poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 38

Cassie.



Powoli odwróciłam się, a moim oczom ukazał się Justin z uśmiechem na twarzy.
-Jaka jest odpowiedź na ostatnią zagadkę?-zapytał, a ja na pewno miałam już czerwone poliki.
-Nazwisko.-szepnęłam cicho, a Justin ucałował moje czoło. To co czułam w tym momencie było nie do opisania. Mam cudownego chłopaka i na pewno nie pozwolę mu odejść.
 Uśmiechnął się szeroko na moją odpowiedź i uklęknął.

Chwila co?

Czemu on klęczy?

Chyba nie zamierza mi się oświadczać?!

Kurwa.

-Cassie Sparks-Bieber czy pójdziesz ze mną na bal?-zapytał wyciągając kolejną kopertę ku mnie, a mi stanęło serce. Proszę powiedzcie, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Niepewnie chwyciłam ją do rąk i otworzyłam. W środku znajdowały się dwa bilety na mój bal.
 Boże, dziękuję ci za takiego chłopaka. Nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie ci się za to odpłacić..
-Ale skąd ty-y...?
-Mam swojego gołębia, który trochę mi pomógł. To jak? Pójdziesz ze mną na tel bal Cass?
-Hmm..no nie wiem.. Fakt, postarałeś się, ale nie cierpię zagadek, a ty to zrobiłeś.-powiedziałam starając się nie roześmiać. Justin zachichotał po czym objął mnie w talii, przyciągając blisko siebie i wpił się w moje usta z lekkością i namiętnością. Z każdym jego pocałunkiem, dotykiem, a nawet słowem ja...po prostu wariuje. Nie wiem co ten chłopak mi zrobił, ale cokolwiek to było, podoba mi się.
-Teraz cię przekonałem?-zapytał z uśmiechem, kiedy się od siebie oderwaliśmy.
-Zdecydowanie.-zachichotałam.
-Cokolwiek robicie, musicie przestać, bo zamierzamy wejść do domu.-usłyszeliśmy krzyk Chaza.
-Chcesz zrobić małe show?
-Co masz na myśli Justin?
-To.-powiedział po czym mocno na mnie naparł swoim ciałem całując każdą część mojej twarzy. Jęknęłam cicho uśmiechając się, kiedy przejechał językiem wzdłuż mojej szyi. Usłyszeliśmy zamykanie drzwi, co znaczyło, że już weszli. Chcąc ich trochę poddenerwować oplotłam jedną nogę wokół pasa Justina, a on rozumiejąc moje zamiary uśmiechnął się przez pocałunek i podniósł mnie do góry.
-O mój Boże!-pisnęła Kate.
-Wy tak na poważnie? Cholera to mój dom. Możecie się od siebie łaskawie odkleić? Na prawdę nie chcę mi się na was patrzeć, ale jeśli już tak bardzo siebie potrzebujecie, to idźcie na górę.!-krzyczał Chaz, ale my..jakby to powiedzieć..nie zwracaliśmy na niego uwagi. Josh, Chris i Ryan tylko się śmiali, więc podkręciłam troszkę atmosferę, kiedy szepnęłam Justinowi, by mnie opuścił na dół. Ponownie wpiłam się w jego usta, a ręką zjeżdżałam wzdłuż jego abs, aż dotarłam do niedostępnej sfery dla innych dziewczyn. Jęknął głośno z rozkoszy i mocniej na mnie naparł. Naprawdę bałam się, że to się źle skończy, ale nie panowałam na tym. Po prostu mnie poniosło, no a po części tego właśnie chciałam.
-Kurwa, Cassie nie wierze, że to zrobiłaś.-pisnęła Kate, a ja tylko zachichotałam odrywając się od Justina. Kate szybko podbiegła i chwyciła moją rękę ciągnąc do kuchni.
-Co to właśnie było? Pożeraliście się na naszych oczach. Możesz to jakoś wytłumaczyć? Cholera Cassie dotknęłaś go, ty to zrobiłaś, nie wierze. Na naszych oczach.-krzyczała wciąż się uśmiechając.-Prawdopodobnie gdybyśmy nie przyszli to wylądowalibyście na podłodze. Nago. Robiąc różne rzeczy.
-Nie.-powiedziałam śmiejąc się.-Nic byśmy nie robili.
-Nie? Więc co to kurwa było?
-Nic.
-Ty tak poważnie?
-Tak.
-Umiesz odpowiadać pełnymi zdaniami?
-Nie.
-Ugh, jesteś nieznośna. Lepiej wracajmy, bo i tak nie masz ochoty ze mną rozmawiać.-powiedziała, a ja najzwyczajniej w świecie podeszłam do niej i ją przytuliłam.
-Jestem szczęśliwa.
-Wiem, to Cass.-powiedziała oddając uścisk.-Widzę.

***

Siedziałam wtulona w ciało Justina podczas, gdy wszyscy oglądaliśmy jakiś horror. Nie muszę chyba mówić, że panicznie boje się tego typu filmów, nie? To chyba nawet sugeruje moja pozycja, w której się znajduję. Powinnam dodać, że prawie zgniatam Justinowi dłonie, gdy coś nagle wyskakuję? No cóż..mówiłam im, byśmy tego nie oglądali, ale mnie nie posłuchali. I mimo, że czuję się bezpiecznie, gdy Justin mnie trzyma, to..wciąż oglądamy horror i ta świadomość mi wcale nie pomaga.
-Kochanie, wszystko dobrze?-zapytał Justin mocniej mnie obejmując, kiedy od kilku minut wciąż miałam zamknięte oczy. Pokiwałam twierdząco głową, ale nie zmieniłam pozycji przez co Justin zachichotał.-Chodźmy stąd, nie musimy tego oglądać.
-Nie.-zaprzeczyłam.-Jest dobrze, nic mi nie jest, widzisz?
-Dlatego miałaś zamknięte oczy i wciąż kurczowo trzymasz moje dłonie,tak?-zakpił.
-Zamknij się.
-Oj, chodź na górę.-powiedział całując moją głowę.-Odpoczniesz chwilę, a później tu wrócimy jeśli będziesz chciała, w porządku?-pokiwałam twierdząco głową i nie zważając na nikogo więcej uwagi poszliśmy na górę. Od razu po wejściu do pokoju rzuciłam się na łóżko.

Tak, tego było mi trzeba, zdecydowanie.

-Ten film był głupi.-stwierdziłam co wywołało u Justina kolejną dawkę śmiechu.-Dziękuję, że się ze mnie śmiejesz.-zadrwiłam.
-Nie śmieję się z ciebie.-powiedział, a ja posłałam mu wymowne spojrzenie.-Okej, śmieję się z ciebie, ale to dlatego, że uroczo wyglądasz, kiedy tak mocno się mnie trzymasz, dzięki czemu dobrze się czuję, bo wiem, że w takim momencie chcesz być bardzo blisko mnie i czujesz się w miarę bezpiecznie w moich ramionach.-powiedział siadając na łóżku u wyciągając ku mnie swoje dłonie, bym je złapała. Usadził mnie sobie na kolanach i delikatnie gładził najpierw moje włosy,a potem twarz po czym złożył na moich ustach krótki, ale soczysty pocałunek.
-Czuję się przy tobie bezpiecznie.-uśmiechnął się i wstał razem ze mną, mocno mnie trzymając.-Dokąd idziesz?-zaśmiałam się.
-Zobaczysz.-powiedział otwierając okno i dając mi znak, bym zeszła i przez nie przeszła. Spojrzałam na niego niepewnie, przez co to on pierwszy wyszedł i ponowie wystawił ku mnie rękę by pomóc mi wejść na dach.
-Często tu przychodzisz?-zapytałam, kiedy siedzieliśmy patrząc na panoramę miasta.
-Tylko czasami.-westchnął-Kiedyś bywałem tu częściej z chłopakami. To taka nasza odskocznia. Zawsze tu siedzieliśmy, gdy..-zatrzymał się i popatrzył w moje oczy.-Zresztą nieważne, chciałem po prostu posiedzieć gdzieś z tobą, wiesz.,gdzieś gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał.
-Podoba mi się tu.-uśmiechnęłam się szeroko, ucałowałam polik Justina i wtuliłam się w jego ramię splatając nasze palce. Przez chwilę między nami panowała cisza, ale nie przeszkadzało mi to. Wyglądało to tak jakbyśmy wsłuchiwali się w bicie naszych serc.
-Jak wyobrażasz sobie naszą przyszłość, Cass?-zapytał nagle, co mnie zaskoczyło.
-Co masz na myśli?
-No wiesz..nas.-powiedział drapiąc się po karku.-No czy...czy widzisz nas razem za kilka lat, czy wyobrażasz sobie nas mieszkających razem, czy wyobrażasz sobie nas mających dzieci, jeśli tylko będziesz chciała, mających psa czy inne zwierzę, które lubisz, czy wyobrażasz sobie mnie za kilka lat jako..jako twojego męża.-patrzyłam przed siebie z załzawionymi oczami i nie potrafiłam wydusić z siebie nawet jednego słowa. To co powiedział i w jaki sposób to zrobił, było czymś tak bardzo idealnym.-Cass, przepraszam. Nie powinienem nic mówić. Skąd mi to w ogóle przyszło do głowy. Przepraszam, zapomnij o tym.-mówił szybko i gdy już miał się podnieść po prostu popchnęłam go lekko, by mógł się położyć i go pocałowałam.
-Taka odpowiedź ci wystarczy?-zapytałam śmiejąc się i wycierając łzy, które spadały na koszulkę Justina.
-Kocham Cię, Cassie.
-A ja Kocham Ciebie.-powiedziałam kładąc się na jego klatce piersiowej.





Justin.

-Powinniśmy już chyba zejść.-powiedziałem odgarniając kosmyk włosów Cass. Przytaknęła uśmiechając się i wstała. Zrobiłem to samo, po czym zeszliśmy na dół.
-Co wy tam tyle robiliście zboczuchy?-zaśmiał się Chris, a do niego dołączyła cała reszta. Mimo, że nic takiego nie robiliśmy widziałem jak Cass się rumieni. Przytuliłem ją do siebie, a potem usadowiłem sobie na kolanach. Wszyscy rozmawialiśmy i śmialiśmy się, ale sielanka długo nie trwała, ponieważ mój telefon zaczął dzwonić. Wyjąłem go z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz. ''Sean''.

Cudownie.

-Teraz nie mogę przyjechać. Jestem zajęty i nie ma mnie w domu.-powiedziałem, kiedy zadzwonił Sean z prośbą o przyjazd do niego. Nie wiem czego chciał, ale zdecydowanie nie był to dobry moment na odwiedziny. Jedyne czego teraz chciałem to spędzenie czasu z przyjaciółmi i dziewczyną, a nie Seanem i jego bandą.
-Słuchaj, nie obchodzi mnie to czy masz czas czy nie. Powinieneś tu być. Nie odzywałeś się do mnie od kilku dni, a kolejny wyścig masz jutro i musimy obmyślić plan, bo przyjeżdżają nowi ludzi, którzy ponoć są naprawdę dobrzy, więc rusz łaskawie ten swój tyłek i przyjeżdżaj.-Odruchowo uderzyłem pięścią w ścianę mówiąc krótkie ''zaraz będę'' i rozłączyłem się,
-O co chodzi, Justin?-szepnęła cicho Cass podchodząc i gładząc uspokajająco moje plecy. Nie chciałem jej tu zostawiać, ani jechać, ale wiem do czego się zobowiązałem. Musiałem to wykonać do końca. Dla McCanna i jego siostry.
-Jest w porządku. Muszę tylko coś załatwić,ok? Niedługo wrócę. Obiecuję.-ucałowałem głowę Cass obejmując jej ciało i spojrzałem na jej nieodgadniony wyraz twarzy. Martwiła się. Widziałem to. Wtuliła się we mnie i cicho szepnęła:
-Zostań. Proszę.-Jej słowa, zawsze były dla mnie ukojeniem i wszystko co robiła mnie uspokajało, ale nie mogłem zostać. Nie teraz. Odsunąłem ją lekko od siebie, ostatni raz całując jej czoło i wyszedłem. Wiem, że gdybym został tam jeszcze chwilę, prawdopodobnie by mnie przekonała i uległbym jej, bo nie lubię widzieć jej smutnej. A już tym bardziej z mojego powodu. W oddali słyszałem jeszcze krzyki chłopaków, ale nie odwróciłem się, bo znając mnie od razu spojrzałbym na Cass, a to nie wróżyłoby niczego dobrego. Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem do auta.


***


Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Zastanawiałem się, czy nie powinienem zapukać, ale doszedłem do wniosku, że nie muszę. Co za różnica czy ktoś mi otworzy, czy sam to zrobię, prawda? Szedłem ciemnym korytarzem do miejsca, z którego pochodziły śmiechy.
-Patrzcie kto u nas zawitał.-zaśmiał się Sean.
-Siema.-powiedziałem podchodząc do nich i przybijając każdemu 'żółwia'. Usiadłem na wolnym miejscu i czekałem na dalsze wskazówki. Mam nadzieję, że naprawdę chcą obmyślać plan i nie ściągnęli mnie tu, bo im się nudziło lub szukali towarzystwa.
-Mel.-krzyknął jeden z nich.-Piwo.-Zaraz po jego słowach zjawiła się dziewczyna i postawiła każdemu z nas po butelce. Patrzyłem na nią i myślałem co ona musiała tu przejść. Z nimi... Jest totalnie przestraszona i ubiera się zbyt wyzywająco. Pamiętam jak jeszcze kilka lat temu biegała po podwórku w ciuchach, które nie odkrywały niczego. Porównując tamto z...tym, to teraz wygląda nie najlepiej.
-Wiem co planujesz Bieber.-Zaczął Sean, kiedy dziewczyna opuściła pomieszczenie.-Chcesz odebrać mi tą sukę, huh?
-Nie wiem o czym mówisz. Oszalałeś?-Zmrużyłem oczy patrząc na niego i kręcąc głową w niedowierzeniu. Co on właśnie powiedział i skąd to niby wie?
-Dobrze wiesz o czym mówię.-zadrwił.-Dam ci to czego chcesz, ale musisz dać mi coś w zamian.
-Co masz na myśli?
-Oddam ci siostrzyczkę McCanna, jak wygrasz dla mnie kilka następnych wyścigów bez otrzymania gotówki za to.
-Chodzi ci tylko o pieniądze?-zakpiłem.-Chcesz żebym wygrał i nie brał od ciebie kasy, w zamian za uwolnienie Melanie? A co z moimi 3o %, które mi obiecałeś?-zapytałem pochylając się ku niemu ze złączonymi dłońmi.

To się nie dzieję naprawdę.

-Cóż..to było zanim dowiedziałem się w co ze mną pogrywasz, stary. Nie ładnie tak oszukiwać,co? Jesteś takim lojalnym kumplem, szkoda, że nie dla mnie.-zaśmiał się.-Więc jak będzie?
-Jeśli wygram, a ty się wzbogacisz to wypuścisz Melanie?-ta rozmowa jest coraz bardziej dziwna. Co jeśli kłamie? I skąd on do cholery się o tym dowiedział?
-Myślę, że to dobry układ.
-I to wszystko?-zakpiłem.-Mam ci uwierzyć, że nie chcesz nic więcej?
-Myślisz, że nie biorę tego czego chcę? Chcę zemsty na tych ludziach, dlatego ty musisz to wygrać, a wtedy zapomnę o tym, że próbowałeś mnie wrobić.
-Jeśli po tym uwolnisz Melanie i zostawisz nas w spokoju, to wchodzę w to.
-Świetnie.-powiedział.-Myślę, że dobiliśmy dobrego układu.



------------------------------------------------------------------------------------------------------

Cześć i czołem. :)

Nie mam za dużo do powiedzenia, dlatego pozostawiam to Wam.

Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle.

Do następnego xoxo


ps. jeśli są jakieś błędy to przepraszam, sprawdzę później.

Myślicie, że wciąż będzie tak słodko?

Więc muszę Was rozczarować... :c






18 komentarzy:

  1. To nie wróży niczego dobrego... xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny:)
    Czekam na next:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział !
    OMG Justin i Cass są cudowną parą! Są wręcz uroczy haha
    Czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  4. O moj boże laska masz talent serio rozdział niesamowity

    OdpowiedzUsuń
  5. Justin&Cass awww uroczo♥ no i dobili targu, dadzą Justin'owi spokój i będzie wszystko super, yeah! hehe

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest świetnie tylko ten debil na końcu Sean Grr
    NEXTTT

    OdpowiedzUsuń
  7. Boski jak zawsze :)
    Czekam na nn ♡
    @olusia5692

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny rozdział *,*

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudny ^^ aww tacy słodcy *.*

    OdpowiedzUsuń
  10. jezu, Kocham Cię <3
    Jestem ciekawa skąd oni się dowiedzieli...ugh.
    Ta akcja, hahaha. Cassie jest naprawdę odważna w tych sprawach haha xd
    No cóż ja mogę powiedzieć?
    Cudny <3
    Mogłabyś mnie poinformować o następnym?
    Dziękuję <3
    I zapraszam do mnie :)
    week-to-love-justin-bieber.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny! Justin i Cass są tacy uroczy <3 Czekam na nn
    ZAPRASZAM -----> http://new-life-fanfiction-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudny rozdział *.* słodcy są Justin i Cass ale myślę ze ta cala Melanie namiesza miedzy nimi :/ skąd Sean się dowiedział o tym planie Jasona? Kurde ciekawi mnie to . Czekam xx

    OdpowiedzUsuń