia, rzec jasna. -wtraciła sie moja rodzicielka. -Mam nadzieję, że będzie ci smakować. -powiedziała uśmiechając sie w stronę Jeremiego.
-O to się nie martw Amando. -dotknął wierzchem swojej dłoni jej dłoń i potarł delikatnie kciukiem. -Na pewno będzie pyszne.

Reszta obiadu wypadła całkiem dobrze. Dużo rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Jeremy jest bardzo miłym mężczyzna. Ciągle prawil mojej mamie komplementy i trzymał jej rękę. To było na prawdę urocze. Dowiedziałam sie też że ma troje dzieci, a jego była żona odeszła od niego, kiedy jej się 'znudził'.
-Mamo, czy mogę już iść? Nie chce przeszkadzać, poza tym miałam spotkać sie z Kate. -sklamalam. Chciałam stąd iść, bo nie mogłam patrzeć na to jak się zachowują. Zazdrość jest okropna, nie polecam. Jestem szczęśliwa widząc mamę szczerze uśmiechająca się i cieszę sie, że znalazła sobie kogoś, mam tylko nadzieję, że przez to nie zapomni o tacie.
-Jasne, miłej zabawy. -powiedziała.
-Milo było pana poznać.
-Jakiego pana -machnął ręką. -Jestem Jeremy. -zaśmiałam się i udałam do pokoju, by zadzwonić do Kate.


Pov's Justin

Juz od dobrych 2 godzin siedzieliśmy w moim pokoju. Po zjedzeniu obiadu mama poszła do pracy, że niby ma coś zaległego do zrobienia, bo niedługo wyjeżdża na spotkanie z jakimś biznesmenem. Nie wnikalem. Często gdzieś wyjeżdżała, ale rozumiem to. Gdyby nie jej praca nie miałbym nic. Mama Cassie też tam pracuje, więc pewnie czuje się dokładnie tak jak ja.

Chwila.

Czemu o niej teraz pomyślałem?

-Dzwonisz do ojca w końcu czy nie? -warknal podirytowany Ryan.
-Zamknij sie, już dzwonię. -przylozylem telefon do ucha i czekałem aż odbierze. Jeden sygnał,drugi,trzeci..nic. Wkurzony rzuciłem telefon na łóżko i podszedłem do okna. Patrzyłem na widok przed moim domem. Na drzewa, kwiaty które mama tak bardzo lubi, basen i huśtawke,na której jako dziecko bujalem się z tatą. Wspomnienia wróciły, a on mimo że się starał, dzwonił, pisał, kilka razy nawet złożył wizytę w naszym domu, to ja..nie potrafiłem mu wybaczyć tego, że zdradził najcudowniejsza kobietę na świecie.
-Ojciec dzwoni. -krzyknął Chaz i nim się odwróciłem on już stał przy mnie z telefonem w ręku. Wziąłem go i spojrzalem na chłopaków. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, po dość długim czasie unikania go. W końcu przelamalem się i przejechalem palcem po ekranie w celu odblokowania.
-Cześć -powiedziałem krótko.
-Witaj synu. Cos sie stało? Potrzebujesz pomocy? -zadawał pytania, a ja zasmialem się pod nosem.
-Właściwie to tak. Potrzebuje pieniędzy.
-I dlatego do mnie dzwonisz? -prychnął. -W coś ty się znowu wpakował chłopie, co? Twoja matka się martwi, robi wszystko co może a ty tak się jej odpłacasz? -krzyknął lekko wkurzony.
-Odezwał się pan święty. -warknalem.-Dasz mi ta kasę czy nie?
-A mam jakiś wybór? Jesteś moim synem. Wpadnę do was jutro, bo dziś jestem zajęty.
-Potrzebuje ich dzisiaj. Przelej mi na konto 5 tys.
-Oszalałeś? Na co ci tyle kasy?
-Nic mi nie będzie i w nic się nie wpakowalem, gdyby cię to interesowało. Po prostu potrzebuje, więc przelejesz mi?
-Jesteś niemożliwy. -zaśmiał się bez humoru. -I oczywiście, że mnie to interesuje. Zaraz zrobię przelew,a ty -przerwał. -uważaj na siebie, synu. -Po czym się rozlaczył. Westchnąłem i usiadlem na łóżko.
-I jak? -zapytał cicho Chaz.
-Nigdy nie watp w swoich przyjaciół, stary. -zasmialem się, a on rzucił sie na mnie i zaczął lekko walić pięściami.
-Kurwa, opanuj się koleś.
-Dobra chodźmy na imprezę,co? -zaproponował Josh. Gwałtownie wszyscy wstaliśmy i udaliśmy się do klubu, przed tym zostawiając kartkę mamie, by się nie martwiła, gdyby wróciła przede mną.

Na miejsce dotarliśmy w jakieś 20 minut. W uszach aż dudnilo od głośnej muzyki. Podeszliśmy do baru i zamówilismy po drinku, wszyscy prócz Chrisa, który na swoje nieszczęście był naszym dzisiejszym kierowcą.
-Za najlepszych kumpli na świecie. -Chaz wzniósł toast i podniósł kieliszek do góry by się z nami 'stuknac'. Po chwili czułem już ciecz paląca moje gardło. Skrzywilem sie lekko i zawolalem barmana, by nalal nam kolejna kolejkę. Poczułem czyjąś rękę na ramieniu,więc odwróciłem się i spotkałem się z oczami dość ładnej blondynki. Przejechalem po niej wzrokiem i oblizalem usta.
-Przepraszam, straciłam równowagę na tych wysokich szpilkach, nie chciałam się wywrócić, więc złapałam ciebie. Mam nadzieję, że nie jesteś zły. -uśmiechnęła się i przegryzła wargę.
-Chyba jednak jestem trochę zły. -zaśmiałem się nie spuszczając z niej wzroku.
-Może mogłabym ci to jakoś wynagrodzić. Zatańczymy? -zapytała szepcząc mi do ucha.
-Sory chłopaki, ale bogini mnie wzywa. -powiedziałem po czym udałem się za dziewczyna na parkiet. W oddali usłyszałem jeszcze ich śmiechy, ale olałem to. Zatrzymała się na środku parkietu i płynnie zaczęła poruszać swoimi biodrami w rytm muzyki. Złapałem ją za biodra i przysunąłem bliżej siebie, tak ze ocierała się o mojego przyjaciela. Po kilku piosenkach odwróciła się twarzą do mnie. Spojrzałem na jej usta, a potem oczy. Nim mogłem ogarnąć sytuację, ona przejęła kontrolę. Ręce włożyła w moje włosy, lekko masując przy tym skórę głowy, a jej usta znalazły się na moich, by zaraz wyznaczyć własny rytm. Nie musiałem nawet prosić o dostęp, ponieważ od razu mi go udzieliła. Łatwo pójdzie.-pomyślałem. Zjechałem dłońmi na jej pośladki i mocno ścisnąłem, w skutek czego lekko podskoczyła i spojrzała na mnie z uśmiechem.
-Masz wygodne siedzenia w aucie? -krzyknęła mi do ucha, by zagłuszyć muzykę w tle.
Skinalem z lobuzerskim uśmiechem i za nią wyszedłem z klubu. Po drodze zabierając Chris'owi kluczyki.

Pov's Cassie.

Jak się okazało Kate nie była zajęta, więc postanowilysmy iść na zakupy. Przebrałam się w wygodniejsze ciuchy i zeszłam na dół. W kuchni siedziała moja mama. Nie byłoby to dziwne, gdyby nie fakt, że była sama. Gdzie Jeremy?-pomyślałam. Podeszłam do niej i przytuliłam się do niej od tyłu opierając głowę, o jej ramię
-Czemu siedzisz tu sama? -zapytałam przyglądając się jej.
-Jeremy rozmawia właśnie z synem. Jest w salonie.
-Rozumiem. -skinęłam i lekko się do niej uśmiechnęłam. W tej samej chwili wszedł Jeremy.
-Zaraz zrobię przelew, a ty uważaj na siebie synu. -powiedział po czym się rozłączyl i usiadł obok mamy.
-Okej, to ja wychodzę. Bawcie się dobrze. -cmoknęłam mamę w policzek i udałam się w stronę drzwi. Zanim wyszłam usłyszałam jeszcze Jeremiego.
-Amando, mogłabyś użyczyć mi na chwilę swojego komputera?



-Czyli oficjalnie jesteście razem -pisnęłam z radością, kiedy Kate powiedziała mi o tym jak Chris zapytał czy będzie jego dziewczyną.
-No..niby tak -zaśmiała się.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę. Pasujecie do siebie.
-Na prawdę tak myślisz?
-Co to za pytanie? Oczywiscie, ze tak myślę. Wygladacie razem uroczo. -szturchnelam ją lekko z uśmiechem, a ona się zarumienila.
-Okej, nieważne. A co jest między Tobą a Justinem?
-Emm.. przyjaznimy się. Tak sądzę. Nic więcej. -wzruszylam ramionami.
-Taa jasne -prychnela. -Od samego początku było widać, że macie się ku sobie.
-Kate, proszę. Nie zaczynaj.
-Jak chcesz, ale wiedz ze on cię lubi. -uśmiechnęła sie i łapiąc moją rękę wbiegła do galerii handlowej. Tak, ta dziewczyna zdecydowanie kocha zakupy. Weszlysmy do pierwszego sklepu,a naszym oczom ukazał się Jason.

Co on robił w galerii handlowej?
W dodatku w sklepie z bielizną.

Przeszlysmy obok, nie zważając na to co robi i udalysmy się do wieszakow obok.
-To nie jest przypadkiem ten koles z wyścigu? -zapytała cicho Kate. Chwilę musiałam pomyśleć, by przeanalizować to co powiedziała.

Wyścig.

-Ten co się kłócił z Justinem? -zapytałam mając nadzieję,że myśli o naszym wspólnym wypadzie w celu udowodnienia Olivii, że nie jesteśmy takie 'słabe'.
-No o tym mówię. -zasmiala się.-Pamiętasz go? To ten,który..
-Pamiętam Kate.-przerwałam.-Tak, to prawdopodobnie on.
-Nie chce mieć z nim do czynienia. Nie wygląda przyjaźnie.
-Tak, tak myślę.-powiedziałam.
-Okej, nie wygląda byś była chętna do rozmowy o nim, więc pomóż mi coś wybrać, bym mogła onieśmielić Chrisa. -usmiechnela się pod nosem i przejechała wzrokiem po czerwonej bieliźnie w koronke, z wyciętym stanikiem. Przez chwilę stałam nie wiedząc co powiedzieć.
-Co? -krzyknęłam,a ludzie wokół dziwnie na mnie spojrzeli.
Cudownie.
-No co? -zapytała, jakby to co przed chwilą powiedziała, było niczym.
-Kogo my tu mamy..-zasmial się Jason.-Czy to przypadkiem nie nasza mała Cassie?
Nie odezwałam się. Stalam tam patrząc na niego, a on tylko głupio się uśmiechał.
-Gdzie twój obrońca Justin,co? Kazał ci kupić jakąś seksowna bieliznę na kolejna waszą wspólną noc, czy może już cię wykorzystał i zostawił?-wydął wargi a oczy przetarł dłońmi, by wyglądało tak jakby płakał.
-Cass, o co tu chodzi?-zapytała zdezorientowana Kate. Czułam jak wypala we mnie dziurę swoim wzrokiem, ale zignorowałam to.
-Oh. Twoja przyjaciółka nie powiedziała ci,że sypia z Bieberem?-zwrócił się do niej i udał zaskoczonego.
-Nie spałam z nim.-w końcu zdołałam się odezwać. Czułam się źle.
-No tak, kazał ci nikomu nie mówić.-zasmial się.-Nie martw się. Wasz sekret jest u mnie bezpieczny.
-Kate, wychodzimy. -Chwycilam przyjaciółke za rękę, by jak najszybciej uciec od tego psychola.
-Nie wiem jak głośno krzyczałaś jego imię,ale gwarantuje, że moje krzyczałabyś jeszcze głośniej.-krzyknął za nami nim zdążyłysmy wyjść.
Jak mu nie wstyd? Wszędzie są ludzie. Nie dość, że zrobił ze mnie dziwkę w oczach przyjaciółki to dodatkowo w oczach każdego w tym sklepie.

