wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 41

Cassie.

-Musisz jechać?-zapytałam cicho i usiadłam za nim, by móc przytulić się do jego pleców. Skinął lekko głową łapiąc za moje dłonie, które były oplecione wokół jego torsu i pocałował moje kostki.
-Zobaczymy się jutro, okej?-zapytał i wstał odwracając się, by szybko musnąć moje usta i ruszył do wyjścia.
-Justin.!-krzyknęłam za nim szybko podnosząc się z kanapy, by móc stanąć przed nim twarzą w twarz. Odwrócił się i spojrzał na mnie delikatnie marszcząc swoje czoło.
-Co jest?-zapytał po chwili. Stanęłam na placach, po czym znów opadłam na stopy i powtórzyłam tą czynność kilka razy, aż mnie zatrzymał unosząc swoją brew bym wydusiła z siebie to co zamierzałam powiedzieć.
-Czy mógłbyś mnie zawieźć do Hallie?-zapytałam niepewnie oczekując jego odpowiedzi. Westchnął głośno łapiąc się za czubek nosa, ale w końcu się zgodził. Pisnęłam cicho i podbiegłam do pułki w korytarzu, z której wyciągnęłam buty i szybko je ubrałam. Justin zaśmiał się z mojej reakcji i kiedy skończyłam nakładać buty wyciągnął do mnie rękę, którą od razu chwyciłam i splotłam nasze palce wychodząc z domu, uprzednio zamykając go.
Wsiedliśmy do auta i z piskiem opon odjechaliśmy z mojej posesji. Widziałam na liczniku jak Justin przyśpiesza. Byłam trochę przerażona zważając na to, że jechaliśmy 110 km/h w terenie zabudowanym.
 W każdej chwili mógł ktoś wyjść na jezdnię niezauważony, lub mogła też stać policja, prawda?
I choć Justin wydawał się być opanowany i skupiony na tym co robi, gdzieś w głębi duszy modliłam się, bym nic nam się nie stało.
Chciałam się odezwać, zapytać dlaczego się tak spieszy, ale później uświadomiłam sobie, że to pewnie moja wina. Gdybym nie zażyczyła sobie podwózki, prawdopodobnie nie musiałby się tak spieszyć.
Kątem oka patrzyłam na jego zaciśnięte dłonie na kierownicy i wzrok wbity prosto w jezdnię. Skłamałabym gdybym powiedziała, że nie wygląda seksownie, ale to chyba nie czas na takie myśli.
Nim się zorientowałam, byliśmy już na miejscu. Odpięłam pas i odwróciłam się do Justina, by musnąć jego usta. Uśmiechnął się delikatnie co odwzajemniłam i otworzyłam drzwi. Nim jednak zdążyłam wyjść zatrzymał mnie jego głos i ręka na kolanie.
-Powiedz małej, że następnym razem odwiedzimy ją razem, dobrze?-skinęłam głową z uśmiechem i wyszłam z auta. Obeszłam samochód i podeszłam do okienka mojego kierowcy, przez co zmuszony był do uchylenia go.
-Uważaj na siebie, proszę.-powiedziałam cicho, muskając dłonią jego polik. Położył swoją dużą, lekko szorstką dłoń na mojej po czym przeniósł ją do swoich ust i złożył na niej pocałunek.
-Obiecuję.-powiedział.  Uśmiechnęłam się lekko i poszłam w stronę szpitala, a Justin ponownie z piskiem opon odjechał.


***


-Hallie, kochanie masz gościa.-zawołała dziewczynkę jej opiekunka. Ta od razu odeszła od swoich zabawek i podbiegła do mnie z szeroko otwartymi ramionami. Kucnęłam przy niej i mocno ją do siebie przytuliłam.
-Tęskniłam za wami.-powiedziała z uśmiechem.-Gdzie jest Justin?-zapytała rozglądając się po pomieszczeniu, a kiedy nie znalazła go nigdzie, ponownie na mnie spojrzała, a jej oczy były lekko zaszklone. Wiedziałam, że mała szybko się do nas przywiązała, ponieważ nikt więcej jej tu nie odwiedza, ale nie myślałam, że aż tak.. Przed wejściem do niej, jej opiekunka mówiła mi, że bardzo często o nas pytała lub wspominała nasze ostatnie spotkanie, kiedy u niej byliśmy. Ostrzegła mnie też, że jeśli chcemy z nią utrzymywać kontakt, to powinniśmy ją odwiedzać, ale jeśli jest to tylko chwilowe to od razu powinniśmy dać sobie spokój i dać jej zapomnieć o nas, ponieważ ona nie chce, by Hallie cierpiała.  Co oczywiście było jak najbardziej oczywiste. Ja też nie chciałam, by cierpiała, ale nie chciałam też by o nas zapomniała, bo na prawdę ją polubiłam. Zresztą Justin również.
-Nie płacz skarbie.-mówiłam przytulając ją do siebie.-Justin dzisiaj niestety nie mógł przyjechać, ale obiecał, że następnym razem będzie tu ze mną.-odsunęłam ją lekko od siebie i spojrzałam w jej oczka, z których wyleciało już kilka łez. Szybko je otarłam i uśmiechnęłam się lekko.-Obiecał to, a pamiętaj, że Justin zawsze dotrzymuje obietnic.-powiedziałam, a mała cicho zachichotała przytulając się do mnie.
-Pobawimy się?-zapytała odsuwając się ode mnie i ciągnąc mnie za rękę do jej zabawek. Zauważyłam, że nie ma nic nowego i musi się bawić trochę już zniszczonymi lalkami. Zrobiło mi się strasznie przykro, ponieważ ja prawie zawsze miałam to co chciałam. Moi rodzice zawsze starali się, bym miała jak najlepiej, a teraz patrząc na małą Hallie i widząc ją uśmiechniętą mimo, że ma tylko kilka starych lalek, domek dla Barbie i wózek, nagle zapragnęłam dać jej to czego by chciała. Zapragnęłam by była szczęśliwa i miała dom. Jeszcze nie wiedziałam jak to zrobię i czy w ogóle będzie to wykonalne, ale postanowiłam się nie poddawać. W końcu każdy zasługuje na szczęście, prawda? Nie ważne, że Hallie jest chora. Ona też ma prawo mieć dom i szczęśliwą rodzinę.-Mogę być twoją córką?-zapytała nagle wyrywając mnie z zamyśleń. Spojrzałam na nią niepewnie zastanawiając się co powiedzieć.
Czy ona właśnie powiedziała, że chciałaby być moją córką?
-I ona też będzie twoją córką, dobrze? To będzie moja siostra.-powiedziała uśmiechnięta na co zachichotałam.
Ona mówiła o zabawie w ''dom'', a ja głupia od razu skojarzyłam sobie to z moimi rozkminami. Nigdy więcej nie pomyślę o tym będąc tutaj.
-Jasne.-odpowiedziałam szybko, biorąc lalkę na ręce i udając, że utulam ją do snu, a Hallie pobiegła po wózek, bym mogła włożyć tam jej ''siostrę''.

***


-Hallie bardzo dobrze się czuje przy was.-powiedziała jej opiekunka.-Nie wiem czyja to zasługa, czy wasza czy samej Hallie, która z dnia na dzień staje się weselsza i coraz więcej rozumie, ale cieszę się, że ją odwiedzacie. Mam nadzieję, że nie rozmyśliłaś się i nadal będziecie to robić.-przyznała przeglądając wyniki badań dziewczynki.-Hallie co dwa dni odwiedza pani psycholog, która zapisuje jaki mała ma nastrój danego dnia, czego się nauczyła i tak dalej. Zapisała również, że coraz częściej się uśmiecha i na każdej lekcji ze swoim nauczycielem jak i panią psycholog opowiada o tobie i Justinie. Bardzo się do was przywiązała.
-My do niej również. Ma w sobie tyle pozytywnej energii.-powiedziałam wyciągając telefon, ponieważ zaczął dzwonić.-Przepraszam na chwilę.-przeprosiłam przejeżdżając palcem po ekranie i przykładając telefon do ucha.-Cześć Justin.
-Jesteś już w domu?-zapytał.
-Nie. Jeszcze nie, ale niedługo wracam, a ty?
-Przyjechać po ciebie?-zapytał. Zastanawiałam co się stało, ponieważ dziwnie mówił, ale stwierdziłam, że nie będę teraz o to pytać, ponieważ nie chce robić scen przy opiekunce Hallie.
-Jasne, będę czekać.-powiedziałam po czym od razu się rozłączyłam.
-Justin, huh?-zapytała mnie śmiejąc się pod nosem. Skinęłam nieśmiało głową i ponownie zajęłam miejsce na przeciwko niej.-Jesteście naprawdę uroczą parą.-powiedziała.-Pamiętam jak sama przeżywałam swoje pierwsze miłostki. Trzymajcie się razem i nie pozwólcie, by coś mogło stanąć wam na przeszkodzie, ponieważ widzę jak na siebie patrzycie. W waszych oczach jest miłość, uznanie,zaufanie, szczerość i pożądanie, ale jeśli choć jedno z nich zostanie naruszone...nie odbudujecie już swojej więzi, niestety.-powiedziała kończąc swój monolog. Zastanawiałam się czy przeżyła taką miłość kiedyś. Co ja wygaduje, na pewno ją przeżyła, skoro tak mówi. Nie wiedziałam czy powinnam pytać ją o jej historię, więc po prostu uśmiechnęłam się lekko zakładając kosmyk włosów za ucho.
-Nie chciałabym psuć tego co jest między nami.-wyznałam szczerze, a ona uśmiechnęła się szeroko.
-Wracając do Hallie.-zaczęła za co dziękowałam w duchu, że nie powiedziała nic więcej co mogłoby mnie zawstydzić jeszcze bardziej. Właściwie nawet nie wiedziałam czemu wyznawałam moje uczucia do Justina praktycznie obcej osobie.-Jeśli chcecie mogę porozmawiać z dyrekcją i następnym razem, kiedy przyjedziecie weźmiecie małą gdzieś poza szpital. Jeśli oczywiście chcecie.-dodała od razu.
-Jasne.-powiedziałam uradowana.-Byłoby świetnie.
-Cieszę się, że podchodzisz do tego tak entuzjastycznie.-uśmiechnęła się.-A teraz leć, bo chyba się za tobą bardzo stęsknił.-zaśmiała się słysząc ponownie dźwięk mojego telefonu. Podziękowałam jej grzecznie i wyszłam ze szpitala z wielkim uśmiechem na ustach. Niestety, tak szybko jak on powstał tak szybko zszedł z mojej twarzy, kiedy zobaczyłam Justina w samochodzie. Szybko otworzyłam drzwi od strony pasażera i wsiadłam do auta spoglądając na twarz mojego chłopaka.
-Co ci się do cholery stało?-krzyknęłam przerażona. Miał rozdarty łuk brwiowy, podbite oko, rozwalony nos, co znaczyła już zaschnięta krew i lekko spuchnięte usta.
Jeśli mam być szczera to powiedziałabym, że wygląda co najmniej okropnie.
