Proszę skomentujcie :)
+ jeśli są jakieś błędy to przepraszam..
O czym marzy każda mała dziewczynka?
O rycerzu na białym koniu, który zawładnie jej sercem i pokocha całym sobą.
O rycerzu, który za wszelką cenę będzie się starał i walczył o ukochaną.
Z biegiem lat z pewnością nie czekamy już na rycerza i jego rumaka, a na mężczyznę swojego życia.
Osobę, która sprawi, że każdy kolejny dzień będzie piękniejszy.
Osobę, dzięki której nasze życie stanie się wyjątkowe.
Osobę, przy której będziemy zasypiać i budzić się...
Czekamy na mężczyznę, który będzie naszym przeciwieństwem, a jednocześnie idealnym uzupełnieniem.
Niektóre sytuacje w naszym życiu zmieniają wszystko.
Nasze podejście, zachowanie czy postrzeganie różnych rzeczy..
Każdy z nas, stara się żyć tak, by być szczęśliwym.
Los stawia nam na drodze różnych ludzi.
Niektórzy ranią mówiąc przykre słowa, lub robiąc coś, co sprawia nam ból;
inni zaś są w życiu naszym oparciem, zawsze można na nich liczyć i cokolwiek by się nie stało, wiesz, że są tu dla ciebie.
Przez całe życie przewija nam się mnóstwo ludzi, czy tego chcemy czy nie,
jednakże każda ze znajomości niewątpliwie czegoś uczy.
Zawarte przyjaźnie, które okazują się być na całe życie, ale i takie, o których nigdy nie pomyślałoby się, że mogą 'zaistnieć'.
Każdy człowiek dąży do tego, by być szczęśliwym i wykorzystać ten czas na Ziemi.
Dążymy do tego, by kochać i być kochanymi.
A gdy już to osiągniemy, to czy potrzeba nam czegoś więcej?
Miłość dodaje skrzydeł i czyni każdy dzień jeszcze wspanialszym..
Czego chcieć więcej?
***
Od federalnego wydarzenia na lotnisku, minęły 2 lata.
Cassie siedziała w swoim nowym mieszkaniu, które kupiła wraz ze swoim chłopakiem i oglądała jakiś program w telewizji popijając gorącą czekoladę.
Na dworze był mróz, bowiem zbliżały się święta Bożego Narodzenia.
Na ulicach przechadzało się mnóstwo ludzi, którzy szukali w sklepach idealnego prezentu dla swoich najbliższych, niestety dziewczynę cała ta aura musiała ominąć z powodu przeziębienia.
Dlaczego?
Cóż...już wyjaśniam.
*flash back*
Kilka dni temu; Cassie wraz z jej chłopakiem wybrali się na spacer.
Chodzili uliczkami miasta rozmawiając i śmiejąc się, aż dotarli do parku,
do którego tak bardzo lubili przychodzić.
Często zabierali tu małą Hallie i Jackoba, by mogli pobawić się na placu zabaw,
ale nie tym razem.
Teraz chcieli być sami.
To był ich czas, ich dzień.
To była ich kolejna rocznica, dlatego postanowili spędzić ją tylko w swoim towarzystwie.
-Cass.-zaczął chłopak obejmując ciało dziewczyny od tyłu jedną ręką.
-Hmm?-mruknęła patrząc w jego piękne tęczówki.
Mimo, że minęło już tyle lat, dziewczyna wciąż zachwycała się pięknem swojego chłopaka.
Do tej pory nie mogła uwierzyć, że był jej.
Tylko jej.
-Radzę ci uciekać.-szepnął jej do ucha, przez co przeszedł przez nią lekki dreszcz. Zmarszczyła brwi nie rozumiejąc słów chłopaka, dopiero po chwili, kiedy zobaczyła co trzyma w ręku wybuchnęła głośnym śmiechem i ruszyła przed siebie.
Nie patrzyła, gdzie biegnie.
W tamtym momencie chciała znaleźć się jak najdalej niego, by nie mógł jej natrzeć.
Biegła ścieżkami parku, od czasu do czasu odwracając się, by zobaczyć czy chłopak wciąż ją goni. Kiedy nie zauważyła go za sobą, zdyszana zatrzymała się, by zaczerpnąć trochę powietrza i uśmiechnęła się na myśl, że mimo iż już jakiś czas temu skończyli szkołę i są na studiach wciąż zachowują się jak dzieci.
-Mam cię.-krzyknął obejmując jej ciało swoimi ramionami i przewracając ich na ziemię. Śmiali się wniebogłosy, będąc po prostu szczęśliwymi. Cassie, próbowała mu się wyrwać, jednak na darmo, ponieważ ten przygniatał ją swoim ciałem.
-Złaź ze mnie grubasie.-śmiała się.
-Oh, teraz to już się na pewno nie puszczę.-powiedział biorąc garstkę śniegu i sypiąc ją na twarz Cassie. Dziewczyna krzyknęła pod wpływem niespodziewanego ruchu i zaczęła mocno ruszać głową, chcąc by śnieg ,,opuścił'' jej twarz. Chłopak śmiejąc się głośno, delikatnie ścierał śnieg z jej twarzy, a potem pocałował. Chciał by ta rocznica była wyjątkowa, by oboje zapamiętali ten dzień. Chciał uszczęśliwiać swoją ukochaną do końca życia, ale bał się.
Bał się, że są zbyt młodzi, a Cassie odmówi...
-Nienawidzę cię.-warknęła udając obrażoną i klepiąc chłopaka delikatnie w ramię.
-Kochasz mnie.-powiedział, po czym ponownie złączył ich usta.
*end flash back*
-Jesteśmy.-krzyknęła Hallie wbiegając do salonu, gdzie siedziała Cassie.
Dziewczynka usiadła obok niej i pokazała prezent, który kupiła Jackobowi.
Czy wspominałam już, że jej rodzicielka stara się o adopcję małej?
Niedługo Cass oficjalnie będzie przyrodnią siostrą Hallie.
Zawsze chciała mieć młodsze rodzeństwo, więc teraz kiedy nadarzyła się okazja, nie narzeka, tym bardziej, że pokochała ją od samego początku.
-Jest śliczny.-powiedziała.-Na pewno mu się spodoba.-uśmiechnęła się do niej ciepło i przytuliła.
-Hallie, możesz iść na chwilę do pokoju się pobawić?-dziewczynka skinęła posłusznie głową na prośbę chłopaka i pobiegła do innego pokoju.
Teraz dzięki temu, że mieszka z nimi, to znaczy z mamą Cassie, której aktualnie nie ma, ponieważ jest w pracy, gdzie zmienia swój grafik, tak by móc się zajmować Hallie; dziewczynka ma wszystko to czego nie miała będąc w szpitalu. Dzięki nim ma zabawki, chodzi do normalnej szkoły, ale przede wszystkim ma rodzinę.
-Cześć.-szepnął chłopak całując policzek Cass.
-Cześć.
-Jak się czujesz?-zapytał z troską w głosie, odgarniając pasmo włosów za ucho. Spuściła lekko głowę, ale chłopak widząc to od razu ją podniósł i spojrzał w jej oczy.-Co jest?
-Znowu mi nie dobrze.-powiedziała zażenowana tym, że nie może zrobić nic w domu. Czuła się bezużyteczna będąc chora. Nie mogła posprzątać, ani zrobić im nawet obiadu.
-Będziesz wymiotować?
-Nie wiem, ja..-nie zdążyła dokończyć, zatykając sobie usta, by nie zwymiotować na chłopaka. Ten wziął ją szybko na ręce, jak pannę młodą i szybkim krokiem ruszył do łazienki, gdzie delikatnie ułożył dziewczynę przy ubikacji i odgarnął wszystkie jej włosy.
-Jest w porządku, kochanie.-szeptał do jej ucha.
***
I tak mijały kolejne dni.
Dzień za dniem..
Święta zbliżały się wielkimi krokami, a Cassie wciąż nie miała prezentu dla swojego chłopaka.
Dzisiaj, kiedy poczuła się już trochę lepiej, postanowiła zadzwonić do swoich przyjaciółek i poprosić je o pomoc.
Zarówno Kate jak i Olivia nie odmówiły jej.
Zawsze, gdy miała jakiś problem, lub pokłóciła się z kimś mogła na nie liczyć.
Pewnie dziwi was to, że nazwałam Olivię przyjaciółką Cassie.
Cóż..myślę, że to dobrze określenie, zważając na fakt, że dziewczyny się pogodziły i naprawdę dobrze się dogadują. Są dla siebie jak siostry, we trójkę.
Na początku, kiedy Olivia starała się uświadomić dziewczynom, że nie ma złych zamiarów, te nie wierzyły jej, uparcie twierdząc, że tacy ludzie jak ona się nie zmieniają, ale czy nie każdy zasługuje na kolejną szansę?
Tak ową właśnie Cass i Kate postanowiły dać Olivii i jak widać opłaciło się.
Cass stała w sypialni szukając jakiegoś ciepłego swetra, by się nie doprawić, kiedy wyjdzie na ten mróz. Poczuła jak ktoś oplata jej ciało dłońmi i lekko muska jej szyję. Uśmiechnęła się szeroko, wiedząc kto, to i odepchnęła od siebie, słysząc niezadowolony jęk chłopaka za sobą.
-Możesz mi podać ten sweterek?-zapytała mrugając kilka razy oczami, jakby chciała go przekonać robiąc ,,słodką'' minkę, ale zamiast tego usłyszała głośny śmiech chłopaka.
-A co dostanę w zamian?-zapytał niskim tonem zbliżając się do dziewczyny coraz to bardziej. Kiedy był już przy niej uśmiechnął się szeroko, a dziewczyna zarzuciła mu ręce na na szyje, splatając je tam i pocałowała go z pasją i miłością, którą do niego żywiła.
To on nauczył ją kochać.
To on pokazał jej czym jest miłość.
To on był przy niej, kiedy było źle i dobrze.
To on wytrzymywał jej humorki.
To on kochał ją mimo jej wad.
To on dawał jej szczęście i poczucie bezpieczeństwa.
To on walczył o nią, mimo że go odpychała.
To on.
Justin.
Miłość jej życia.
***
-Mamy już wszystko?-zapytała Kate.
-Jeśli chodzi o prezenty to tak.-mruknęła Cassie.-Ale muszę jeszcze do łazienki.
-Wszystko z tobą w porządku?-zapytała zmartwiona Olivia.
-Tak, po prostu jestem jeszcze chora.-uśmiechnęła się blado, czując że zaraz ponownie eksploduje czując zapach ryby z restauracji, obok której się właśnie znajdowały. Zakryła swoje usta i pobiegła w stronę łazienki, a wraz za nią jej przyjaciółki. Weszły do kabiny, w której wymiotowała Cassie i tak jak to robił zawsze Justin odgarnęły jej włosy z twarzy.
***
W tym samym czasie, kiedy dziewczyny były na zakupach Justin wraz ze swoimi przyjaciółmi pakowali prezenty. Te święta mieli spędzić wszyscy razem.
Cassie i Justin, i ich mamy, mała Hallie, Kate, Olivia, Chris, Chaz, Ryan, Josh i Jason.
Te święta miały być czasem zapomnienia tego co było złe przed laty i utwierdzenia, że prawdziwa przyjaźń i miłość przetrwa wszystko. Nie ważne jak złe by to było...
-Oświadczysz się jej?-zagadnął Chaz szturchając lekko Justina w ramię.
-Odmówi.-powiedział.
-Koleś, ile razy mówiłeś nam, że nie widzisz świata poza nią?-wtrącił się Ryan, na co chłopak wzruszył ramionami z bezradności.
Chciał tego. Chciał by Cassie była oficjalnie jego, ale bał się, że jeśli zrobi tak ważny krok, ona odmówi. Wiedział, że go nie wyśmieje, ale nie chciał robić z siebie błazna, nie chciał jej przestraszyć.
-Jak chcesz, ale żebyś później nie żałował.-powiedział Chaz, dając Justinowi chwilę na przemyślenie sytuacji.. Miał jednak nadzieję, że przyjaciel posłucha ich rady i przełamie swój lęk.
***
Święta Bożego Narodzenia.
Te święta to magiczny czas dla każdego wierzącego.
To czas wybaczania i dzielenia się z innymi pozytywną energią podczas śpiewania kolęd i wspólnych rozmów. I tak właśnie zapowiadał się ten dzień.
Od samego rana każdy z uczestników dzisiejszej kolacji biegał po swoim mieszkaniu i przygotowywał się na wieczór.
Oczywiście nie obyło się też bez sprzeczek.
Każdy chciał by wyszło idealnie, ale na swój sposób, przez co były niedogodności.
-Cassie, gdzie jest mój krawat?-zapytał Justin, wchodząc do kuchni, gdzie dziewczyna wyjmowała ciasto z piekarnika. Spojrzała na chłopaka i uśmiechnęła się lekko odkładając ciasto na blat. Zdjęła rękawice i z głośnym westchnięciem ruszyła do ich sypialni.
-Proszę.-powiedziała.-Co ty byś beze mnie zrobił.-zaśmiała się. Chłopak objął ją w tali i przycisnął swoje wargi do jej, a ręce ulokował na jej pośladkach ściskając je, przez co dziewczyna jęknęła gardłowo.
-Umarłbym.-powiedział z beszczelnym uśmieszkiem.
-To pewne.-mruknęła Cass.-A teraz idę jeść.
-Przed chwilą jadłaś.-zaśmiał się idąc za nią do kuchni.
-Przeszkadza ci to?-zapytała unosząc jedną brew. Pokręcił przecząco głową i pocałował jej policzek.
-To seksowne.-dziewczyna wybuchnęła śmiechem na jego komentarz i udała się do kuchni.
***
-[..] Bądź szczęśliwa i spełniaj swoje marzenia, rozwijaj się i kochaj mnie.-zaśmiała się Cass, na życzenia od Kate. Przytuliła do siebie przyjaciółkę i szczerze podziękowała.
Po życzeniach w końcu przyszedł czas na jedzenie, przez co dziewczyna była uradowana. Od kilku dni miała straszną ochotę na...dosłownie wszystko. Nie wiedziała, za co ma zabrać się najpierw. Nie patrzyła na to, czy coś dobrze wygląda razem jak na przykład sałatka z rybą czy coś w tym guście. Jadła to co pierwsze chwyciła.
Długo rozmawiali i śmiali się. Widziała, że towarzystwo, w jakim się obraca jest takie o jakim zawsze marzyła. Wszyscy tu są dla niej rodziną. Każdy z osobna.
-Kiedy prezenty?-zapytała Hallie, szarpiąc za rękę Amandy. Kobieta uśmiechnęła się szeroko widząc podekscytowanie małej.
-Myślę, że możemy zaczynać.-powiedziała.
Prezenty rozchodziły się w bardzo szybkim tępię. Zdecydowanie za szybkim jak na Justina. Swój prezent dla Cass chciał dać jako ostatni. Jeszcze niedawno był wszystkiego pewien, chciał się przełamać, ale teraz kiedy coraz bliżej była jego kolej miał wątpliwości.. Co jeśli odmówi?
-No, Justin.-poklepał go po ramieniu Chris.-Twoja kolej, stary.-Chłopak przełknął głośno ślinę widząc ostatni prezent pod choinką i ruszył w tamtą stronę. Podniósł torebkę z ziemi i spojrzał na swoją ukochaną, która przygryzała wargę i przez to pobudzała do życia jego przyjaciela, tam na dole.
Pokręcił głową, odrzucając erotyczne myśli, które przyszły mu teraz go głowy i skupił się na swoim zadaniu.
DASZ RADĘ. - powtarzał sobie, sam siebie próbując do tego przekonać..
-Cass.-mruknął ledwo słyszalnie.-Możesz podejść?-dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i zrobiła to o co prosił. Stanęła przy nim i patrzyła na jego poczynania.
Nie dał jej torebki. Sam wyciągnął z niej małe pudełeczko i wręczył je dziewczynie. Cassie chwyciła je i otworzyła. Jej oczom ukazał się piękny srebrny naszyjnik w kształcie literki ''J''. Cass zabrało dech w piersiach. Czym prędzej chwyciła wisiorek i przyjrzała mu się. Z tyłu był napis: ''Kocham Cię Cass''
Niby nic takiego, niby zwykły wisiorek, ze zwykłym napisem, jednak to coś znaczyło i Cassie dobrze o tym wiedziała. Wiedziała, że ich uczucie jest prawdziwe, i mimo że czasami się kłócili, wiedziała, że razem mogą przetrwać wszystko. Spojrzała na niego, a w jej oczach zgromadziły się łzy szczęścia.
-To nie koniec.-powiedział, na co dziewczyna otworzyła szerzej buzię. Chłopak wyciągnął kolejne pudełeczko z torebki, ale tym razem nie wręczył go dziewczynie. Spojrzał na nią, jakby chcąc wyczytać jej przyszłościową reakcję, ale na darmo. Westchnął głośno i w końcu się przełamał. Spojrzał na wszystkich siedzących przy stole, którzy z zaciekawieniem czekali na rozwój akcji i ponownie zatopił swoje spojrzenie w oczach Cassie, po czym uklęknął przed nią, a dziewczyna zakryła usta rękoma. Łzy spływały jej po policzkach, ale Justin nie zwracał na to uwagi jak zazwyczaj.
-Cass.-zaczął niepewnie i odchrząknął gulę, która utworzyła mu się w gardle.-Cassie, ja..em..wiem, że jesteśmy młodzi, że mamy całe życie przed sobą, ale..-chwycił jej dłoń i splótł ich palce razem. Bał się, że go odtrąci, ale nie zrobiła tego, co dało mu większą pewność siebie.-Ale..Kocham Cię Cass i jestem pewny, że chcę spędzić swoje życie właśnie z tobą. O niczym innym tak bardzo nie marzę. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ciężko mi się to teraz mówi i ile razy wahałem się, bo nie wiedziałem czy się zgodzisz. Co ja wygaduje-zaśmiał się bez humoru.-Wciąż nie wiem, ale pewien mały ptaszek.-spojrzał na Hallie.-powiedział mi kiedyś, że jeśli nie spróbuję to nigdy się nie dowiem, więc..postawiłem zaryzykować. Wiem, że jesteś dla mnie idealna i jedyna. Wiem to i wiem też, że nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Bez mojej upierdliwej dziewczyny, którą kocham.-powiedział. Przez chwilę panowała cisza. Nikt się nie odzywał. Każdy wyczekiwał odpowiedzi dziewczyny, która po prostu stała i patrzyła na Justina. Po kilku chwilach zrezygnowany chłopak chciał zamknąć pudełeczko, wiedząc, że Cass się nie zgodziła, ale przerwał mu jej głos.
-Justinie Drew Bieberze nawet się nie waż.-warknęła na niego.-A teraz załóż mi go.-powiedziała z szerokim uśmiechem rzucając się na kolana i przybliżając do chłopaka. Ten zmieszany jej nagłym zachowaniem delikatnie się uśmiechnął i włożył pierścionek na jej palec.
-Kocham cię.-powiedziała Cassie.-I tak oczywiście, że za ciebie wyjdę, gdybyś o to pytał.-zaśmiała się, a razem z nią reszta rodziny i Justin.
-Kocham Cię tak cholernie mocno.-powiedział całując ją namiętnie.
***
Kilka dni później.
Cassie wróciła właśnie od swojej mamy. Weszła do domu chcąc od razu porozmawiać ze swoim chłopakiem, jednak widok który zobaczyła zszokował ją. Na podłodze walały się puszki po piwie, a Justin z przyjaciółmi siedział w salonie oglądając mecz i głośno krzycząc.
-Goooooool-skakali po pokoju przytulając się i rozlewając alkohol. Wkurzona ich zachowaniem, podeszła do telewizora i go wyłączyła. Chłopaki spojrzeli na nią zdezorientowani, a Cass stała tam i patrzyła mierząc każdego z nich.
-Wynocha.-powiedziała próbując opanować emocję.
-Cass.-zaczął Justin podchodząc do niej w celu uspokojenia.
-Nie teraz.-warknęła na niego.-A wy jazda do siebie.
-Boże, Cassie tylko oglądaliśmy mecz, a ty zachowujesz się jakbyś miała okres.-powiedział Chaz.
-Gdybym go, kurwa jeszcze miała.-warknęła zła.
-Co masz na myśli?-dopytywał Chris.
-O kurwa.-skomentował Justin, łapiąc za końcówki swoich włosów.
***
"[...] miłość po prostu jest. Bez definicji. Kochaj i nie żądaj zbyt wiele. Po prostu kochaj." Paulo Coelho
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć :)
----> Wiem, że pewnie nie chce Wam się już czytać moich wypocin, po tak długim epilogu, ale jeśli macie czas to proszę, zróbcie to i skomentujcie.
Chciałabym wiedzieć ile osób, było tu ze mną. :)
No i dotarliśmy do końca.
Nawet nie wiecie jak jestem z NAS dumna.
Dzięki Wam dokończyłam pisać swoje pierwsze opowiadanie.
Cholera, nie mam słów, na to by wyrazić jak bardzo Wam Dziękuję.!
Jesteście tak bardzo idealni.
Dziękuję za każde miłe słowo dotyczące tego opowiadania,
dziękuję za komentarze,
pytania kiedy będzie kolejny rozdział etc.
Nigdy nie sądziłam, że będę miała prawie 89 tys. wyświetleń i 23 obserwatorów oO
To jakaś magia, naprawdę.
I to wszystko dzięki Wam.!
Jesteście cudowni.!
Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę z tego, że każde Wasze słowo znaczy dla mnie bardzo wiele,
dlatego tak bardzo Wam dziękuję.
----> Jeśli chodzi o kolejną część to nie przewiduję.
Wierzę, że macie bujną wyobraźnię i zakończenie dopiszecie sobie sami :)
----> Jeśli macie jakieś pytania lub będzie potrzebować w czymkolwiek pomocy, to jestem do Waszej dyspozycji :)
Kocham Was.!
Tak baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaarzdo.!
I raz jeszcze dziękuję, że pozwoliliście mi zakończyć to opowiadanie.