Czy mogłoby być gorzej?

Całą drogę na przystanek szlysmy cicho. Kate prawdopodobnie bała się o cokolwiek zapytać, a ja nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć. Dopiero, kiedy wsiadłysmy do autobusu przerwałam męcząca ciszę.
-Wiem,że głupio wyszło, ale to co on mówił nie jest prawdą. Nie spałam z Justinem.
-Wiem.-zapewniła.-Wiem,że nie zrobiłabys tego po tak krótkim czasie. Po prostu nie rozumiem skąd się znacie. O co w tym wszystkim chodzi?
Zaczynajac rozmowę, nie myślałam,że będę musiała się jej ze wszystkiego tłumaczyć. Nie chciałam tylko by uwierzyła w to co powiedział Jason. Nic więcej. W tym samym czasie dostałam sms. Wyciągnęłam tel z kieszeni, odblokowałam ekran i wyświetliłam tekst.

Co robisz przyjaciółko? ;)
Znajdziesz dla mnie chwilę? x
/Justin




---------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hey, hey :)

Rozdział dłuższy, więc mam nadzieję że nie jesteście zawiedzeni.
Opinie zostawiam Wam. :)

Miałam dodawać rozdziały co tydzień,lol
Ale coś mi nie wychodzi :D

Jak myślicie dobrze, że mama Cassie umawia się z Jeremym?
Czy może wynikną z tego jakieś kłopoty? 

Jak wrażenia po Believe?
Byliście? :)
Mnie osobiście bardzo zaskoczył, pozytywnie oczywiście.
Myślę, że każdy powinien ten film zobaczyć.

Wcale nie płakałam, hahahahah




czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 12

Rozdział 12

Justin Pov's

Po miłym popołudniu w domu Cassie wraz z mamą wróciliśmy do siebie. Podczas gdy moja rodzicielka udała się od razu do salonu, ja poszedłem do swojego pokoju. Rzuciłem się na łóżko i rozmyślałem o dzisiejszym dniu. Co się właściwie wydarzyło? Czy ja Justin Bieber zaproponowałem jej przyjaźń? To nie było w moim stylu. Nie uznaje przyjaźni damsko-męskiej. Mam jednak nadzieję, że kiedyś wyjdzie to na dobre.W końcu kto nie ryzykuje, nie zyskuje, czyż nie? A ja zawsze dostaje to czego chce. W pokoju rozległo się pukanie, więc podniosłem się na łokciach i spojrzałem w tamtym kierunku. Moim oczom ukazali się chłopcy. Jako ostatni wyłonił się Chaz. Miał podbite oko i nie wyglądało na to by był w dobrym stanie. Od razu usiadłem na łóżku i przetarłem dłońmi twarz w niedowierzeniu.
-Co ci się stało? -zapytałem zmieszany lekko się uśmiechając.
-Kasa -odpowiedział krótko Ryan i usiadł obok mnie. Spojrzałem na niego, a później na resztę chłopaków. Jestem idiotą. -pomyślałem.
-Kurwa -przekląłem wstając i chodząc po pokoju wkurzony. -Coś jeszcze zrobili? -Nie, ale kasę muszę oddać do jutra. -powiedział ze skruchą Chaz i spuścił głowę. Czułem się głupio. Jak mogliśmy zaniedbać kumpla?
-Kurwa. Przecież to jest nierealne. -odezwał się Josh. -Do jutra zbierzemy może połowe.
-Dobra, co robimy? -zapytałem stając przy Chazie i kładąc mu rękę na ramieniu.
-A co mamy robić? -warknął Ryan. -Musimy jakoś uzbierać 57 kawałków. -westchnął i zakrył dłońmi twarz.
-Skąd my tyle weźmiemy jeden dzień wcześniej, huh? -zaczął wymachiwać rękami Christian. Cały czas nie mogłem uwierzyć w zaistniałą sytuację. To chore.
-Może gdybyś nie latał za Kate i skupił się na tym co ważne nie byłoby tego wszystkiego. -krzyknął pod wpływem emocji Josh. -Gdybyście oboje zajęli się kumplem -spojrzał na mnie,a potem znów na Chrisa -nie byłoby tego wszystkiego, a Chaz nie wyglądał by tak. -przejechał wzrokiem po chłopaku i usiadł wściekły na łóżku.
-Dość. -warknął Chaz. -To nie jest ich wina.To ja zawiniłem i to ja jestem w gównie-wyrzucił z siebie i spojrzał na każdego z nas.
-Zacznijcie myśleć, a nie wrzeszczeć na siebie, bo do niczego nie dojdziemy. -powiedziałem zirytowany. -Wezmę trochę od mamy, dołożę to co mam na koncie i pojadę jutro na wyścig, to też trochę wpadnie. -westchnąłem i spojrzałem na resztę, czekając na ich pomysły.
-Okej, ja też mam trochę oszczędności na koncie, trochę wezmę od rodziców,jakoś damy radę. -odezwał się Ryan, podszedł do Chaza i poklepał jego ramię.
-Dobra ludzie koniec gadania. Po prostu zróbmy wszystko,żeby jakoś ta kasę zdobyć,ok? -zapytałem, a oni skinęli.
-To lecimy ogarniać, a jak coś uzbieracie to dajcie znać. -powiedział Chaz i nim się zorientowałem zostałem sam.Chwilę odczekałem, by się uspokoić i zszedłem na dół, by porozmawiać z mamą.

-Cześć -podszedłem i ucałowałem jej polik, a ona uśmiechnęła się promiennie. Lubiła kiedy byłem ''słodkim'' chłopcem.
 -Co przeskrobałeś tym razem? -zaśmiała się wyłączając telewizor i spojrzała na mnie. Mimo, że chciałem odwzajemnić jej gest, nie mogłem. Tu nie było nic śmiesznego. Mój przyjaciel miał kłopoty, musiałem go z tego wyciągnąć. On zawsze był przy mnie i tego samego oczekiwał ode mnie, nie mogłem go zawieść.
-Potrzebuje pieniędzy. -powiedziałem niepewnie i przegryzłem wargę drapiąc się po karku.
-Justin -westchnęła. -Co zrobiłeś? -zapytała ze smutkiem. Nie lubiłem jej w takim stanie, ale nie mogłem powiedzieć jej, że Chaz ma problemy z hazardem i wisi jakimś dupkom 57 tysieęcy. Załamała by się.
-Mamo nic nie zrobiłem. Przysięgam. -urwałem. -Nie potrzebuje tych pieniędzy dla siebie, ale nie mogę ci nic więcej powiedzieć. Musisz mi zaufać. -patrzyłem na jej minę, a moje serce pękało na kawałki.
-Ile? -tylko tyle udało jej się powiedzieć.
-Jak najwięcej. Oddam ci jak tylko będę miał, obiecuję.
-Nie chodzi o to. Po prostu się o ciebie martwię, synku. -westchnęła cicho. Przytuliłem jej drobne ciało mocno do swojego i spojrzałem jej w oczy.
-Nic mi nie będzie. Nie martw się. -zapewniłem ją, a ona mocniej mnie objęła. Mimowolnie uśmiechnąłem się. Mówiłem już jak bardzo Kocham tą kobietę?


-Yo -krzyknąłem widząc chłopaków na podjeździe mojego domu. Umówiliśmy się, że wpdną jak uzbierają tyle ile to możliwe. Mieliśmy wszystko podliczyć i zastanowić się co dalej. Przywołałem ich gestem ręki i weszliśmy do domu.
-Cześć Pattie -przywitali się z moją mamą i wbiegli za mną do góry.Wyciągnąłem z szuflady pieniądze, które dostałem od rodzicielki i te które wyciągnąłem z konta zanim przyjechali moi kumple, oni zrobili to samo ze swoją kasą. Usiedliśmy wygodnie na łóżku i rzuciliśmy wszystko na środek.
-Myślicie, że nam wystarczy? -zapytał cicho Chaz. Ignorując jego pytanie wziąłem całą kupkę pieniędzy i zacząłem liczyć. Rozległo się pukanie do drzwi, więc automatycznie wszystko schowałem za siebie.
-Chłopcy zrobiłam obiad. Zejdźcie zaraz. -mama posłała nam uśmiech i zniknęła za drzwiami. Policzyłem raz jeszcze.
-52 kawałki. -powiedziałem patrząc na każdego z nich.
-Kurwa. -przeklął cicho Chaz i zaczął chodzić po pokoju. Myślałem chwilę co zrobić. W końcu musieliśmy załatwić mu tą kasę. Nie było mowy o tym, żeby zostawić go samego. W prawdzie, nie byłem jeszcze na wyścigach, ale tam uzbieram max 2 kawałki, a potrzebujemy 5.
-Mam. -powiedziałem nie będąc pewien czy aby na pewno to dobry pomysł, ale musiałem zaryzykować. Każdy z chłopaków wyczerpał wszystkie swoje możliwości, ja miałem jeszcze jedną opcję. Ojca, z którym nie utrzymuje kontaktów.
-Co masz? -zapytal zdezorientowany Ryan.
-Mogę zadzwonić do taty. Nie mam pewności, że da mi tyle, ale można spróbować. -wzruszyłem ramionami i wyjąłem z kieszeni spodni telefon, szukając numeru.
-Nie rozmawiałeś z nim od 2 lat, a teraz tak po prostu do niego zadzwonisz i zapytasz czy da ci 5 tys? -wyśmiał mnie Josh.
-Chciał się ze mną spotkać? To teraz będzie miał okazję. Zjemy i zadzwonie. -powiedziałem po czym udaliśmy się do kuchni, gdzie roznosił się zapach naleśników.

Pov's Cassie

Po tym jak Justin opuścił mój dom, siedziałam z mamą w salonie, gdzie oglądałyśmy jakiś program na MTV. W pokoju rozbrzmiał się dzwonek telefonu. Moja rodzicielka wzięła go z pułki przed nami i z uśmiechem odebrała. Chwilę potem już jej nie było. Kiedy jej rozmowa dobiegła końca, weszła do pokoju i usiadła obok mnie obejmując ramieniem.
-Pomożesz mi przygotować obiad? -zapytała uśmiechając się szczerze. Dawno jej takiej wesołej nie widziałam.
-Jasne. -zaśmiałam się i razem udałyśmy się do kuchni. Wyciągnęłyśmy wszystko co potrzebne i zabrałyśmy się do pracy. -Mamo kto przychodzi? -zapytałam przerywając ciszę.
-Chciałabym żebyś kogoś poznała.
-Kogoś kto sprawia, że jesteś szczęśliwa?
-Zdecydowanie. -uśmiechnęła się po raz kolejny dzisiaj i kontynuowała przygotowywanie obiadu.

Po jakiejś godzinie skończyłyśmy. Rozłożyłam talerze na stole ze sztućcami i podśpiewywałam sobie pod nosem. Tak muzyka to mój świat. Nagle rozbrzmiało się pukanie do drzwi. Spojrzałam na mamę, a ona nie zważając na nic pobiegła do drzwi niczym nastolatka czekająca aż jej chłopak przyjdzie i zabierze ją na wymarzony bal..Zupełnie jak ja. -gdybym tego chłopaka miała. -pomyślałam. Odgoniłam swoje myśli i usiadłam na krześle czekając aż moja rodzicielka wróci z...kimś.
-To moja córka Cassie -zaczęła moja mama,a ja podniosłam głowę, by spojrzeć na nią i dość przystojnego mężczyznę obok niej.
-Cześć, jestem Jeremy.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tak, wiem że poprzedni był krótki i przepraszam, ale nie ''panuje'' nad tym.
Chodzi mi o to, że po prostu piszę i nie patrzę na to czy są długie czy krótkie.
Czasem jest więcej słów, czasem mniej :)

Jutro nie idę do szkoły, bo Believe < 3
hahahah, tak bardzo ja :D
Mam nadzieję, że nie wyleje wszystkich łez.. :))

+ jeśli są błędy to postaram się później poprawić.

Miłego Wieczoru Kochani < 3




środa, 22 stycznia 2014

Rozdział 11

Rozdział 11

Pov’s Cassie

Całą drogę do domu jechaliśmy w niezręcznej ciszy. Miałam wrażenie, że Justin jest na mnie zły, więc nie chcąc go drażnić tonęłam w swoich myślach. Myślałam o tym co będzie, gdy wrócę do domu. Przez telefon moja mama nie była zbytnio zadowolona faktem, że jest już po 23, a mnie nie ma w domu. Kiedy chciałam gdzieś iść zawsze musiałam ją uprzedzać, by się nie martwiła. Kompletnie zapomniałam, że dzisiaj wraca. Mimo, że miałam 18 lat i zdarzało się, że widywałyśmy się rzadko to wciąż czułam się córeczką mamusi. Po śmierci taty kompletnie się załamałam. Nie chciałam z nikim rozmawiać i nikogo widzieć. Całe dnie siedziałam w swoim pokoju. Do szkoły chodziłam, ale nie uważałam na lekcjach. Nauczyciele z początku traktowali mnie jak powietrze, co mnie cieszyło,  ale nie długo. W końcu kazali mi się ‘’obudzić’’ i zacząć żyć. Oddaliłam się od mamy, a przecież tylko ona mi została. Gdyby nie Kate prawdopodobnie popadła bym w jakąś depresję, a z mamą nie utrzymywałabym kontaktu. Wszystko to zawdzięczam mojej przyjaciółce, która zawsze przy mnie była. Nie ważne czy było dobrze czy źle. Ona po prostu była. Mój tata bardzo ją lubił..

-Cassie, jesteśmy. –usłyszałam czyjś głos i oderwałam się od moich myśli.
-ahh, tak. To ja już pójdę, dziękuję Justin. –powiedziałam z lekkim uśmiechem i chwyciłam za klamkę od drzwi by wyjść.
-Czekaj. –westchnął. –Czy coś jest nie tak? –zapytał drapiąc się po karku. Zaśmiałam się na widok bezbronnego chłopaka i wyszłam z samochodu, nie zamykając drzwi.
-Wszystko jest w porządku. Po prostu mama się niepokoi, więc lepiej jak już pójdę. –powiedziałam wzruszając ramionami. –Pa Justin. –Posłałam mu uśmiech i ruszyłam w stronę domu. Stanęłam przed drzwiami i zaczęłam szukać kluczy, bo mama zawsze zamyka. Odwróciłam się na chwilę, by zobaczyć czy Justin już odjechał, ale jego auto wciąż stało. Zdziwiłam się, kiedy lekko schyliłam się, a nie widziałam nikogo za kierownicą. Nagle poczułam czyjeś ręce na biodrach, więc gwałtownie podskoczyłam przez co uderzyłam napastnika łokciem  w brzuch.

-Justin –wyszeptałam zakrywając usta w niedowierzaniu. On lekko się skulił, ponieważ po raz kolejny dostał w brzuch i spojrzał na mnie swoimi karmelowymi tęczówkami. –przepraszam, nie wiedziałam, że to ty. Tak w ogóle co tu robisz? –zapytałam cicho śmiejąc się.
-Nie pożegnałaś się. –powiedział z cwanym uśmieszkiem i przybliżył się do mnie.
-Powiedziałam pa Justin, dokładnie to pamiętam.
-Oh a ja sobie nie przypominam. –przyłożył swój palec do brody udając, że się nad czymś zastanawia.
-To już nie mój problem Bieber. Może powinieneś iść do lekarza? –skomentowałam. –A teraz wybacz muszę już iść.
-Co powiesz na to by dr. Cassie Sparks udzieliła mi pierwszej pomocy –zapytał i znów udał, że myśli. –Może usta-usta, co ty na to? –uśmiechnął się i poruszył brwiami, co wywołało u mnie chichot.
-Naprawdę powinnam już iść. –spuściłam lekko głowę po czym znów spojrzałam na Justina. Miał uśmiech na twarzy, choć już nie taki jak przed chwilą. Ręce w kieszeniach i lekko zgarbiona postawa to chyba u niego normalka.
-Rozumiem. –powiedział cicho i musnął mój policzek po czym wrócił do swojego auta. Czekałam jeszcze chwilę przed drzwiami aż odjedzie. Siedząc na swoim miejscu pomachał mi i chwilę potem z piskiem opon odjechał, a ja mogłam wejść do domu. Zdjęłam buty i weszłam do kuchni, gdzie stała moja mama ze szklanką w ręku. Podeszłam do niej i przytuliłam ją witając się.
-Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś przez te kilka dni. -powiedziała uśmiechnięta. -Justin cię przywiózł? -spojrzała na mnie i wzięła łyk swojego napoju.
-Słucham? -zapytałam zdziwiona i wytrzeszczyłam oczy. Zaśmiała się z mojej reakcji i włożyła szklankę do zlewu.
-Widziałam Was w oknie, poza tym Pattie mówiła, że ostatnio byłaś u nich na obiedzie. -powiedziała wciąż patrząc na mnie podejrzliwie. No pięknie, teraz sobie pewnie coś myśli, ugh. A co jeśli Pattie powiedziała jej o naszej dziwnej sytuacji, w której nas przyłapała?
-Mamo, jadłam tam tylko dlatego, że się u nich zasiedziałam. Poszłam w sprawie sukienki, tam poznałam małego Jackoba, którym Pattie się opiekuję od czasu do czasu no i wrócił Justin, więc zaczęliśmy się z maluchem bawić. Między mną, a Justinem nic nie ma. -skwitowałam, a mama skinęła głową z rozbawieniem i wyszła z kuchni. Cudownie. -pomyślałam.
Weszłam do swojego pokoju podchodząc od razu do szafy, by wziąć coś do spania, po czym udałam się od razu do łazienki. Po relaksacyjnym prysznicu umyłam zęby i poszłam spać.
Za dużo się dziś działo.


Nazajutrz obudziły mnie czyjeś śmiechy. Przetarłam zaspane oczy i usiadłam na łóżku. Chwyciłam z szafki telefon i spojrzałam na godzinę. Dopiero 10 rano. Niechętnie wstałam i udałam się do łazienki, by się odświeżyć. Po wykonaniu porannych czynności ubrałam się i zeszłam na dół do salonu.
-Dzień Dobry kochanie. -odezwała się moja mama i posłała mi uśmiech. -Pattie przyniosła twoją sukienkę.
-Jak to? -zapytałam zdezorientowana. -To ona jest już gotowa? -spojrzałam na Pattie, a ona zachichotała i wyjęła ją z torby.
-Brakuje tylko paska lub kokardy. Co tylko chcesz, dlatego chciałam żebyś ją przymierzyła teraz. -uśmiechnęła się, a ja lekko skinęłam głową. Usłyszałam zamykanie drzwi od ubikacji, więc odwróciłam się i napotkałam wzrok Justina. Co on tu do cholery robił? -zapytałam samą siebie.
-Cześć mała -odezwał się uśmiechnięty i usiadł koło swojej mamy, która wyciągnęła rękę, by podać mi sukienkę. Podeszłam do niej, wzięłam ją i udałam się do łazienki, by się przebrać. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że nie mogłam jej zapiąć. Uchyliłam lekko drzwi i krzyknęłam, by mama przyszła i mi pomogła. Stanęłam przed lustrem wciąż siłując się z zamkiem, dopóki nie poczułam zimnych rąk na moim ciele w okolicy krzyża. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Justina.
-Spokojnie. -zaśmiał się widząc mój przerażony wzrok.
-Czemu ty przyszedłeś? -zapytałam cicho patrząc na nasze odbicie. Jego ręce teraz obejmowały mnie lekko w talii, a jego wzrok był utkwiony w lustrze.
-Twoja mama mnie poprosiła. -powiedział krótko wzruszając przy tym ramionami. -Pięknie wyglądasz. -skomentował tuż przy moich uchu, przez co się wzdrygnęłam.
Postanowiłam przemilczeć jego komentarz. Spuscilam glowe tak, by nie widział moich rumieńców od razu zmieniając temat. -Jak twój nos? -Wporzadku. -wzruszył ramionami i bardziej mnie do siebie przytulil. -Okeeeeej więc teraz chodźmy. -odpowiedziałam i wyszłam z łazienki zostawiając go samego.

W salonie nasze mamy zachwycały się sukienką. Ja zresztą też. Była idealna. Przez cały ten czas wyobrażałam sobie bal. Marzyłam o tym by był wyjątkowy i niezapomniany, dlatego też tak bardzo zależało mi na tej sukience. Ładna sukienka to już początek sukcesu. Jedynym minusem było to, że Kate pewnie pójdzie z Chrisem. A ja? Ja nie miałam partnera.
-Cassie będziesz wyglądać prześlicznie, już ja o to zadbam. -zaśmiała się Pattie.
-Dziękuję. Za sukienkę i za wszystko. -powiedziałam szczerze.
-Za mnie też? -odezwał się rozbawiony Justin i poruszył zabawnie brwiami.
-Co ty masz do tego Justin? -zapytała jego mama po czym przeniosła wzrok na mnie kręcąc głową  w niedowierzeniu. Zaśmiałam się, a ona ze mną. Całej sytuacji przyglądała się moja mama, która chyba polubiła Justina, bo wciąż się uśmiechała.
-No wiesz urodziłaś mnie, więc skoro dziękuję za wszystko, a ja jestem częścią ciebie no to chyba jasne, że mam coś do tego,nie? -tłumaczył, a wszyscy w pokoju wybuchnęli śmiechem.
-Chciałbyś Bieber -powiedziałam wciąż się śmiejąc.
-No i wróciła zadziorna Cassie. -westchnął.
-Zawsze była, więc się nie łudź. -wytknęłam mu język i zwróciłam się do mamy.
-Idę do siebie. Odłożę sukienkę i wrócę.
-Czekaj, pomogę ci. -usłyszałam Justina wchodząc po schodach.
-Marzysz. -powiedziałam, ale nie usłyszałam już odpowiedzi. Weszliśmy do pokoju. Justin usiadł na moim łóżku i zaczął się rozglądać, a ja udałam się prosto do łazienki, by się przebrać. Po kilku minutach wyszłam. Justina nie było już na łóżku. Stał przy komodzie, na której były zdjęcia. Odwrócił się, gdy usłyszał kroki i spojrzał na mnie.
-To twój tata? -zapytał cicho. Przytaknęłam mu, wzięłam od niego ramkę i ustawiłam z powrotem na miejsce. Nie chciałam mu o tym mówić, by się nie rozkleić.
-Gdzie on jest? -usłyszałam zanim usiadłam na swoim łóżku podkulając nogi.
-Nie żyje. -warknęłam. -Możemy skończyć temat? -spojrzałam na niego z załzawionymi oczami. Nie mogłam przy nim płakać, więc z całych sił próbowałam powstrzymać łzy gromadzące się w moich oczach. Podszedł do mnie i opiekuńczo objął mnie ramieniem.
-W porządku. Jak będziesz gotowa to mi powiesz. -uśmiechnął się przyjaźnie,a ja skinęłam głową. -Obejrzymy jakiś film? -zapytał szczerząc się. Zaśmiałam się mówiąc, że pójdę po coś do jedzenia. On miał w tym czasie wybrać film. Wróciłam do pokoju z miską popcornu, paczką oreo i butelką coli. Usiadłam wygodnie na łóżku i rozłożyłam jedzenie na pościeli.
-Co oglądamy? -zapytałam poprawiając się, by mieć wygodną pozycję.
-Obecność. -powiedział i objął mnie ramieniem.
-Nie boję się horrorów, więc twoja ręka nie będzie potrzebna. -chłopak westchnął, ale posłuchał mnie i zabrał ją po czym nacisnął na pilocie 'play'.
-Nie rozumiem cię. -westchnął. -Za każdym razem, kiedy coś próbuje odpychasz mnie. Każda laska w mojej szkole jak i zresztą w twojej marzy o tym bym na nią spojrzał, a ciebie to nie obchodzi. -patrzyłam na niego nie bardzo wiedząc co powiedzieć. Czy on właśnie przyznał, że mnie lubi? -Możesz już przestać udawać, że ci się nie podobam.
-Podobasz mi się? -prychnęłam. -Bieber ogranicz oglądanie komedii romantycznych.
-Nie musisz przede mną kłamać. Wiem jak na ciebie działam. -zaśmiał się pewny siebie i zaczął przysuwać do mnie. Był kilka centymetrów od mojej twarzy, a ja nie mogłam oderwać wzroku od jego oczu. Dopiero kiedy spojrzał na moje usta,a swoje tak uwodzicielsko oblizał i przeniósł swój wzrok na moje oczy, światełko w mojej głowie przypomniało mi co się dzieje.
-Po moim trupie. -odepchnęłam go lekko starając się unormować swój oddech. Miał rację działał na mnie, ale on był taki jak każdy. Chciał dziewczynę tylko dla seksu. To nie dla mnie. Tym bardziej po sytuacji z moim byłym chłopakiem -Derekiem. Byliśmy razem przez rok. Pewnie bylibyśmy jeszcze dłużej, gdyby nie to, że mnie zdradzał i próbował zgwałcić, bo nie chciałam uprawiać z nim seksu.
Spojrzałam na Justina siedzącego obok zajadającego się popcornem i oreo na zmianę i mimowolnie uśmiechnęłam się.
-Rzadko dopuszczam ludzi do siebie. -powiedziałam ze spuszczoną głową bawiąc się palcami. -Po śmierci taty i sytuacji z moim byłym chłopakiem...ja po prostu boję się. -podniosłam głowę i spojrzałam w jego duże, brązowe oczy.
-Pozwól mi być przyjacielem. -mruknął cicho i rozłożył ręce do uścisku, więc wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
-Dziękuję Justin. -szepnęłam cicho.

Resztę filmu obejrzeliśmy w takiej pozycji. Dużo się śmialiśmy i rozmawialiśmy na różne tematy, a podczas strasznych scen karmiliśmy się nawzajem. Urządziliśmy nawet konkurs, kto zmieści więcej popcornu w buzi. Gdyby ktoś kilka tygodni temu powiedział mi, że będę siedzieć na jednym łóżku z byłym chłopakiem Olivi nie uwierzyłabym.


---------------------------------------------------------------------------------------------------

Cześć. :)

Rozdział trochę 'przesłodzony' tak myślę, ale spokojnie nie przyzwyczajajcie się :D

Jeśli są jakieś błędy, to później poprawie.

+ 17 komentarzy , 5 obserwatorów, ponad 8500 wyświetleń.
Mówiłam już jak bardzo Was Kocham i dziękuję?
Nawet nie wiecie jak się cieszę oO < 3

+ Jeszcze 2 dni do Believe !
jieocudrhvciurviubruivrbucid *.*
Nie mogę się doczekać, już szykuje chusteczki haha a wy idziecie? :)

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 10

Pov’s Justin.

Po wyjściu Cassie poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic, tym razem udało mi się przebrać–pomyślałem. Zszedłem na dół zobaczyć co robi reszta. Jak się okazało oglądali jakiś film, więc udałem się do kuchni, nalałem sobie soku i wróciłem do nich siadając obok Josha.
-Wychodzisz gdzieś? –zapytał Chris, gdy na mnie spojrzał. Miałem na sobie dżinsy lekko opuszczone w kroku, białą koszulkę w serek, czarną skórzaną kurtkę i białe buty Nike, stąd pewnie to pytanie.
-Taa do klubu. –powiedziałem mając nadzieję, że mi uwierzą i że Cassie nic im wcześniej nie powiedziała. Nie chciałem żeby wiedzieli gdzie tak naprawdę jadę. Chcieliby jechać ze mną, by mnie pilnować, a ja tego nie potrzebowałem, więc łatwiej było skłamać. Nie lubiłem tego, ale czasem było to po prostu korzystniejsze.
-Ta do klubu –prychnęła Cassie, a wszystkie oczy zwróciły się ku niej.
-Co? –zapytała zmieszana. –Miałam na myśli to, że..że.. –zaczęła się jąkać, a ja jak i reszta wyczekiwaliśmy na to co powie. –No wiecie jest po 18, a on mówi że idzie do klubu. Pewnie nie chce wam powiedzieć, że idzie wcześniej na piwo czy coś. –powiedziała niepewnie, a ja słabo się do niej uśmiechnąłem. Nie odwzajemniła tego. Od razu spojrzała na telewizor, by ponownie zacząć oglądać film.
-Oh dzięki Cass –warknąłem z udawaną złością, a wszyscy się zaśmiali. Oprócz Cassie. Chwilę jeszcze z nimi posiedziałem zanim podniosłem się z kanapy i udałem w stronę kuchni by odstawić szklankę.
-Mogę jechać z tobą czy serio się z kimś umówiłeś koleś? –zapytał Chaz wchodząc do kuchni.
-Nie tym razem stary. –poklepałem go po ramieniu i wyszedłem. Spojrzałem jeszcze raz na siedzących przyjaciół w salonie i uśmiechnąłem się widząc Chrisa i Kate przytulonych do siebie. Poczułem dziwne ukłucie w sercu. Może doszło do mnie, że potrzebuje kogoś lepszego od Olivii, która zawsze pożerała każdego wzrokiem, która pieprzyła się z Jasonem za moimi plecami i która mnie okłamywała. Nie byłem święty, nie jestem i pewnie nie będę, ale  nikomu nie zrobiłbym takiego świństwa. Chciałem tylko kogoś przy kim będę mógł być sobą, kogoś kto będzie mnie doceniał i troszczył się, a gdy będę zły będzie potrafił mnie opanować. Kogoś kto pozna i  pokocha prawdziwego mnie.
-Ej dude, wszystko okej? –roześmiał się Josh i lekko uderzył mnie w tył głowy.
-Spieprzaj –warknąłem i oddałem mu lekko w twarz, a on się zaśmiał. Odruchowo spojrzałem na Cassie, której twarz nie wyrażała żadnych emocji. Pewnie była na mnie zła, bo nie pozwoliłem jej jechać. Nie rozumiałem tylko czemu jej tak na tym zależy. Podszedłem do niej i ukucnąłem przed jej nogami.
-Możemy pogadać? –zapytałem cicho biorąc jej rękę i wyprowadzając na zewnątrz. Nikt nawet nie zauważył, że wyszliśmy. Chris i Kate byli zajęci sobą, a Josh i Chaz krzątali się gdzieś w kuchni.
 Staliśmy na schodach przez chwilę i dopiero wtedy dostrzegłem, że Cassie nie ma na sobie butów. Podszedłem bliżej, złapałem za jej uda i podniosłem ją. Nie widząc żadnego ruchu z jej strony  sam oplotłem jej nogi wokół swojego pasa i spojrzałem w jej oczy, jednak nie odezwałem się.
-O-o czym chciałeś pogadać? –zapytała spuszczając swoją głowę, by na mnie nie patrzeć.
-Czemu tak bardzo chcesz jechać ze mną? –zapytałem, a ona tylko wzruszyła ramionami.
-Możesz mnie już postawić? –pokiwałem przecząco głową i ruszyłem z nią w stronę samochodu. Posadziłem ją na masce i stanąłem miedzy jej nogami trzymając ją w biodrach.
-Cassie.. –zacząłem. –Nie chce żebyś ze mną jechała, bo nie chce cię mieć na sumieniu. To nie jest bezpieczne miejsce, tym bardziej, że nie mógłbym być z tobą bo mam wyścig. Jest tam dużo napaleńców, którzy chętnie wykorzystaliby to, że jesteś tam sama. Rozumiesz? –patrzyłem prosto w jej oczy, a ona lekko skinęła głową.
-Czemu nie chciałeś żeby wiedzieli, gdzie jedziesz? Będą się martwić. –powiedziała smutno i popatrzyła na mnie czekając na moją odpowiedź.
-Właśnie dlatego im nie powiedziałem. Chcieliby jechać ze mną tak ja ty. –prychnąłem i wzruszyłem ramionami. Cassie przewróciła oczami, wkurzyłem się i puściłem ją. Odszedłem kawałek, by się uspokoić. Nie chciałem na nią krzyczeć. Dopiero co się pogodziliśmy, po co to niszczyć? Nagle poczułem czyjś dotyk na ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem Cassie.
-Przepraszam, zapomniałam. –powiedziała ze skruchą w głosie, a ja zaśmiałem się widząc jak skacze z nogi na nogę przez brak butów. Podniosłem ją i przerzuciłem przez ramię niosąc do domu. Dziewczyna warknęła na mnie i krzyczała bym ją puścił uderzając o moje plecy, ale na nic. W domu postawiłem ją na kanapie w salonie, który o dziwo był pusty, musnąłem palcem jej drobny nos i uśmiechnąłem się.
-Niedługo wrócę, a ty postaraj się nie tęsknić. –powiedziałem, a ona uderzyła mnie piąstką w ramię.
-Marzysz Bieber.  -Zaśmiałem się i opuściłem mieszkanie, zostawiając ją samą.


-Nie spóźniłeś się. –zaśmiał się Jason podchodząc bliżej.
-Chyba mieliśmy się ścigać, a nie gadać. –warknąłem, a on podniósł ręce w geście obronnym i ruszył w stronę swojego auta. Miejsce było jak zwykle to samo. Jedyną widoczną różnicą była publiczność. Zazwyczaj są tu tłumy kibiców zakładających się o to, kto wygra. Nie tym razem. Tu biliśmy tylko my. Myślałem, że Jason będzie chciał wygrać na oczach widowni. Myliłem się? Najwidoczniej. Podjechałem do linii startu i stanąłem obok niego. Patrzył na mnie przez otwarte okno.
-Gotowy? –zapytał. Skinąłem głową i spojrzałem przed siebie. -W takim razie niech wygra najlepszy.- powiedział z cwaniackim uśmieszkiem.
Trasę znałem bardzo dobrze, ale to nie było teraz ważne, ponieważ miałem plan. Miałem cichą nadzieję, że dzięki niemu Jason sobie odpuści i przestanie ze mną rywalizować. Nagle usłyszałem jak głośno odlicza. Prychnąłem pod nosem z jego pomysłowości. Kto normalny rozpoczyna wyścig od odliczania?

3.
2.
1.
I ruszyliśmy.

Co chwilę zmieniałem biegi. Byłem na prowadzeniu, ale Jason był tuż za mną. Uśmiechnąłem się i mocno zahamowałem, by wbić się w zakręt, co nie powiem wyszło mi perfekcyjnie. Chwilę potem znów przyśpieszyłem i spojrzałem w lusterko, by zobaczyć jak Jason próbuje mnie wyminąć. Postanowiłem się z nim trochę pobawić i nie pozwolić mu na to. Kiedy tylko skręcał w lewo, ja szybko robiłem to samo, kiedy skręcał w prawo ja również. Chciałbym wiedzieć teraz jego minę –uśmiechnąłem się na myśl o tym i lekko przyśpieszyłem. W pewnej chwili zobaczyłem jak samochód Jasona zbliża się do mojego i próbuje mnie zepchnąć z toru. Przed nami był zakręt, więc gwałtownie zahamowałem, co widocznie zdziwiło chłopaka, bo już nie patrzył na mnie, a na drogę przed nami. Zahamował, wrzucił ręczny hamulec i wszedł w zakręt. Zrobiłem to samo, lecz będąc już za nim. Zbliżaliśmy się do końca, więc obaj przyśpieszyliśmy, by z jak największą prędkością przekroczyć linię mety. Jason był pierwszy, co znaczyło że mi się udało. Może teraz, kiedy wygrał da mi w końcu spokój. –pomyślałem.

Zatrzymałem swoje auto i wysiadłem z niego lekko trzaskając drzwiami. W moją stronę szedł wściekły Jason. Spojrzałem na niego wymownie i już chciałem mu pogratulować, lecz nim się zorientowałem podszedł do mnie i wymierzył we mnie cios.
-Co jest kurwa? –warknąłem podirytowany i wytarłem ręką cieknącą krew. –Wygrałeś, czego chcesz więcej? –zapytałem z kpiną w głosie. Ten jednak nie zbyt się przejął bo zaczął się śmiać. Podszedł jeszcze bliżej i popchnął mnie, po czym uderzył z kolanka w brzuch. Skuliłem się.
-Myślisz, że nie wiem co to było? –zapytał wkurzony. –Zrobiłeś to specjalnie. Znam twoje techniki Bieber. Co to miało być, huh? –Podniosłem się i spojrzałem na niego z pogardą.
-Jesteś popieprzony. –skomentowałem, a on się zaśmiał.
-Myślałeś, że jestem taki głupi i dam się nabrać? Cóż..muszę cię rozczarować. –powiedział i zaczął się oddalać. Otworzył drzwi od swojego auta i popatrzył na mnie.
-Jeszcze z tobą nie skończyłem Bieber. –zaśmiał się i wszedł do auta. Chwilę później ruszył z piskiem opon.
Ja natomiast wolnym krokiem podszedłem do drzwi swojego samochodu, usiadłem za kierownicą i popatrzyłem w lusterko. Wyglądałem okropnie. Krew wciąż kapała mi na bluzkę, a brzuch dawał o sobie znać poprzez ból. Zachowuje się jak baba –skarciłem się w myślach i wyjechałem na drogę, by wrócić do domu.

Otworzyłem drzwi mając nadzieję, że nikogo nie spotkam na swojej drodze. Nie chciałem, żeby widzieli mnie w takim stanie, bo musiałbym im się tłumaczyć. Wszedłem do salonu, by udać się do kuchni. –pusto. Całe szczęście. –pomyślałem. Otworzyłem lodówkę i wyjąłem z niej mleko, by się napić. Zimna ciecz dostała się do gardła przez co poczułem się lepiej.
-Justin.. –usłyszałem cichy szept i automatycznie spojrzałem w tamtym kierunku.
-Cassie, co ty tu jeszcze robisz? –zapytałem zrezygnowany. Pięknie, teraz będę się jej musiał tłumaczyć, a nie mam na to najmniejszej ochoty. Widziałem w jej oczach przerażenie i strach, więc odłożyłem mleko na miejsce i podszedłem do niej chwytając ją za nadgarstek i ciągnąc w stronę wyjścia.
-Chodź, odwiozę cię. –powiedziałem, a ona stanęła. Odwróciłem się i spojrzałem w jej oczy.
-Musimy to opatrzeć Justin. Gdzie jest apteczka? –wzruszyłem ramionami.
-Nic mi nie będzie. Jak wrócę to się tym zajmę. –dziewczyna pokiwała przecząco głową i udała się do kuchni szukając prawdopodobnie apteczki w szafkach. Zrezygnowany poszedłem do łazienki i wziąłem to na co czekała. Stanąłem przed nią i dałem jej potrzebne rzeczy. Nic nie powiedziała. Posadziła mnie na krześle i w ciszy zaczęła przemywać moje rany na twarzy.
-Gdzie są wszyscy? –zapytałem. Była taka skupiona.
-Na tarasie. –skinąłem, kiedy nic więcej nie powiedziała. Patrzyłem na nią z podziwem. Większość dziewczyn zaczęła by panikować na sam widok krwi, a ona? Ona nie zwracała na to uwagi. –Teraz może zapiec. –powiedziała. Syknąłem marszcząc czoło, a ona się zaśmiała. Złapałem za jej biodra i przyciągnąłem bliżej siebie, tak by stała między moimi nogami. Wzdrygnęła się lekko, ale uległa.
-Czemu się biłeś? –zapytała niepewnie.
-Nie biłem się. –wzruszyłem ramionami, a Cassie posłała mi  zabójcze spojrzenie.
-Jasne, więc tak po prostu masz rozwalony nos, tak? –zapytała z kpiną i odeszła by wyrzucić zużyte waciki. Jęknąłem na jej zachowanie i wstałem z krzesła opierając się o blat.
-Nie biłem się. –zacząłem.
-Przestań kłamać. –krzyknęła, a ja podszedłem i złapałem za jej ramiona, po czym się uśmiechnąłem.
-Wiesz, że zachowujemy się jak para, która się kłóci martwiąc się o drugą osobę? –zapytałem rozbawiony, a Cassie pokręciła niedowierzająco głową.
-W twoich snach Bieber. –zaśmiała się, ale zaraz spoważniała. –Więc, co się stało?
-Pojechałem tam. Na miejscu czekał już na mnie Jason. Obmyśliłem sobie plan, że jak przegram to może da mi spokój, ale tak nie było. On mnie zna, wie że ze mną trudno jest wygrać, a kiedy bez niczego tak po prostu dojechał na metę, wkurzył się. Podszedł do mnie i uderzył –wzruszyłem ramionami i spojrzałem w przerażone oczy dziewczyny.
-Nie oddałeś mu? –zapytała i zrobiła krok w tył.
-Nie. Gdybym mu oddał prawdopodobnie skończyło by się to w szpitalu, albo jeszcze gorzej. –powiedziałem pewnie.
-Cześć. Wysłali mnie, bo długo cię nie było, ale widzę że masz zajęcie. –poruszył brwiami Chaz patrząc na Cassie przez co zaczęła się śmiać. Przewróciłem oczami i patrzyłem na niego kręcąc głową na 'nie'. Nagle w kuchni rozległ się dźwięk dzwonka. Cassie wyjęła telefon z kieszeni i odebrała.
-Cześć mamo, wróciłaś już? –zapytała oddalając się.
 Przez tą chwilę Chaz mówił mi jaka to Cassie jest fajna i że powinienem się z nią umówić, bo niedługo ktoś się za nią zabierze. Poklepałem go po ramieniu dając znak, by skończył bredzić i w tym momencie weszła dziewczyna. –Ok., zaraz będę. –usłyszeliśmy tuż po jej wejściu do kuchni. –Zawieziesz mnie Chaz? –zapytała, a ja oderwałem się od blatu.

-Ja cie zawiozę. –powiedziałem i wyszedłem z domu trzaskając drzwiami. Postanowiłem poczekać na nią przed domem.

--------------------------------------------------------------------------------

Cześć, Cześć :D
No i mamy już 10 rozdział.
Nie wiem nawet kiedy to zleciało :)

Mam nadzieję, że ta akcja z wyścigiem mi w miarę wyszła. Nigdy nie pisałam takich rzeczy, nie znam się zbytnio na autach więc opinie zostawiam Wam.

Cassie nie pojechała.
Przewidziałam, że większość z Was pomyśli, że pojedzie a tu SUPRISE :D

Nie chcę żeby to opowiadanie było czymś co łatwo będzie przewidzieć. Chciałabym żeby to było coś oryginalnego. Mam nadzieję, że rozumiecie :)

+ Dziękuję za komentarze i ponad 6ooo tys wejść. oO
Nie wiem czy to dużo, czy nie bo to moje pierwsze opowiadanie, ale i tak się jaram .! *.*

+Uwielbiam czytać wasze komentarze, więc jeśli macie jakieś zastrzeżenia czy cokolwiek napiszcie proszę. :)

Pytania : Twitter
Jeśli chcecie być informowanie to : Tu


wtorek, 14 stycznia 2014

Rozdział 9.

Pov’s Cassie

W nocy nie spałam zbyt dobrze, co chwilę się budziłam, a w szkole nie byłam w stanie się na niczym skupić. Cały czas miałam przed oczami zimny wzrok Justina skierowany do Jasona, ale i jego szczerość w oczach, kiedy opowiadał mi co się między nimi wydarzyło. Kiedy zadzwonił dzwonek, świadczący o tym, że lekcje dobiegły końca szybkim krokiem opuściłam klasę. Podeszłam do szafki by zostawić w niej niepotrzebne książki i ruszyłam w stronę wyjścia.
-Cześć Kochana -rzuciła Kate i mocno mnie do siebie przytuliła co odwzajemniłam.
-Co tu robisz, myślałam że masz jeszcze jedną lekcje. -zaśmiałam się, a dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Tak, ale przyszłam Ci o czymś powiedzieć. -wyglądała podejrzanie, ale nie byłam w stanie odczytać co ma na myśli, więc ją popędziłam.
-Okej, okej już mówię. Pamiętasz Ryana, prawda? -zapytała z uśmiechem, a ja skinęłam głową na znak, że powinna mówić dalej. -No więc..Chciałby cię zaprosić na randkę -pisnęła i znów mnie przytuliła. A ja stałam zszokowana. Czy tego chciałam? Sama nie wiem. Ryan jest miłym chłopakiem i dobrze się z nim bawiłam, ale czy mogłoby być z tego coś poważniejszego?
-Cassie Ziemia -zaśmiała się Kate -Wiem, że to dla siebie szok, ale mogłabyś chociaż spróbować, co? Proszę. Dobrze ci się z nim rozmawiało, więc co ci szkodzi? –zapytała wzruszając ramionami.
-Sama nie wiem.-przyznałam. –Nie chcę żeby robił sobie nadzieje.
-Cass do cholery, proszę. Nie możesz wiecznie rozpamiętywać tego dupka, jego już nie ma.-powiedziała nieco ciszej, ale kiedy zobaczyła mój wzrok pożałowała swoich słów.
-Muszę już iść, ty zresztą też. Do zobaczenia Kate. -ucałowałam jej polik i udałam się prosto do domu. Do pustego domu, bo przecież mama wciąż pracowała. Wiedziałam, że ta praca jest wymagająca i dobrze płatna, co kiedyś mi się podobało, ale teraz jednak żałuję. Brakuję mi jej.

Po wejściu od razu udałam się do mojego pokoju, gdzie rzuciłam się na łóżko. Leżałam tak przez jakiś czas, dopóki nie zadzwonił telefon. Niechętnie przewróciłam się na plecy, by móc wyciągnąć telefon i po przejechaniu palcem po ekranie, by go odblokować przyłożyłam telefon do ucha.
-Cześć Cassie-rozbrzmiał głos Ryana po drugiej stronie. Westchnęłam cicho i postanowiłam się odezwać.
-Cześć, coś się stało? –spytałam mając nadzieję, że nie chce mnie zaprosić na randkę.
 Nastąpiła chwilowa cisza.
-Tak, to znaczy nie. Mam na myśli to, że ehm..-zaciął się na chwilę po czym znów kontynuował –Cassie dzwonie po to żeby sprostować to co powiedziała Kate. Czy ona zawsze wszystko tak gada? -zaśmiał się bez humoru. -Nie zrozum mnie źle jesteś piękna, zabawna, ale oni się uprali na to żebyśmy się zaczęli umawiać, ale ja nie wiem. To znaczy jeśli byś chciała kiedyś to jasne, ale ty mnie nawet zapewne nie dopuścisz do siebie, więc nie chce cie do niczego zmuszać. Bądźmy przyjaciółmi, co? –zapytał ze skruchą w głosie. W moich oczach zebrały się łzy, ale nie dałam się i nie pozwoliłam im wypłynąć. To jedne z najlepszych słów jakie usłyszałam. W słuchawce znów zapanowała głucha cisza. Ryan prawdopodobnie nie wiedział co jeszcze mógłby powiedzieć, a ja wciąż powtarzałam sobie jego słowa w myślach.
-Ryan, tak bardzo ci dziękuję. -powiedziałam. -I..oczywiście, pasuje mi przyjaźń.
-Naprawdę? Cieszę się Cassie. To może uczcimy to jakoś? –zapytał już w lepszym humorze.
-Jasne, co proponujesz? –zaśmiałam się, a on mi zawtórował.
-Może wpadniesz dziś do nas z Kate? To znaczy jeśli nie masz nic przeciwko. –spojrzałam na zegarek, by upewnić się, że Kate skończyła lekcje. Była 16 więc pomyślałam, że mogłybyśmy wpaść.
-Jasne, zadzwonię do niej i niedługo będziemy. –powiedziałam po czym się rozłączyłam.
Podeszłam do szafy, by się przebrać, ale moje myśli były wciąż na czymś skupione. Nie wiedziałam tylko na czym, wydawało mi się, że o czymś zapomniałam. Tylko o czym?
Po jakimś czasie uznałam, że to moja chora wyobraźnia, więc udałam się do łazienki, by się przebrać i od razu zadzwoniłam do Kate, by powiedzieć jej, że jedziemy do chłopaków. Jak to ona ucieszyła się, bo była to kolejna okazja, na to by spotkać się z Chrisem. Po około 30 minutach, Kate czekała już na mnie pod domem. Wzięłam klucze z szafki i szybkim krokiem ruszyłam do drzwi. Przywitałam się z przyjaciółką i ruszyłyśmy w stronę przystanku autobusowego. 

Będąc już pod domem Chrisa dostrzegłyśmy kilka sportowych aut.  Były to jedne z lepszych, ale skąd mieli na to pieniądze? Nie ważne. Zadzwoniłyśmy dzwonkiem, a chwilę potem drzwi otworzył nam przyjaciel Justina, Chaz.
-Siema piękne panie –powiedział i ucałował nasze policzki. Roześmiane weszłyśmy do salonu, w którym byli już wszyscy. Wszyscy prócz Justina. Gdzie on się podziewał? Nie rozmawiałam z nim od wczorajszego incydentu. Może go przestraszyłam, może nie chciał bym go pocałowała. W prawdzie to tylko polik, nie? Ale każdy może to odebrać inaczej..Cholera.
-Cassie wszystko okej? –zapytał z troską Chris, a mnie olśniło. Przecież Justin ma o 20 wyścig z Jasonem, tak teraz wszystko układa się w całość. To o tym nie mogłam sobie przypomnieć przez cały dzień.
-Gdzie jest Justin? –zapytałam choć nie byłam pewna czy powinnam. Co jeśli nie wiedzą o wyścigu? Może nie chciałby żebym mówiła.
-U góry, czemu pytasz? –wzruszyłam lekko ramionami pytając jeszcze gdzie dokładnie i od razu udałam się do wskazanego mi miejsca. Dziwnie postąpiłam? Możliwe, ale musiałam z nim porozmawiać.

Wchodząc na górę czułam na sobie spojrzenia, ale olałam to. Podeszłam do drzwi, w których rzekomo był Justin i lekko zapukałam.

 Nic. Cicho. Zapukałam raz jeszcze.

-Od kiedy wy kurwa pukacie? -krzyknął zza drzwi wkurzony chłopak. Wzdrygnęłam się lekko, ale wciąż stałam w miejscu. Dopiero kiedy mnie zobaczył, jego złość opadła. –Nie wiedziałem, że to ty. –to jedyne co powiedział. No bo przecież to Justin Bieber on nigdy nie przeprasza.
-Tak to ja –skomentowałam. Nie takiego przywitania oczekiwałam, ale cóż.
-Cześć –powiedział i cmoknął mnie w polik. Skąd on..?
-Czemu to zrobiłeś? –zapytałam nie będąc pewna czy chce to usłyszeć? Czy ja to powiedziałam na głos? Przecież nie o takie przywitanie mi chodziło.
-Zrobiłem co? –zapytał z rozbawieniem –Czemu cię pocałowałem, tak? Sama powiedziałaś, że nie takiego przywitania oczekiwałaś, więc myślałem, że chodzi ci o to. –wzruszył ramionami i usiadł na swoim łóżku.
-To źle myślałeś. –prychnęłam i udałam się za nim siadając obok.
-Jasne, co tylko sprawi, że poczujesz się lepiej –zaśmiał się.
-Dupek. Jesteś strasznym dupkiem –powiedziałam, a on zaczął śmiać się jeszcze głośniej. Okej, myślę, że on powinien się leczyć. Serio.
-To już wiem kochanie. A teraz powiedz mi co cię do mnie sprowadza, huh? –zapytał i przybliżył się nieco bliżej mnie.
-Mogę jechać z tobą na wyścig? –zapytałam cicho i spuściłam głowę bawiąc się placami. Justin chwycił mój podbródek, przybliżył się do mnie na niebezpieczną odległość.
-Nie –zaśmiał się i wstał, by wziąć ciuchy na przebranie.
-Dlaczego? –krzyknęłam wstając i zbliżając się do niego. Stanęłam przed nim tak, by nie miał dostępu do swoich ciuchów i musiał patrzeć tylko na mnie.
-Myślę, że powinnaś już iść. Czekają na ciebie na dole. –powiedział i lekko mnie przesunął by mieć dostęp do szafy.
-Nie, nie wyjdę stąd. –prychnęłam. –Zostanę tu, a potem pojadę z tobą na ten wyścig.
-Nie Cassie, zostaniesz tu z chłopakami, a ja pojadę sam i koniec. Nie zamierzam więcej na ten temat z tobą rozmawiać. –powiedział lekko zirytowany, ale w tym momencie miałam to gdzieś. Chciałam jechać i już.
-Dlaczego? –zapytałam już nieco ciszej nie chcąc go jeszcze bardziej drażnić. Ponownie się do mnie przybliżył i wyszeptał.
-Bo nie. A teraz idź już –uśmiechnął się i założył mi kosmyk włosów za ucho. Jak on lubi się ze mną drażnić, doprowadza mnie do szału w pewnym sensie, ale wciąż myślę, że jest dupkiem.

Mną się nie pobawi.

-Zmuś mnie –uśmiechnęłam się zadziornie i usiadłam na łóżku. Tak w ogóle to czyj to był pokój? Czemu miał swoje ciuchy w domu Chrisa? Dowiem się później –pomyślałam.
-Cassie nie chcesz tego, więc proszę cię opuść ten pokój dobrowolnie. –powiedział nie ruszając się z miejsca. Spojrzałam na chwile na niego i zaraz potem położyłam się. Słyszałam tylko kroki, co oznaczało że zbliżał się do mnie.
-Wiesz, że mnie prowokujesz? –zapytał z rozbawieniem, a ja zaczęłam się śmiać. Że niby co robię?
-Słucham? Czym cię prowokuję, tym że chce jechać na wyścig? Nie bój się nie z twojego powodu. –powiedziałam i oparłam się łokciami o łóżko, by lepiej widzieć rozbawionego chłopaka.
-Leżysz na moim łóżku, to wystarczy a w dodatku gdy proszę żebyś wyszła, ty nie chcesz. –prychnął i zaczął zbliżać się do mnie. Nim zdążyłam się zorientować Justin leżał koło mnie i podpierał się ręką, by móc mnie lepiej widzieć.
-Cassie –zaczął cicho ciągle patrząc mi w oczy –nie możesz ze mną tam jechać. To nie jest bezpieczne miejsce.
-Już tam raz byłam i jakoś nic mi się nie stało. –powiedziałam pewnie. Poza tym miałabym przy sobie Justina, nie?
-Przestań. To nie jest jakaś gra, rozumiesz? To są realia, nigdy nie wiesz co ci się stanie i kiedy.
-Ty też nie wiesz, więc dlaczego.. –zaczęłam, ale nie dane było mi dokończyć, ponieważ w pokoju rozległ się krzyk Justina.
-Ryan, ktokolwiek weźcie ją stąd –jak na zawołanie w drzwiach stanął Ryan. A Justin zakrył swoją twarz rękoma i dał znak chłopakowi, by mnie od niego zabrał.
No pięknie. Teraz nie dość, że wyszłam na idiotkę, to jeszcze nie pojadę na wyścig.
-Ugh –warknęłam i podeszłam do roześmianego Ryana. Posłałam mu groźne spojrzenie, na znak że ma nie komentować i zanim wyszłam odwróciłam się jeszcze do wciąż leżącego Justina.

-A z tobą Bieber jeszcze nie skończyłam. –I tymi słowami opuściłam jego pokój.


----------------------------------------------------------------------------------

Cześć, cześć. :)
Wiem, że poprzedni rozdział był krótki, dlatego postanowiłam dodać
kolejny nieco wcześniej.

Mam nadzieję, że nie wyszło aż tak źle. :D

Myślicie, że Cassie pojedzie jednak na ten wyścig?

Jeśli macie jakieś pytania, zastrzeżenia, cokolwiek to śmiało piszcie w komentarzu lub na Twitterze .




sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 8.

Pov’s Justin

Siedziałem z Cassie w barze. Było całkiem miło, ale oczywiście nie obyło się bez sprzeczek. To chyba u nas już rutyna. Spotkałem Sue, więc chwilę z nią pogadałem, by Cassie była zazdrosna co mi się udało. Jakby wzrok mógł zabijać, byłoby już po nas. Śmieszyło mnie to jak łatwo można ją wkurzyć. Dobra mnie też szybko ponosi, ale..nieważne. Siedzieliśmy przez chwile cicho. Ona rozglądała się dookoła baru, a ja patrzyłem na nią.

-Jesteś zazdrosna.– stwierdziłem z uśmiechem.
-Nie -jestem- zazdrosna.Po prostu nie rozumiem twojej kultury. Jesteś tu ze mną, a gadasz z obcą mi osobą i nawet nas sobie nie przedstawisz. Może dlatego, że jestem dla ciebie nikim, huh?
-O czym ty mówisz. –chciałem coś powiedzieć, ale mi przerwała.
-Sam powiedziałeś,że jestem nikim, zresztą nieważne. Możesz mnie już odwieść  –zapytała z nadzieją, na co ja tylko prychnąłem.
-Nie, nie odwiozę cię jeszcze. –powiedziałem, a ona  przewróciła oczami. Wiedziała, że tego nie lubię, a mimo to zrobiła to.-Chyba coś ci mówiłem na temat przewracania oczami, prawda? –zapytałem z jadem w głosie.
-Przepraszam. –powiedziała prawdopodobnie tylko po to, by nie zacząć kolejnej kłótni. Już się nie odezwałem, ale zaciekawił mnie jej wzrok. Patrzyła na coś z zaciekawieniem, więc też spojrzałem w tamtą stronę.
-Wychodzimy-szybko wstałem z krzesła i trzymając Cassie za nadgarstek prowadziłem w stronę wyjścia. Jason stał przy ladzie zamawiając coś bądź flirtując z kelnerką. Nie chcąc by nas zobaczył przyśpieszyłem kroku. Już byliśmy przy wyjściu, prawie nam się udało, ale oczywiście..znając moje szczęście coś musiało pójść nie tak.
-Justin-krzyknęła Sue.-nie dałam ci mojego nowego numeru.-powiedziała z uśmiechem, ale gdy zobaczyła mój wzrok i zaciśniętą szczękę, jej mina automatycznie uległa zmianie.
-No patrzcie kogo ja tu widzę-odezwał się Jason. -szybko się pocieszyłeś, co?-zapytał z nutką ironii i podszedł do Cassie. Ona mocno ścisnęła moją dłoń i swój wzrok przeniosła na mnie. Bała się. Spojrzałem gniewnie na mojego wroga, a dziewczynę delikatnie pchnąłem za moje plecy.

-Czego chcesz? Z tego co pamiętam to wyścig jest dopiero za 2 tygodnie.-powiedziałem zaciskając dłonie w pięść.
-Cóż..masz rację, ale co ty na to żeby go trochę przyśpieszyć?
-Podaj miejsce i czas.-odpowiedziałem pewnie wiedząc, że i tak wygram. Nikt się ze mną nie mógł równać. Zawsze kiedy się ścigałem czułem w sobie moc, tą adrenalinę która mnie napędzała. To była moja pasja. Już jako dziecko chciałem się ścigać. Kumplowałem się ze starszymi osobami, by nauczyli mnie jeździć i tak już zostało. Jednak miałem roczną przerwę,  moja mama miała ciężki okres w życiu, chciałem jej pomóc, więc zrezygnowałem na jakiś czas. Czasami zdarzało się, że jeździłem, ale przez cały rok z nikim się nie ścigałem, po prostu jechałem w tamto miejsce i sam ze sobą walczyłem i ze swoimi myślami. To było moją odskocznią. Jak widać ciągnęło mnie do tego i znów wróciłem. Teraz jednak z większymi siłami. Nie dam sobą pomiatać tym bardziej takiemu chujowi jakim jest Jason.

-Jutro, tam gdzie zawsze o 20.-wzruszył ramionami i spojrzał na Cassie, która wciąż stała za moimi plecami. Odwróciłem się tak by ją zasłonić, a ona kurczowo trzymała moją kurtkę.
-Chroń ją Bieber. Kto wie, kto by chciał ją mieć w swoim łóżku.-prychnął i zaczął iść w stronę wyjścia. Poszedłem za nim, chwyciłem za jego ramię ciągnąc tak by się odwrócił i mocno przywaliłem mu w szczękę.
-Odpieprz się od niej. Nie chodzi ci o nią tylko o wygraną ze mną, więc zajmij się tym McCann.-splunąłem i odwróciłem się do przerażonej Cassie. Chwyciłem ją za rękę i wyszedłem z baru. Nic nie mówiąc dotarliśmy do auta. Otworzyłem jej drzwi, po czym udałem się na swoje miejsce.

-Cassie..-zacząłem niepewnie.
-Odwieź mnie do domu, proszę. -powiedziała ze skruchą w głosie. Wiedziałem, że jest przerażona, ale nie chciałem żeby się mnie bała. Mieliśmy zacząć wszystko od nowa, a teraz?
-Wysłuchaj mnie chociaż, ok?- zapytałem z nadzieją, że chociaż da mi wytłumaczyć tą chorą sytuację. Cassie siedziała cicho, więc uznałem że mogę mówić dalej. – Kiedy byliśmy dziećmi ja i Jason kumplowaliśmy się. Do naszego teamu należeli również chłopacy, wiesz..Ryan, Chris, Chaz i Josh. Zawsze wszystko robiliśmy razem, zdarzało się nawet, że dziewczyny mieliśmy te same-zaśmiałem się przypominając sobie stare czasy, ale Cassie się to chyba nie spodobało. Jestem idiotą. Jasne, że jej się nie spodobało. Zmieszany postanowiłem kontynuować.- Kiedy miałem 15 lat powiedziałem chłopakom, że moi nowi starsi koledzy uczą mnie jeździć autem i że im też mogliby dać kilka lekcji. Wszystkim się ten pomysł spodobał z wyjątkiem Jasona. On zawsze miał chęć do rywalizowania, przez co często bywały kłótnie, ale był naszym kumplem, więc znosiliśmy to. Mówiąc im to nie chciałem robić z tego takiej afery i kłócić się. Wiedziałem, że lubią samochody i szybką jazdę. Tylko dlatego im to powiedziałem.-spojrzałem na Cassie, a ona z zaciekawionym wzrokiem wciąż na mnie patrzyła, więc mówiłem dalej.-Po jakimś czasie okazało się brał lekcje u zawodowców. Zdziwiliśmy się, ale nie mieliśmy mu tego za złe. Powiedział, że chce żebyśmy przyszli mu kibicować na wyścigach, więc tak też zrobiliśmy. Tam spotkałem tych chłopaków co ze mną jeździli. Podeszli do nas zaraz po wyścigu Jasona, który oczywiście wygrał. Chcieli żebym się z kimś zmierzył. Zgodziłem się, bo chciałem zobaczyć jak to jest, ale nie wiedziałem, że się wciągnę. Miałem się wtedy ścigać z Jasonem i Bradem, bo zajął drugie miejsce.-zatrzymałem się i znów spojrzałem na dziewczynę.

-No i? Co było dalej? -popędziła mnie, a ja zacząłem się śmiać, ale widząc jej minę zaprzestałem i skupiłem się znów na opowieści.
-Wygrałem wyścig, Jason się wściekł i od tamtej pory we wszystkim ze mną rywalizuje. Miałem rok przerwy, więc pewnie myśli, że zapomniałem jak to sie robi czy coś.-wzruszyłem ramionami i odpaliłem silnik, by wyjechać z parkingu. Cassie nic nie powiedziała w czasie drogi. Dopiero kiedy zatrzymałem się pod jej domem, odpięła pas i spojrzała na mnie.

-Dziękuję za dzisiaj Justin.-pocałowała mnie w policzek, po czym otworzyła drzwi i wyszła. Siedziałem w samochodzie nie wiedząc co ze sobą zrobić. To było dla mnie zaskoczeniem.

ONA NAPRAWDĘ TO ZROBIŁA?

Zdezorientowany stałem jeszcze chwilę w miejscu, po czym odjechałem z piskiem opon. Ten dzień z pewnością zaliczam do udanych i nikt nawet McCann nie jest w stanie mi go zepsuć.

-------------------------------------------------------------------------------------
Hej, hej :)

Wiecie,że jesteście cudowni?
Nawet nie wiecie jak bardzo cieszę się z tego,
że tak uważnie czytacie moje opowiadanie.
W poprzednim rozdziale zawaliłam i przepraszam.
Postaram się bardziej uważać i częściej myśleć hahaha :)

Mam nadzieję, że tego nie zawaliłam.
Nie wiem czy mam poprawić tamten ( i ten ) 
i napisać je raz jeszcze logicznie, czy zostawić..
Decyzja należy do was, ale szczerze nie widzę w tym sensu, 
bo mam zawsze 3 rozdziały do przodu i musielibyście 
trochę poczekać na kolejne. :c

Zdecydowałam, że rozdziały będę dodawać
średnio raz na tydzień, czasami wcześniej, może później.
Może być ? :)

Dziękuję za tyle komentarzy pod ostatnim rozdziałem
i tyle wejśc Oo hedfuhewoiufhewro < 3

Jesteście najlepsi. :)


poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 7.

Pov’s Cassie.

-Hej –wyszeptał mi na ucho Justin. Był tak blisko, czułam jego oddech na mojej twarzy. Nie powiem że nie podobała mi się dla bliskość, no ale przecież  nie mogłam mu tego pokazać.
-Cz-cześć -starałam się, naprawdę starałam się by nie pokazać mu, że mnie onieśmiela, ale nie udało się. Niepewnie odpowiedziałam, a głos mi się trząsł.
-Chyba powinniśmy…-nie dokończył, ponieważ ktoś wszedł do pokoju. Justin stanął obok mnie z pewnym siebie uśmieszkiem, a ja czułam się dziwnie. Odwróciłam się, by spojrzeć w stronę drzwi, gdzie stała jego mama. –świetnie.–pomyślałam.-lepiej być nie mogło.
-Przyszłam Was tylko zawołać na obiad- powiedziała patrząc na Justina ze złowrogą miną.
-Ja, ja już pójdę. –odezwałam się niepewna tego co powinnam zrobić. Zostać czy iść? W ostateczności postanowiłam iść. Nie chciałam żeby Justin miał przeze mnie kłopoty, a Pattie chyba nie spodobało się to w jakiej sytuacji nas przyłapała.
-Nie, nie kochanie. Nigdzie nie idziesz, zrobiłam obiad, więc zjesz z nami. I nie przyjmuje odmowy-wzruszyła lekko ramionami i się uśmiechnęła.–A teraz chodźmy.
Na dół schodziliśmy w ciszy. Szczerze? Bałam się tego obiadu. Nie chciałabym żeby Pattie miała mnie za łatwą dziewczynę, bo taka nie byłam. Zawsze marzyłam o kimś kto będzie mnie szanował, dla kogo będę wyjątkowa i będę mogła być sobą.  Z rozmyśleń wyrwał mnie szept Justina. Coś nowego.- nie stresuj się tak kochanie.– serio? Jak on może w takiej sytuacji żartować. To niedorzeczne. On jest jakiś chory, poważnie. Przed chwilą jego mama widziała nas w dwuznacznej sytuacji, a on nic sobie z tego nie robi. Wiem, że prawdopodobnie teraz przesadzam, ale jeszcze nigdy nie spotkałam się z czymś takim. Po pierwsze nie miałam doświadczenia z chłopakami, ponieważ miałam ich tylko 3, a po drugie nigdy nie byłam u żadnego w domu.
-Nie mów do mnie kochanie. –powiedziałam najciszej jak się dało z jadem w głosie, a on się tylko zaśmiał. 

PIEPRZONY DUPEK.

Usiedliśmy wszyscy przy stole. Na krzesełku siedział już na nas mały Jackob, któremu chyba nie chciało się na nas czekać, bo kończył właśnie swoją porcję. Usiadłam naprzeciwko Pattie, bo tam pokierował mną Justin, by móc usiąść obok mnie. Pattie nałożyła nam Spaghetti, po czym usiadła na swoje miejsce.
-To, kiedy jest ten bal Cassie? –rozpoczęła grzecznie kobieta, chcąc rozluźnić napiętą atmosferę.
-Za miesiąc.
-Z kim idziesz ? –wtrącił się Justin z pełną buzią. Ugh, kultury to on nie ma, ale widząc jego minę zaśmiałam się. To było wbrew mojej woli, nie mogłam nic poradzić. Cichy śmiech sam ze mnie wyszedł. –Cassie, halo.Pytałem o coś.
-Z Kate, ale będzie tam cała moja szkoła.
-Myślałem, że ostatnio jak tu byłaś mówiłaś, że masz z kim iść –zaśmiał się, a ja spojrzałam na niego jak na idiotę. -Z jakiej to okazji? –nie odpuszczał.
-Mam z kim iść –oburzyłam się. –ukończenie szkoły. –powiedziałam i nie zwracając uwagi na chłopaka zabrałam się za jedzenie.
Po skończonym obiedzie, podziękowałam Pattie, wzięłam swój talerz by odstawić go do zlewu, ale mi nie pozwoliła. Nie byłam nauczona, by nie sprzątać po sobie. Mimo, że mojej mamy często nie było to zawsze po sobie sprzątałam.
-Ja posprzątam, nie martw się o to.-powiedziała mama Justina, kiedy chciałam odnieść swój talerz do zlewu, by go umyć.
-Chciałabym pomóc, pani zrobiła przepyszny obiad, chciałabym się jakoś odwdzięczyć. –przekonywałam, ale na marne, ponieważ kobieta była nieugięta.
-W takim razie ja już pójdę. Naprawdę dziękuję za obiad i za sukienkę.
-Nie ma sprawy, to ja dziękuję za zajęcie się Jackobem. –zaśmiała się, a ja jej zawtórowałam. Podeszłam do malucha, ukucnęłam, by być bliżej niego.
-Cieszę się, że cie poznałam. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy– uśmiechnęłam się do niego i już chciałam odejść, gdy on mnie do siebie przytulił. Odwzajemniłam uścisk i uśmiechnęłam się.
-Też mam taką nadzieję. Przyjdziesz jeszcze? –zapytał z nadzieją w głosie.
-Przyjdzie. – odezwał się w końcu Justin, a ja na niego wymownie spojrzałam.

PRZYJDĘ ?

-Jasne mały, a teraz muszę iść.-powiedziałam i odwróciłam się do kobiety, żeby się pożegnać.-Do widzenia Pattie.
-Do zobaczenia kochanie. –odezwała się i również lekko mnie uścisnęła. Uśmiechnęłam się do niej i poszłam w stronę drzwi. Chwyciłam za klamkę i wyszłam na zewnątrz. Kiedy miałam już zamykać za sobą drzwi, ktoś w nich stanął. No tak, ktoś. Kto inny jak nie Justin?

-Co ty robisz? –zapytałam lekko zdezorientowana.
-Odwiozę Cię, chodź. –chwycił mnie za nadgarstek i ruszył w stronę samochodu. Chciałam się wyrwać, ale wzmocnił swój uścisk. Niespodziewanie odwrócił się do mnie przez co wpadłam na jego klatkę piersiową.-Nie wyrywaj mi się skarbie, nie lubię tego.–powiedział dziwnie się szczerząc.

 Czy on coś bierze, że wiecznie ma dobry humor?

-Co mnie obchodzi co lubisz, a czego nie Bieber?–powiedziałam chcąc odpyskować. Nie będzie mnie do niczego zmuszać, prawda? A jeśli nie chce tak iść, to nie będę.
-Słuchaj Cassie.–zaczął .–Możemy chwilę pogadać?-zapytał lekko zdenerwowany i podrapał się po karku.

O czym on chce ze mną gadać?

-Ta, jasne.–splunełam przewracając oczami.
-Po pierwsze nie przewracaj na mnie oczami, po drugie.. – już miał dokończyć, ale mu przerwałam.
-Przepraszam, co? –zapytałam nie dowierzając.
-Przeprosiny przyjęte, skarbie. A teraz chodź gdzieś gdzie będziemy mieć spokój.–odsunął się ode mnie i poprowadził do swojego samochodu. Otworzył mi  drzwi, obszedł samochód i sam wsiadł.

Jazda była cicha. Nikt z nas się nie odzywał, słychać było jedynie samochody, jeżdżące po autostradzie. Tak byliśmy na autostradzie.
 Po co? Nie mam pojęcia.
Dokąd jechaliśmy ? Nie mam pojęcia.
Dlaczego? Nie mam pojęcia.

Po około 30 minutach wyjechaliśmy na zwykłą drogę. Byłam zmęczona, ale nie odważyłam mu się tego powiedzieć. Dobrze, że mama jeszcze nie wróciła, bo pewnie musiałabym być już dawno w domu. Nim się zorientowałam Justin zatrzymał auto. Spojrzałam na niego, a on wysiadł. Odpięłam pas, a drzwi od mojej strony się otworzyły, a w nich stał Justin. Dopiero teraz zobaczyłam jak był ubrany. Miał na sobie białą koszulkę w serek, czarne nisko opuszczone dżinsy i czerwone buty Supra.

-Długo jeszcze będziesz tak mnie lustrować wzrokiem? -zapytał z rozbawieniem. Podał mi rękę, by pomóc mi wysiąść, ale ją zignorowałam, a on wybuchnął śmiechem.
-No słucham. Co się tak bawi, huh? –byłam wkurzona. Wiem, że jestem czasem wkurzająca, ale nic na to nie poradzę.
-Ty –powiedział pewny siebie i podszedł kilka kroków w moją stronę, a ja cofnęłam się do tyłu.-Oh, nie bój się mnie, albo raczej przyznaj, że ci się podobam.
-Chyba oszalałeś. –prychnęłam. –Po co mnie tu przywiozłeś? –zapytałam rozglądają się po okolicy. Byliśmy na parkingu, przy jakimś barze. Niedaleko nas było zejście na plaże.
-To czemu przede mną uciekasz, boisz się mojej bliskości, denerwujesz się kiedy mówię do ciebie kochanie.. –nie mogłam tego słuchać, miał rację.
-Dość. –krzyknęłam.–Nic  o mnie nie wiesz, nie możesz mówić mi takich rzeczy, które nawet nie są prawdą. Myślisz, że wszystko wiesz, a tak nie jest. Nie znasz mnie. –powiedziałam, a raczej wyrzuciłam z siebie to co leżało mi na sercu. Miałam dość, łzy mi się zbierały do oczu. Po co on mnie tu przywiózł? Żeby się ponabijać? Udało mu się, teraz chce wrócić do domu. Pociągnęłam nosem i otarłam jedną łzę, która wydostała się z mojego oka. Nim się spostrzegłam silne ramiona zacisnęły się wokół mnie dając mi poczucie bezpieczeństwa i..troski?

- Masz racje. –szepnął mi we włosy, potem odsunął się lekko i spojrzał mi głęboko w oczy. –masz rację, nie powinienem ci mówić, że przede mną uciekasz, że się boisz bliskości, może jest jakiś powód tego, a ja o nim nie wiem, bo cię nie znam. Ale chciałbym to zmienić.-co on właśnie powiedział? Czy Justin Bieber przed chwilą przyznał mi rację?

Ja śnie?

-Chciałbym cie poznać, mimo że jesteś czasem strasznie uparta, wkurzająca, naiwna, zbyt grzeczna..– kontynuował, a ja się niecierpliwiłam. Przed chwilą mówił, że chce to zmienić, a teraz wymienia mi moje wady?
-Zrozumiałam. –powiedziałam wyrywając się z jego uścisku, ale jak zwykle się nie dał. Nadal trzymał ręce na mojej talii po czym zaczął kontynuować. –Chce spróbować, poznać cię.
-C-co? – spytałam zdziwiona.
-Jesteś jedyną dziewczyną, nie licząc mojej mamy i kilku innych osób, które potrafią mi się postawić, a ja lubię wyzwania. –wzruszył ramionami śmiejąc się.
-Nie wierze ci. Niby czemu  miałbyś chcieć mnie poznać? Możesz kolegować się z kim tylko chcesz, możesz mieć każdą dziewczynę, możesz wszystko. Do czego ja jestem ci potrzebna? Chcesz się mną pobawić tak jak to zrobiłeś z Olivią? Będziesz udawać kogoś na kogo mogę liczyć, a później mnie olejesz? –mówiłam wszystko. Nie wiedziałam jak zareaguje i szczerze mówiąc bałam się, bo mimo pozorów chciałabym go bliżej poznać. Może i nie miał szacunku do niektórych dziewczyn, ale mi nigdy nic nie zrobił.
-Olivia mnie zdradziła.–powiedział z grymasem na twarzy.– z Jasonem. Moim wrogiem.–zamarłam.–Jesteś jedyną, która o tym wie.-Puścił mnie i odszedł kilka kroków dalej. Ja stałam w miejscu nie wiedząc co zrobić, w końcu postanowiłam do niego podejść. Stanęłam naprzeciwko niego, podniosłam lekko głowę do góry, by na niego spojrzeć, ponieważ byłam niższa. Justin patrzył na mnie. Nie mogłam odczytać co się kryje w jego spojrzeniu.

-Przepraszam, nie wiedziałam. – poczucie winy zawładnęło moim ciałem..
-W porządku. Nie przejmuj się.Nie byłem dużo lepszy od niej. Będąc z nią całowałem się z innymi, ale nigdy nie byłem z inną w łóżku–zapewnił mnie lekko się uśmiechając. Chciał by ten uśmiech był szczery, ale ja wiedziałam, że nie jest.
-Możemy zacząć od początku? –spytałam niepewnie spuszczając głowę w dół. Justin chwycił mój podbródek i lekko skinął głową. Uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił pokazując mi szereg byłych zębów.W tamtym momencie nie obchodziła mnie jego przeszłość z dziewczynami. Chciałam go poznać, to było silniejsze.
-Jestem Cassie  wyciągnęłam do niego dłoń, a on zaczął się śmiać.-Miło mi cię poznać.–dokończyłam. Justin ujął moją dłoń i lekko nią potrząsnął.
-Justin jestem. Czy mogę panią zabrać na skromny obiad? –skinęłam głową, po czym udaliśmy się prosto do baru. Usiedliśmy przy stoliku przy oknie i wzięliśmy menu, by wybrać sobie coś do jedzenia. Po kilku minutach podeszła do nas kelnerka. Na chwilę na mnie spojrzała, a potem od razu z uśmiechem na Justina.

-Dawno cię tu nie widziałam.–odezwała się i przytuliła go na powitanie.To oni się znają?
-Znowu tu pracujesz? Myślałem, że ci się tu nie podobało.
-Masz rację, ale dzięki temu mogłam Cię częściej widywać, a kiedy odeszłam już nie.
-Dzisiaj chyba Ci szczęście dopisuje, bo tu jestem.–z uśmiechem wzruszył ramionami. Podczas gdy on sobie ucinał miłą pogawędkę z nieznajomą mi dziewczyną, siedziałam i nie bardzo wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nawet nas sobie nie przedstawił.

-Kim ona jest? –spojrzała na mnie i skrzywiła się.Jaki ona ma problem? Przynajmniej zauważyli moją obecność, W KOŃCU.
-Nikim, to znaczy tylko koleżanką.–Cudownie Bieber, jestem dla ciebie nikim.
-Justin, możemy już coś zamówić, jestem głodna –palnęłam, a on się uśmiechnął i skinął głową.
-Co byś chciała, piękna? –wzruszyłam ramionami, by przekazać mu że ma mi coś wybrać. Chłopak westchnął i powiedział tej swojej Sue, że chce 2 porcje frytek i 2 wody. Dziewczyna skinęła i odeszła od stolika. Justin przez moment ciągle się na mnie patrzył. Siedziałam z założonymi rękoma i nie odzywałam się, starając się nie okazywać, że jego wzrok mnie rozprasza.

-Zazdrosna ? –spytał z rozbawieniem w głosie.
-C-co ? –jęknęłam zaskoczona. –Nie jestem zazdrosna dupku. –w tym momencie przyszła Sue postawiła nam nasz obiad, uśmiechnęła się do Justina i odeszła, ale zanim to zrobiła szepnęła mu do ucha, by do niej zadzwonił.

 Idiotka.

Siedzieliśmy w ciszy, jedząc aż Justin się nie odezwał.
-Jesteś zazdrosna. –skomentował śmiejąc się. 

Czy on ma coś z głową?

-Nie -jestem- zazdrosna. –oddzieliłam każdy wyraz, by mieć pewność, że usłyszał to co właśnie do niego powiedziałam. –Po prostu nie rozumiem twojej kultury. Jesteś tu ze mną, a gadasz z obcą mi osobą i nawet nas sobie nie przedstawisz. Może dlatego, że jestem dla ciebie nikim, huh?
-O czym ty mówisz, nie jesteś dla mnie nikim..–chciał coś jeszcze powiedzieć, ale mu nie pozwoliłam.
-Sam tak powiedziałeś, zresztą nieważne. Możesz mnie już odwieść? –zapytałam z nadzieją, że się zgodzi. Naprawdę nie miałam ochoty się z nim ciągle kłócić. Wydaje mi się, że ta nasza znajomość nie wypali, jesteśmy zupełnie inni i wkurzamy się nawzajem.
-Nie, nie odwiozę cię jeszcze.–przewróciłam oczami, tak by nie zauważył, ale niestety. Na moje szczęście akurat wtedy na mnie spojrzał. 

Czujecie ten sarkazm?

-Chyba coś ci mówiłem na temat przewracania oczami, prawda? –zapytał z jadem w głosie. Na prawdę można było wyczuć, że jest zły.
-Przepraszam. –tylko tyle udało mi się wydusić, by nie zacząć kolejnej kłótni. Nagle drzwi od baru się otworzyły, a tam wszedł chłopak z wyścigów. Ten z którym Justin się kłócił i mówił że będą się ścigać. 

Chwila, czy on nie miał na imię Jason? To z nim zdradziła go Olivia? Czułam się dziwnie, nie wiedziałam czy mam powiedzieć, że przyszedł jego ’znajomy’ czy nie. Długo jednak  zastanawiać się nie musiałam, ponieważ Justin spojrzał w kierunku w który patrzyłam, a kiedy dostrzegł Jasona, zacisnął mocno pięści, a na jego twarzy były widoczne kości policzkowe.

Seksownie.

Nie, nie pomyślałam o tym prawda?


-Wychodzimy – rzucił Justin szybko podnosząc się z krzesła, chwycił mnie za nadgarstek i prowadził w stronę wyjścia.





----------------------------------------------------------------------------------------

Cześć i czołem <3 p="">uuu..Co się teraz stanie?
Uda im się wyjść niezauważonym ? :D

Wiecie,że jesteście cudowni ?
Prawie 4ooo wyświetleń oO
9 komentarzy oO

Dziękuję,Dziękuję,Dziękuję .!
Nawet nie wiecie jak to motywuje :)

Tak Wam powiesz,że szykuję z przyjacielem
audycję poświęconą Justinowi, mam nadzieję
że zaszczycicie nas swoją obecnością :D

Miłego dnia kochani :) xx