-Opatrzysz mnie w domu?-zapytał cicho. Chciałam przejechać dłonią po jego policzku, ale bałam się, że go skrzywdzę, dlatego czym prędzej odsunęłam dłoń z zasięgu jego twarzy i pokręciłam przecząco głową.
-Nie Justin.-powiedziałam. pewna siebie patrząc mu w oczy.-Nie opatrzę cie, ponieważ powinien to zrobić jakiś lekarz. Widziałeś się w lustrze?-zapytałam z lekko podniesionym tonem.
-Uwierz mi, bywałem w dużo gorszych sytuacjach i obyło się bez szpitali.-przyznał czym jeszcze bardziej mnie zezłościł.
-Wow, Justin..jesteś tak doskonałym pocieszycielem.-krzyknęłam.-Nie potrzebowałam tej informacji w swoim życiu, bo przez to jeszcze bardziej się martwię. W coś ty się wpakował?-zapytałam już nieco ciszej i zakryłam twarz dłońmi, które po chwili Justin wziął w swoje i kazał spojrzeć sobie w oczy. Tak też zrobiłam po chwili zawahania.
-Jestem tu i nic mi nie jest.-powiedział, na co mentalnie wywróciłam oczami. Wiedziałam, że wkurzyłby się gdybym zrobiła to na poważnie, a wolałam tego uniknąć.-To tylko kilka zadrapań, które można opatrzeć i wszystko będzie w porządku.
-Nic nie będzie w porządku.
-Dobra.-powiedział głośniej puszczając moje dłonie obrażony i odpalił silnik po czym ruszył w stronę mojego domu.-Odwiozę cię do domu i pojadę do chłopaków, żeby zrobili to za ciebie.-dodał.
Zrobiło mi się trochę głupio. Nie wiem kto miał rację w tym sporze. Prawdopodobnie oboje nie powinniśmy się tak zachowywać, ale cóż..to my. Zazwyczaj działamy wybuchowo. Wtedy własnie przypomniały mi się słowa opiekunki Hallie:
''W waszych oczach jest miłość, uznanie,zaufanie, szczerość i pożądanie, ale jeśli choć jedno z nich zostanie naruszone...nie odbudujecie już swojej więzi, niestety''
Westchnęłam głośno i oparłam głowę o szybę wpatrując się w widoki, które mijaliśmy. Nie chciałam się z nim kłócić o takie błahe rzeczy. Wiem, że czasami jestem strasznie wkurzająca i zbyt opiekuńcza, ale przecież nie robię tego za złość jemu, prawda? Robię to, ponieważ się martwię i nie chce by mu się coś stało.
-Justin.-zaczęłam cicho, kiedy w końcu odważyłam się na niego spojrzeć. Spojrzał na mnie przelotnie, po czym znów wbił swój wzrok w jezdnię, by nie stracić panowania nad autem.
-Przepraszam.-powiedział.-Poniosło mnie, nie chciałem się na tobie wyżywać.
-Nie, to ja przepraszam. Po prostu się martwię, ja..
-Wiem.-przerwał mi i lekko ścisnął moje udo uśmiechając się w moją stronę.-Wiem, że się martwisz, dlatego powinienem ci od razu powiedzieć co się stało. Nie chce mieć już przed tobą tajemnic, Cass.-powiedział zatrzymując się pod moim domem.-Ufam ci.
-Więc...opatrzę ci to, a ty powiesz mi co się stało?-zapytałam niepewnie, a on zaśmiał się całując moje czoło. Poczułam coś i spojrzałam w lusterko w samochodzie.
-Musimy to opatrzeć, bo wciąż leci ci krew z warg.-powiedziałam ścierając jego krew ze swojego czoła. Uśmiechnął się lekko i wyszedł z samochodu, okrążając je, by otworzyć mi drzwi. Wyszłam z jego pomocą i zaczęłam szukać kluczy w kieszeni.
-Możesz już zacząć.-powiedziałam.-Co się stało?

--------------------------------------------------------------------------------------------------

Yołki :)

Udało mi się wcześniej napisać i tak oto mamy już 41 rozdział oO
Nie wiem kiedy to zleciało, naprawdę..

W każdym razie mam nadzieję, że Was nie zawiodłam :)

Jeśli macie jakieś pytania lub coś jest niezrozumiałe to piszcie.

Do następnego misiaczki xoxo





14 komentarzy: