środa, 1 stycznia 2014

Rozdział 6


Pov’s Justin

Jechałem ciemnymi uliczkami miasta, by po chwili być już przed domem kumpla.Wysiadłem z auta, nie fatygując się nawet, by go zamknąć.Wszedłem od razu nawet nie pukając.Taki był już nas zwyczaj, w końcu przyjaźniliśmy się od dziecka i bezgranicznie sobie ufaliśmy.

-Co było takiego ważnego, że kazałeś mi tu przyjechać o 4 rano? –zapytałem wchodząc do kuchni i wyciągając mleko z lodówki, by napić się z gwinta.
-Przegrałem.–powiedział cicho.
-Co masz na myśli mówiąc, że przegrałeś?–zapytałem odstawiając mleko na miejsce i podchodząc do kanapy, by chwilę później na niej usiąść.
-Jestem skończony, rozumiesz?
-Możesz mówić jaśniej?–byłem lekko wkurzony, nie mógł powiedzieć o co mu chodzi?
-Znowu grałem. -powiedział cicho, tak że ledwo słyszałem.
-Co kurwa? –wrzasnąłem na niego wstając z kanapy.–miałeś z tym skończyć.
-Miałem, ale nie mogłem.Wiesz jaki hazard jest uzależniający?–powiedział łamiącym się głosem.Bał się co będzie dalej.Wcale mu się nie dziwiłem.Mieszkał sam, jego rodzina mieszkała na Florydzie, nie interesując się nim. Był zdany sam na siebie, miał tylko nas –mnie, Ryana, Josha i Chrisa.
-Słuchaj, jakoś z tego wybrniemy ok? Pomożemy ci.–zapewniłem go.Czy pomogło? Nie jestem pewny, ale nie zostawimy go samego, to pewne.
-Dzięki, ale co ja teraz zrobię, żeby spłacić ten cholerny dług musiałbym sprzedać dom, a gdzie wtedy będę mieszkać, huh?
-Ile przegrałeś?–zapytałem spokojnie, choć bałem się odpowiedzi.
-50 tysięcy.–powiedział cicho– i pożyczyłem trochę kasy od kilku osób.–dokończył.
-Ile będzie razem?
-Jakieś 57 tysięcy.-westchnął.-Jestem idiotą.
-Masz rację, jesteś.Słuchaj jutro coś wymyślimy ok?Teraz idźmy spać.–powiedziałem, a Chaz przytaknął. Nie było sensu wracać już do domu, więc poszedłem do gościnnego pokoju, gdzie po chwili już spałem.

Obudził mnie hałas na dole.Ubrałem swoją koszulkę, którą zdjąłem przed spaniem i zszedłem na dół. Widząc Chrisa zajadającego się kanapkami z nutellą zaśmiałem się.Jesteśmy dużymi dziećmi, bez wątpienia. Podszedłem do lady i sam sobie zrobiłem kanapki.Wyjąłem sok pomarańczowy i upiłem łyk z butelki.
-Wiesz która jest godzina?–zapytał z rozbawieniem Chaz. Automatycznie wyjąłem telefon z kieszeni moich dresów i spojrzałem na wyświetlacz sprawdzając godzinę.-Kurwa–przekląłem w myślach.Mam 30 min do szkoły.Cudownie, znowu się spóźnię, a nauczyciele będą się mnie czepiać.Nie żeby mnie to obchodziło, ale nie chciałem, by po raz kolejny wzywali moją mamę.Już wystarczająco dużo problemów ma ze mną.

-Ja spadam, zobaczymy się w szkole.Strzałka koleś. –krzyknąłem będąc już przy drzwiach.Szybkim krokiem ruszyłem do samochodu, by  jak najszybciej znaleźć się w domu. Musiałem się jeszcze przebrać i wziąć plecak.Nie miałem w kim książek, zawsze od kogoś pożyczałem, ale potrzebowałem go do kilku innych rzeczy. Jedynymi szkolnymi przyborami w nim były może 2 zeszyty i długopis.Tak, zawsze byłem pilnym uczniem. Czujecie ten sarkazm?

Zdążyłem. Byłem 5 min przed dzwonkiem.Zaparkowałem swoje auto i ruszyłem w stronę znienawidzonego przeze mnie budynku.Pierwsza lekcja–biologia. Przedmiot na ogół nieciekawy, ale powiem wam, że niektóre tematy mnie interesowały, jeśli wiecie co mam na myśli. Już chciałem otworzyć drzwi do klasy, jednak ktoś mnie wyprzedził. Problem polegał na tym, że ten ktoś był po drugiej stronie przez co dostałem w twarz krzywiąc się. Będę miał guza, przez jakąś ofermę.To pewne.

-Co jest kurwa?–krzyknąłem, nie patrząc do kogo mówię.
-Prze-przepraszam, nie chciałam.–zaczęła jakaś dziewczyna, której nie znałem, ale była całkiem ładna więc zostanie jej to wybaczone.
-Jest porządku.Nic mi nie będzie.–powiedziałem lekko uśmiechając się, a dziewczyna niepewnie przytaknęła mi nie wiedząc co ma powiedzieć.Minąłem ją z uśmiechem na twarzy i wszedłem do klasy, która jak się  okazało była już prawie pełna.

Reszta lekcji minęła dość szybko, zważając na to, że nie słuchałem za bardzo tego co mówią nauczyciele, bo byłem zajęty gadaniem z chłopakami i pisaniem sms’ów. Podczas lunchu wspólnie z Ryanem, Joshem, Chrisem i oczywiście Chazem rozmyślaliśmy jak mu pomóc.Doszliśmy do wniosku, że załatwimy sobie jakąś chwilową pracę może nawet na czarno, by zarobić więcej, trochę pożyczymy od rodziców i jakoś damy radę.Przecież nie może być tak źle, nie?

Po szkole od razu udałem się do domu.Obiecałem mamie, że pomogę jej w opiece nad małym Jackobem, synem sąsiadki, którym od czasu do czasu moja rodzicielka się zajmuję. Kiedy byłem już pod domem moją uwagę przykuło auto, którego wcześniej nie widziałem. Pyłem pewny, że należy do jakieś dziewczyny, no bo jaki chłopak jeździłby RÓŻOWYM samochodem? Wszedłem do domu, zdjąłem buty i ruszyłem do kuchni, skąd roznosił się zapach obiadu.

Pov’s Cassie.

Po skończonych lekcjach udałam się do Pattie,  po kolejne pomiary. Szczerze mówiąc modliłam się w duchu, by nie spotkać Justina, po ostatnich wydarzeniach. Razem z Pattie, dużo rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się. Jest naprawdę miłą kobietą. Kto byt pomyślał, że Justin może być z nią spokrewniony. Kiedy już wszystkie pomiary były gotowe zostały nam jeszcze do wybrania dodatki. Musiałam wybrać  kolor i inne rzeczy, myślałam także o dużej kokardzie, więc musiałam o tym powiedzieć, ale nie zdążyłam bo przerwał nam dzwonek do drzwi. Pattie poszła otworzyć i nim się spostrzegłam do pokoju wbiegł mały chłopiec.Miał około 4 lat, był ubrany w koszulę w kratkę, która schowana była w dżinsach i dziecięce sportowe buty.  Chłopak stanął przy kanapie patrząc na mnie. Zapewne zastanawiał się kim jestem. Podeszłam do niego chcąc się przywitać, ale chłopiec lekko mnie uderzył w ramie i pobiegł w stronę Pattie, która właśnie weszła do pokoju.

-Jackob czy ty musisz zawsze wszystkich na starcie bić?Tyle razy ci mówiłam, że to nie ładnie. Teraz idź ładnie przeproś Cassie. –powiedziała kobieta, na co ja się uśmiechnęłam. Nie byłam zła na malucha. Nie zna mnie, miał prawo tak zareagować, ale nie chciałam też żeby oceniał mnie pochopnie więc spróbowałam jeszcze raz. Podeszłam do niego, a on schował się za kolanami Pattie.
-Cześć, jestem Cassie. – wyciągnęłam do niego dłoń,  ale nic z tym nie zrobił więc schowałam ją do kieszeni -nie bój się mnie nic ci nie zrobię, obiecuje.-westchnęłam zrezygnowana -Lubisz samochody?–zapytałam chłopca, widząc, że w rączce trzyma jakieś autko. Maluch przytaknął niepewnie.

-Pobawisz się ze mną?–zapytał ze spuszczoną głową. Nie bardzo wiedziałam co powiedzieć, no bo przecież nie po to tu jestem, a Pattie pewnie ma jeszcze inne rzeczy na głowie niż przebywanie ze mną tak długo, dlatego spojrzałam na nią, by uzyskać jakąś odpowiedzieć, ale kobieta się tylko uśmiechnęła i ukucnęła przy chłopcu.
-Chcesz się pobawić z Cassie?-zapytała malca.
-Tak – powiedział kobiecie na ucho, a ja cicho się zaśmiałam. Był uroczy. Pattie spojrzała na mnie pytająco, a ja jej przytaknęłam.Wyciągnęłam rękę ku maluchowi, a ten tym razem bez problemu ujął moją dłoń.
-Idźcie do pokoju Justina, tam jest jego kolejka.–powiedziała, a chłopiec mocniej ścisnął moją dłoń i zaczął biec w kierunku schodów ciągnąc mnie.Weszliśmy do pokoju. Był dość ładny, jak na chłopaka. Duży, ściany były koloru fioletowego, koło okna stało duże dwuosobowe łóżko, były dwie szafy i biurko, a na ścianach powieszone zdjęcia. Z transu wyrwał mnie Jacob, szarpiący za moją bluzkę, chcąc pewnie zwrócić na siebie uwagę.

-Przepraszam–powiedziałam–co chciałbyś robić?
-Spójrz, mam u Justina kolejkę. Możemy się nią pobawić?–zapytał z lekkim uśmiechem wskazując na kolejkę przy szafie.
-Oczywiście, ale chyba będziesz musiał mnie nauczyć.–powiedziałam wydymając wargi, przez co rozśmieszyłam chłopca.Po około 15 minutach zabawy, do pokoju ktoś wszedł przez co chłopiec od razu oderwał się od gry i pobiegł w stronę drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam Justina, który podnosił małego Jackoba.

A JUŻ MYŚLAŁAM, ŻE GO DZIŚ NIE SPOTKAM.

Pov’s Justin.

Tak jak myślałem, moja rodzicielka krzątała się po kuchni. Podszedłem do niej i ucałowałem jej polik przez co się uśmiechnęła. Uwielbiałem sprawiać, że jest szczęśliwa, mimo że często ją zawodzę, ona wciąż przy mnie jest i zawsze mnie wspiera. Anioł, nie człowiek.

-Dzień dobry, kochanie.Jak było w szkole?–zapytała mieszając sos do spaghetti.
-Dobrze.Gdzie Jackob?
-U ciebie w pokoju, bawi się kolejką –usłyszałem i od razu udałem się do góry. Wchodząc na schody przypomniał mi się różowy samochód, o który zapomniałem spytać.Trudno, zrobię to później. Będąc już przy drzwiach usłyszałem głośne śmiechy.

-No nie, jesteś za dobry.Znowu przegrałam.–ktoś jęknął. Bez zastanowienia od razu chwyciłem za klamkę, by wejść do pokoju. Na dywanie razem z Jacobem siedziała jakaś dziewczyna. Była do kogoś podobna, ale nie mogłem jej skojarzyć, bo siedziała do mnie tyłem. Dopiero kiedy maluch mnie zobaczył i zerwał się do biegu, by się ze mną przywitać dziewczyna się odwróciła. Podniosłem chłopaka i okręciłem go wokół osi, powodując u niego śmiech. Zatrzymałem się, a chłopiec mnie lekko przytulił. Oddałem uścisk i postawiłem go na podłodze.

-Cześć.–powiedziałem do Cassie, jednak ona tego nie odwzajemniła, tylko skinęła głową. Wiedziałem, że była na mnie zła, ale co miałem zrobić?Nie przeproszę jej. Ja nie przepraszam nikogo, no z wyjątkiem mamy.
-Pobawisz się z nami?- roześmiał się Jackob i rzucił się na Cassie, lekko pchając ją do tyłu przez uścisk. Zdziwiłem się na ten widok, bo on nie jest dzieckiem, które szybko się przywiązuje, zazwyczaj mija kilka tygodni zanim zacznie rozmawiać, nie wspominając już o zabawie. Przekupiła go czy jak?
-Jasne.–odpowiedziałem i ruszyłem w ich stronę, jednak zanim zdążyłem usiąść dziewczyna zaczęła się podnosić. Spojrzałem na nią pytająco, a ona podeszła do chłopca, kucnęła i powiedziała, że musi iść.
-NIE–krzyknął maluch.–pobaw się z nami–jęknął smutno.Widziałem, że Cassie zrobiło się przykro, bo westchnęła. Nie chciała go zranić, a wiedziałem że chce pójść z mojego powodu. Nie mogłem na to pozwolić, więc postanowiłem się odezwać.
-Jackob–zwróciłem się do niego, by na mnie spojrzał. –myślę, że jak ładnie poprosisz to Cassie zostanie i pobawi się z nami.- uśmiechnąłem się do niego, po czym swój wzrok przeniosłem na niepewną dziewczynę szepcząc cicho ’proszę’.
-Myślę, że mnie przekonałeś.–zwróciła się do malucha, pogłaskała go po włosach, a on się zaśmiał.

UDAŁO SIĘ.  ZOSTAŁA.

-Okej, więc co chcesz robić chłopaku, huh?–zapytałem.
-Pobawmy się w chowanego.–zaproponował.On serio chce się w to bawić?
-W porządku, my liczymy a ty się chowaj-myślałem, że w ten sposób będę mieć czas na rozmowę z Cassie, ale niestety. Jackob się nie zgodził i wyszło na to, że sam musiałem ich szukać. Odczekałem jakąś minutę, by dać im się schować i ruszyłem w poszukiwaniu. Pierwszym miejscem, do którego się udałem była sypialnia mojej mamy, gdzie zazwyczaj chował się Jackob. Podszedłem do szafy, otworzyłem ją jednak rozczarowałem się, gdy nikogo nie zobaczyłem, co oznaczało że muszę szukać dalej.
Przeszukałem już wszystkie pomieszczenia na piętrze, w tym łazienkę, a po nich ani śladu. Postanowiłem zejść na dół. Wszedłem do salonu, by przeszukać każdy kąt, ale tam również ich nie znalazłem, gdzie oni są? Poszedłem jeszcze do kuchni, gdzie wciąż była moja mama, bo gotowała obiad.

-Cześć, nie widziałaś może Cassie i Jackoba?–zapytałem z myślą, że mi pomoże, ale ona tylko się roześmiała.
-Uciekli przed tobą?-zapytała z rozbawieniem, a ja posłałem jej wymowne spojrzenie.
-Nie, po prostu bawimy się w chowanego no i tak jakby nie mogę ich znaleźć.
-Czy mój syn właśnie się poddał i prosi o pomoc?–moja rodzicielka zaczęła się śmiać, a ja szybkim krokiem ruszyłem z powrotem do pokoju. Świetnie nawet własna mama mnie wyśmiała, ale to przecież nie moja wina, że nie mogę ich znaleźć. Wszedłem do swojego pokoju i zacząłem myśleć, gdzie jeszcze nie sprawdziłem. Zaśmiałem się widząc mała rączkę wystającą spod łóżka. Podszedłem w tamtą stronę i kucnąłem.
-Gdzie on może być–powiedziałem cicho śmiejąc się.–może pod łóżkiem,huh?–zajrzałem, a tam maluch, który wybuchnął śmiechem kiedy mnie zobaczył.
-Długo zajęło ci szukanie mnie. Cassie miała dobry pomysł, nie? –zapytał malec.
-Tak, myślę że tak. A teraz chodź pomożesz mi jej szukać.–już chciałem chwycić jego rączkę, ale on odsunął się ode mnie.
-Nie-e. Musisz sam ją znaleźć, ja nie mogę ci podpowiadać Justin.–no i się zaczęło. Skąd mam wiedzieć, gdzie ona się schowała? Co jak co, ale chować się umiała. Rozglądając się po pokoju, nie widziałem nic nadzwyczajnego.
-Jackob–krzyknęła moja mama, a chłopiec od razu do niej pobiegł. Usłyszałem coś jakby kichnięcie. Podążyłem w tamtą stronę i już wiedziałem, że to Cassie. Ale chwila, czy ona naprawdę schowała się za drzwiami, a ja tam nie spojrzałem?

 To najbardziej banalna kryjówka, o jakiej kiedykolwiek słyszałem.

MIMO TO BIEBER NIE MOGŁEŚ JEJ ZNALEŹĆ – rozległ się głos w mojej głowie. Okej, to prawda. Miałem chwilowe zaćmienie, ale już wiem gdzie jest. Podszedłem bliżej i najciszej jak się dało. Wyjrzałem zza drzwi, tak by mnie nie zobaczyła. Bawiła się swoim telefonem, no tak pewnie jej się nudziło tyle czasu. Zmniejszyłem dystans między nami, a dziewczyna czując moją obecność lekko podskoczyła i odsunęła się do tyłu, nie dużo bo nie było już miejsca. Uśmiechnięty podszedłem jeszcze bliżej, tak że stykaliśmy się ciałami.

-Hej –szepnąłem jej do ucha, a ona się wzdrygnęła.

DZIAŁAM NA NIĄ.

-------------------------------------------------------------------------------

Cześć, cześć :)

Nie bardzo wiem co mam napisać,
mam nadzieję, że was nie zawiodłam i sprostałam
waszym oczekiwaniom. :c

Jeśli powinnam coś zmienić, napiszcie proszę.
Chciałabym poznać waszą opinię. :)

8 komentarzy pod poprzednim rozdziałem,
ponad 2ooo wejść oO
Jesteście cudowni, nawet nie wiecie jak się cieszę
hfeuihewuifheiwf <3 p="">
Jeśli macie jakieś pytania to Twitter lub Ask

Korzystając z okazji chciałabym wam złożyć spóźnione życzenia.
Byście zawsze się uśmiechali,
by każdy z was spełnił swoje marzenia,
byście nie przejmowali się przeszłością,
tylko korzystali z życia najlepiej jak umiecie.

Bo życie macie tylko jedno.
One Life.
Mam nadzieję, że miło zakończyliście rok 2013 :)



9 komentarzy: